Ove Fundin urodził się w 1933 roku w szwedzkim Tranas. Swoje życie związał z żużlem. Ścigał się na torach od lat 50-tych do początku lat 70-tych. Przeszedł do historii szwedzkiego żużla jako pięciokrotny Indywidualny Mistrz Świata. Jego sukcesy można wymieniać szczegółowo. Przez 10 lat z rzędu stał na podium IMŚ.
Jest trzecim najwybitniejszym żużlowcem w historii po Ivanie Maugerze i swoim rodaku Tonym Rickardssonie. Choć nie jeździ już od wielu lat, to speedway i motocykle szosowe sprawiają mu ogromną radość.
Wiele lat temu walczył z chorobą nowotworową, którą wygrał. Wielu by mu powiedziało, że powinien odpoczywać na sportowej emeryturze na kanapie bądź fotelu, ale nic z tych rzeczy. Fundin, choć już ma 90 lat, to nie przestaje zaskakiwać. Regularnie kursuje pomiędzy Saint Tropez a Sztokholmem na motocyklu. Jeździ też do Rumunii. Kilka lat temu, wraz ze swoimi rodakami wybrał się na daleką podróż do Korei Południowej.
ZOBACZ WIDEO: Rekordowy budżet Apatora. Ile brakuje torunianom do walki o mistrzostwo?
- W tej eskapadzie znalazła się nasza trójka: Olle Nygren (były brązowy medalista IMŚ - dop. red.), Per Olof Serenius (były mistrz świata w iceracingu indywidualnie i w drużynie) i ja. Jednak to nie był nasz pomysł. Spytano nas, czy nie bylibyśmy chętni, a my się zgodziliśmy. Jeden z uczestników zapłacił za transport motocykli do Korei Południowej - wspomina ideę Ove Fundin.
Co ciekawe, sporą część przygotowań do tej wyprawy nie musiały podejmować legendy speedwaya, co dosyć zaskakujące jak na tak długi dystans.
- Może nawet powinniśmy więcej zrobić, ale większość wykonały za nas pozostałe osoby. Zabraliśmy ze sobą namioty, śpiwory i kurtki na wypadek chłodnej pogody oraz pozostałe ubrania. Nie wzięliśmy żadnych części zapasowych, na wypadek awarii (śmiech). Mieliśmy naprawdę sporo szczęścia, że udało się cało odjechać tę podróż - komentuje legenda sportu żużlowego.
Olle Nygren, brązowy medalista IMŚ z 1954 (zmarł w 2021) uwielbiał podróże, a ta do Rosji była dla niego spełnieniem marzeń.
- Olle nigdy wcześniej tam nie był, więc zrealizował swoje myśli. Per Olof Serenius ścigał się wielokrotnie w Rosji na lodzie. Ja też w trakcie kariery zaliczyłem tam kilka występów. Startowałem w Ufie, Leningradzie czy Moskwie. Po zakończeniu kariery pojechaliśmy wspólnie z synem w głąb Rosji na 7 tys. km - dodaje pięciokrotny mistrz globu.
Imponujący dystans dla zwykłego człowieka nie uwidaczniał właściwie żadnego strachu dla byłych gwiazd żużla.
- Zaczęliśmy jazdę przez Koreę, później przez Syberię i znaleźliśmy się w Mongolii. Potem był Kazachstan i znowu Rosja. To było niesamowite przeżycie. Zajęło nam to 60 dni. To było ok. 18 tysięcy km. Chłopaki skończyli w Sztokholmie, a ja pojechałem jeszcze dalej do Saint Tropez, do domu - mówi Szwed.
Fundin wielokrotnie opowiadał ciekawostki ze swoich wypraw, nie inaczej było i tym razem. Zaskoczył Rosjan będąc w sercu państwa. - Na Placu Czerwonym w Moskwie zmieniałem opony, co dla ludzi było dużym szokiem. Widać było na ich twarzach, "co to za wariaci na motocyklach, którzy robią takie rzeczy na Placu Czerwonym?" - z uśmiechem wspomina tę akcję Ove Fundin.
Szwedzka eskapada nie przebiegła idealnie, ale dzięki życzliwości ludzi udało się pokonać pewne niedogodności. - Mieliśmy swojego pomocnika, który jechał za nami samochodem. Całe szczęście, że był z nami ''Posa'' (Per Olof Serenius), bo ani Olle, ani ja nigdy nie byliśmy dobrzy w sprawach sprzętowych. Per ma sporo wiedzy i wiedział jak pomóc. Jeździliśmy na KTM-ach i BMW. Olle miał trochę problemów z maszyną i trzeba było go zapychać (śmiech). Najbardziej zaskoczyła mnie gościnność i pomoc ze strony lokalnej społeczności.
Fundin dodaje też, co stanowiło największy problem podczas wyprawy. - Przekraczaliśmy różne granice. Mogło nie być żadnych kolejek na granicach, a i tak trzymali nas bardzo długo. Najgorzej było z Rosjanami. Irytowaliśmy się z tego powodu. Ciągle były potrzebne opłaty i podbijanie pieczątek.
Na pierwszy rzut oka jadąc tak ogromny dystans wydaje się, że możesz dużo zobaczyć. Fundin zaznacza, że wcale tak nie jest. - Drogi na Syberii są bardzo złe. Z kolei Mongolia wygląda na opuszczoną. Jedziesz i jedziesz, a nic się nie dzieje. Nie było łatwo, bo Olle nam się pochorował w Mongolii. Jak się zatrzymywaliśmy, to nie mogliśmy za dużo porozmawiać z ludźmi. Byli jednak przyjaźnie do nas nastawieni. Przynosili nam coś do jedzenia. Kupowaliśmy od nich paliwo, bo na trasie ciężko było znaleźć stację benzynową.
Pozostaje pytanie, czy rodzina nie obawia się o tak długie podróże Ove Fundina? - Najlepiej jakbyś sam spytał moją żonę o to (śmiech). Gdy byłem młodszy, to pobiłem dystans 20 tys. km, z Florydy na Alaskę. W sumie ciągle jestem w ruchu. Jeżdżę na motocyklu z Saint Tropez do mojego domu w Szwecji. Zbiera mi się tych kilometrów. Dzieci przypominają mi, "Tato pamiętaj, że już nie jesteś taki młody". Fajnie, że wykazują zainteresowanie - stwierdza były żużlowiec ze Szwecji.
Pięciokrotny Indywidualny Mistrz Świata ma już 90 lat. Jakie znaczenie mają dla niego tak dalekie eskapady?
- Sprawia mi to wielką frajdę. Czuje się szczęśliwy i spełniony. Każda taka podróż to jak wyzwanie, a każde jej zrealizowanie pokazuje, że jestem w formie i dobrze się czuje. To jak zdobycie kolejnego tytułu mistrza świata - kończy Fundin.
Spodobał ci się artykuł? Szukasz prezentu na święta? Lubisz czytać? Zajrzyj TUTAJ
Zobacz także:
Żużel. Opowiedział o kontrowersyjnym meczu. Co dalej z Remigiuszem Substykiem?