Maciej Kuciapa przed meczem Platinum Motoru Lublin z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz potwierdził, że spotkanie ma status zagrożonego. Związane to było z prognozami na dwa ostatnie dni, które przewidywały możliwe opady deszczu oraz burze.
W Lublinie ostatecznie nic takiego nie miało miejsca, ale zgodnie z regulaminem Drużynowy Mistrz Polski zmuszony był do rozłożenia plandeki. - Myślę, że nie zawsze ta plandeka zdaje efekt - mówił po meczu otwarcie menadżer gospodarzy, Jacek Ziółkowski.
Członek sztabu szkoleniowego mistrza Polski potwierdził, że prognozowana była niezbyt dobra pogoda, ale z nieba nie spadła żadna kropla deszczu. Nie rozumiał zatem celu rozkładania plandeki.
ZOBACZ WIDEO: Ci zawodnicy Unii Leszno jadą poniżej oczekiwań. Menedżer mówi o presji
- Rozumiem przykrywać tor, kiedy są długotrwałe opady, ale w takiej sytuacji nie można go zrobić. Jest temperatura, leży plandeka, to pod nią się skrapla i następuje odparzenie. Nawet gdyby tor nie był przykryty tor, a spadłby deszcz, to przy temperaturze ponad 20 stopni Celsjusza, a w słońcu nawet trzydziestu plus wiatr, to ten deszcz, by nie przeszkodził. Tor by przemókł, wysechł i związał. W tym wypadku nie zdało to egzaminu - przyznał, dodając, że nie jest przeciwnikiem plandek, bo te ratują wielokrotnie mecze ligowe.
Zawodnicy miewali problemy z płynną jazdą i to przeważnie byli reprezentanci gospodarzy. Pociągnęło m.in. Bartosza Zmarzlika, Fredrika Lindgrena i Mateusza Cierniaka. Przed upadkiem w drugim łuku musiał się również ratować Nicki Pedersen.
- Nie ukrywam, że wynik jest taki, że mecz był spokojny, ale każdy wyścig kosztował trochę nerwów. Były niebezpieczne miejsca i obawiałem się, aby nic się złego nie stało. Pociągnęło kilka razy zawodników, ale poza dwukrotnym ściągnięciem opony z felgi skończyło się bez upadków - skomentował Ziółkowski.
ZOOleszcz GKM Grudziądz w pierwszej serii trzymał dystans do mistrza kraju, który później zaczął uciekać i z przewagi czteropunktowej doprowadził do dwudziestu oczek różnicy po piętnastym biegu dnia. Wadim Tarasienko nie ukrywał, że przyjechali walczyć o jak najlepszy wynik, choć zdawali sobie sprawę z tego, z kim rywalizują.
Rosjanin z polskim paszportem w pięciu biegach wywalczył sześć oczek. - Długo tutaj nie jeździłem i nie wiedziałem, jak ta nawierzchnia się zachowuje. Staraliśmy się z teamem szukać, wydłużyć pracę silnika. Starty miałem dobre, bo nie zawsze mi to wychodzi, a wygrałem nawet z czwartego pola, co mnie ucieszyło. Ale nie było radości po kolejnym wirażu.
Czytaj także:
Na takie informacje ze Świętochłowic czekaliśmy! "Zaczynamy nowy rozdział"
Federacja popełniła duży błąd. Zawodnikom z polskich lig groziły poważne konsekwencje!