Sobotni wieczór na PGE Narodowym w Warszawie Bartosz Zmarzlik może porównać do przejażdżki kolejką górską. Początek zawodów bardzo nieudany, bo w inauguracyjnym wyścigu Orlen FIM SGP Grand Prix of Poland - Warsaw reprezentant Polski upadł, a w drugiej serii zdobył tylko jeden punkt.
Trzy kolejne biegi były niemal perfekcyjne w jego wykonaniu, bo zdobył osiem z dziewięciu możliwych punktów.
- Wiadomo, że pierwszy bieg chciał mnie wybić z rytmu, ale mówię: "spokojnie, bo jak ma być dobrze, to będzie, a przede mną jeszcze wiele biegów." Ważne, że udało mi się awansować do półfinału i w końcu do finał - mówił po zawodach w rozmowie z Marceliną Rutkowską-Konikiewicz.
ZOBACZ WIDEO: Kolejne szczegóły w sprawie Pedersena. Prezes GKM mówi o wynikach badań i odczuciach Duńczyka
Zmarzlik nie ukrywał na antenie Eurosportu, że to była droga z piekła do nieba. Wykorzystał jednak wszystkie możliwości, by zameldować się w czołowej trójce. - Działo się dziś naprawdę wiele. Bardzo trudna to była noc, ale w jakimś stopniu przełamana, bo w końcu mam podium w Warszawie - dodał.
Sporo nerwów Zmarzlik zafundował kibicom w pierwszej odsłonie finałowego wyścigu. W nim rywalizował z Jasonem Doyle'em, który upadł na tor. Sędzia długo podejmował decyzję, ale z powtórki ostatecznie wykluczył Australijczyka.
- Atakowałem po wewnętrznej. Nie chciałbym skrzywdzić nikogo coś mówiąc, po prostu spotkaliśmy się na bardzo ostrym torze w tym samym miejscu. Myślę, że gdybym był za Jasonem, to też próbowałbym się kłaść. Wiadomo, jakby to się skończyło. Jednak cokolwiek powiem, to będzie źle... (uśmiech) - skomentował sytuację.
W sobotni wieczór na warszawskim obiekcie zasiadło prawie 45 tysięcy kibiców. Trzykrotny mistrz świata przyznał, że atmosfera na PGE Narodowym jest niesamowita. - Dla sportowca jest to rzecz niewyobrażalna, aby coś takiego przeżyć - zakończył.
Czytaj także:
Kolejne zera mogłyby powiększać jego frustrację. "Chcemy obudzić w nim wilka"
To ich inwestycja w przyszłość. Menadżer o roli 16-latka w składzie Wilków