Żużel. Po bandzie: Bańbor i Małkiewicz, biznesmeni pełną gębą [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu od lewej: Kevin Małkiewicz i Bartosz Bańbor
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu od lewej: Kevin Małkiewicz i Bartosz Bańbor

- Jak to obrazowo zauważył Nicki Pedersen, trudno widzieć przyjaciela w kimś, z kim wchodzi się w łuk z prędkością 120 km/h. To raczej twój rywal w biznesie - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

W sporcie generalnie chodzi o to, by oszukać rywala. Na boisku piłkarskim napastnik próbuje oszukać obrońcę zwodem, tak samo jak zwodem próbuje oszukać judoka judokę czy zapaśnik zapaśnika, by założyć właściwy chwyt. Nie inaczej wygląda to na ringu pięściarskim, gdzie też nie ma zmiłuj. Kiedy trener Billama Smitha zauważył u Masternaka problemy z żebrem - obóz rywala twierdzi, że taki był czujny i bystry - nakazał podopiecznemu obijać tę część korpusu ze zdwojoną siłą. I trudno było oczekiwać, że akurat Brytyjczyk po chrześcijańsku zacznie "schaby" Polaka omijać, pokazując jaki jest mocny. Bo raz, że na tle przeciwnika taki mocny nie był, a dwa - boks to nie tylko ciosy kończące na głowę i szczękę, ale też na niższe partie ciała.

Gdy jednak czujesz się mocny, stać cię na rzeczy wielkie i postawę fair play. Tak właśnie postąpił na trasie zeszłorocznego Tour de France Jonas Vingegaard, czekając na Tadeja Pogaczara, gdy ten obalił się podczas ich wspólnej ucieczki na szybkim, technicznym zjeździe. Duńczyk wiedział, że noga mu później odda i udowodni, że jest nie tylko szlachetny, ale też najszybszy. Tak pomyślał i tak zrobił.

ZOBACZ WIDEO Nietypowe zajęcia Rasmusa Jensena. Tak Duńczyk spędza przerwę między sezonami

Zatem w sporcie jest mnóstwo miejsca na szacunek, ale już nieco mniej na przyjaźń. Przyjacielskie czy też koleżeńskie stosunki łatwiej jest budować dopiero po zakończeniu kariery, przykładem Tomasz Gollob i Piotr Protasiewicz. Ogólnie rzecz biorąc, trzeba konkurenta uprzedzić lub wywieźć w pole. I nie chodzi wyłącznie o samych sportowców, lecz o całe środowisko. Prezes musi ubiec prezesa na rynku transferowym, natomiast media starają się często oszukać czytelnika tytułem. By zajrzał do środka, mimo że nie ma po co.

Jak to obrazowo zauważył Nicki Pedersen, trudno widzieć przyjaciela w kimś, z kim wchodzi się w łuk z prędkością 120 km/h. To raczej twój rywal w biznesie, bo sport zawodowy to dziś nic innego jak gałąź biznesu właśnie. Wspominał o tym ostatnio nowy opiekun Orła Łódź, Maciej Jąder, że gdy podczas obchodu pyta zawodników, jaki tor widzą, najczęściej słyszy standardowe odpowiedzi, że twardy, że trudny czy też że będzie się odsypywał. Tymczasem zawodnicy mają zauważać, że jakakolwiek ta nawierzchnia by nie była, to przede wszystkim trzeba na niej widzieć leżące pieniądze.

No, jednocześnie wciąż wymagamy od żużlowców, by w zawodach drużynowych jeździli nie tylko biznesowo, ale też drużynowo. Choć w dzisiejszym speedwayu jazda zespołowa wydaje się już nieco przereklamowana. Dziś torowi biznesmeni nie muszą sobie pomagać. Wystarczy, że nie będą sobie przeszkadzać, a już będzie świetnie.

Jeśli żużlowcy są dziś biznesmenami - a ustaliliśmy, że są jak najbardziej - nie możemy też od nich wymagać nadmiernego ryzyka. Bo biznesmen nie może sobie pozwolić na branie przymusowego urlopu w tzw. sezonie. Stąd też tak ważne jest solidne ubezpieczenie.

W futbolu częściej niż napastnik z napastnikiem przyjaźnią się bramkarz z napastnikiem lub też obrońca z napastnikiem. Bo nie wchodzą sobie w paradę i nie stanowią dla siebie konkurencji. Przy czym w futbolu rezerwowi być muszą. Im ich więcej i na wyższym poziomie, tym większy komfort dla trenera. A pensja i tak wpada co miesiąc na konto – czy się gra, czy się siedzi, uposażenie się należy. W żużlu utarło się natomiast, że choćby jeden rezerwowy to zło, zarzewie konfliktów i źródło zagęszczania atmosfery. Ze względu na biznesowy charakter zajęcia w połączeniu z takim, a nie innym systemem nagradzania.

W minionym sezonie Betard Sparta rozpoczynała sezon z absolutnym żółtodziobem, Kacprem Andrzejewskim. To była nauka żużla na oczach tysięcy kibiców w najlepszej lidze świata. Stąd też emocje udzielały się temu chłopcu ogromne. Stąd wiele niebezpiecznych sytuacji, upadki, sporo smakowania żużla w dosłownym słowa znaczeniu. Gdy jednak Andrzejewski zaczął zbierać efekty tego przyspieszonego studium speedwaya, gdy zaczął się stawać nieobliczalny również w dobrym słowa znaczeniu, pojawił się Kevin Małkiewicz. I zabrał mu miejsce w składzie.

Gdy chodzi o nową wrocławską formację juniorską, budowaną na sezon 2024, będzie to taka właśnie nauka speedwaya z tysiącami świadków na trybunach i przed telewizorami. Niełatwa próba sprostania oczekiwaniom innych oraz swoim własnym. Pod napięciem. Spore wyzwanie przed panami Andrzejewskim, Seniukiem, Kowolikiem. Pozostaje zaapelować o spokój i czas dla nich.

Ale można też mieć wiarę, otóż przykłady Bartosza Bańbora czy wspomnianego Małkiewicza dowodzą, że da się wkroczyć na ekstraligowe salony będąc dzieckiem i z miejsca ogrywać takie gwiazdy jak Janowski czy Lambert. A to jest niewątpliwie piękniejsza strona tego biznesu.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Stal Gorzów bez licencji. Prezes zdradza kolejne kroki
Dominik Kubera pójdzie w ślady Szymona Woźniaka? Jednoznaczna odpowiedź

Źródło artykułu: WP SportoweFakty