Najbliższe dwa lata będą kluczowe dla tej dyscypliny w naszym kraju. Wszystko z powodu ogłoszonego przetargu na prawa telewizyjne do 2. Ekstraligi oraz rozpoczęciu wstępnych rozmów o prawach do PGE Ekstraligi. Wynik przetargów i ewentualny dalszy szybki rozwój dyscypliny będzie zależeć właśnie od postawy władz TVP.
W tym momencie prawa telewizyjne do praktycznie całego ligowego żużla w Polsce należą do Canal+, który udzielił sublicencji na dwa mecze PGE Ekstraligi w każdej kolejce swojej konkurencji, czyli Eleven Sports. Na mocy umowy do PGE Ekstraligi rocznie wpływa bagatela 60,5 mln zł. Obecna umowa wygasa w 2025 roku, a w środowisku już martwią się, że koniec kontraktu może być równoznaczny z końcem hossy w polskim żużlu.
Rekordowy kontrakt - każdy z klubów dostaje minimum 6,5 mln zł rocznie - był możliwy za sprawą wielkiej rywalizacji pomiędzy Canal+ a Warner Bros Discovery (właściciela m.in. TVN, ale także Eurosportu). Po długich negocjacjach władzom ligi udało się uzyskać aż trzykrotną podwyżkę. W latach 2019-2021 do klubów wpłynęło łącznie 60 mln zł (20 mln zł rocznie). W ramach nowego kontraktu na lata 2022-2025 mowa o rekordowej kwocie 242 mln zł (60,5 mln rocznie).
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Jensen, Krużyński, Cegielski i Szymański
- Moim zdaniem to nie jest dobry czas na przetargi na prawa telewizyjne. Na rynku trwa walka o prawo do pokazywania Ligi Mistrzów, planowane są zmiany w TVP, a z polskim rynkiem żegna się Viaplay. Za chwilę na rynku pojawią się prawa do Premier League, Bundesligi czy Formuły 1. Dla żużla powtórzenie kwoty poprzedniego kontraktu będzie trudne, żeby nie powiedzieć niemożliwe - komentuje były szef żużlowej redakcji Canal+ Marcin Majewski, który doskonale zna kulisy walki o prawa telewizyjne.
Wygląda więc na to, że obecnie żużel uratować może jedynie zmiana polityki TVP. Poprzedni dyrektor TVP Sport Marek Szkolnikowski nie zamierzał brać udziału w przetargach i proponować gigantycznych kwot, mimo iż doskonale wiedział, że żużel niezmiennie przyciąga przed telewizory rzeszę fanów. Telewizja Publiczna nie była więc aktywna, a ostatecznie trafiały do niej mniej atrakcyjne żużlowe transmisje, za które nie trzeba było płacić dużych kwot. Organizatorom towarzyskich meczów reprezentacji Polski czy mistrzostw Europy bardziej zależało bowiem na promocji niż pieniądzom za prawa.
Na razie nic nie wskazuje na to, by w walkę o prawa miał ponownie mocno zaangażować się Warner Bros Discovery, stacja Viaplay właśnie zapowiedziała odejście z polskiego rynku, a Polsat nie będzie robił konkurencji dla siostrzanej spółki, czyli Eleven Sports. Trudno też podejrzewać, by nagle do Polski wkroczył kolejny gigant, który włączyłby się do walki z Canal+. Wraz ze zmianą władz TVP Sport do żużla wróciła nadzieja na odmianę sytuacji.
- Żużel niezmiennie jest dyscypliną, którą chętnie widzielibyśmy na naszej antenie, natomiast nie komentujemy kwestii związanych z nabywaniem czy negocjowaniem poszczególnych licencji sportowych - komentuje wicedyrektor TVP Sport Sebastian Staszewski.
Już samo włączenie się do walki o pokazywanie choćby jednego meczu 2. Ekstraligi byłoby uznane za krok w dobrą stronę. Do tej pory za możliwość pokazywania meczów zaplecza PGE Ekstraligi Canal+ płacił około miliona złotych rocznie. Jeśli żużel ma się rozwijać, a różnice pomiędzy poziomami rozgrywkowymi zmniejszać, to ta kwota musi znacząco wzrosnąć. Bez konkurencji ze strony TVP to się nie uda. Odpuszczenie walki o pierwszoligowe transmisje może być z kolei sygnałem dla Canal+, że nie mają konkurencji i mogą zmniejszyć swoją propozycję również za PGE Ekstraligę. W takim przypadku żużel czeka bolesny cios i powrót do chudych lat.
- Kolejnym krokiem dla dyscypliny powinien być przynajmniej jeden mecz w tygodniu w otwartej telewizji. Bartosz Zmarzlik ma sporą rozpoznawalność, dlatego trzeba iść za ciosem - dodaje Majewski.
Dzięki nowemu kontraktowi telewizyjnemu zarobki najlepszych żużlowców - tylko za sprawą występów w Polsce - zaczęły osiągać pułap nawet trzech milionów złotych za sezon. Czterokrotny mistrz świata Bartosz Zmarzlik stał się z kolei gwiazdą, którą zna praktycznie każdy kibic sportu w naszym kraju. Znakomita sytuacja żużla szybko może się jednak zmienić.
Czytaj więcej:
Unia Leszno ma nietypowy problem
Przeleci pół świata dla polskiego klubu