Wiecznie czwarty. Żużel łączył z zabawą

Getty Images / Staff/Mirrorpix / Na zdjęciu: Kelly Moran w sezonie 1989
Getty Images / Staff/Mirrorpix / Na zdjęciu: Kelly Moran w sezonie 1989

Kelly Moran to jedna z legend amerykańskiego żużla. Choć miał wysokie umiejętności, to nigdy nie zdobył medalu IMŚ. Żużel łączył z doskonałą zabawą. Był nałogowym palaczem, co też przyczyniło się do choroby płuc. Minęło 13 lat od jego śmierci.

W tym artykule dowiesz się o:

Żużel w Stanach Zjednoczonych obecnie nie jest zbyt popularny, a po zakończeniu kariery przez Grega Hancocka nie ma żadnego Amerykanina w światowej czołówce. Czasy, gdy żużlowcy z USA stanowią o sile żużla już dawno minęły. W latach osiemdziesiątych było tylu świetnych zawodników ze Stanów, że część z nich w walce o awans do finałów IMŚ musiało obejść się smakiem.

Zachwycał walecznością

Do czołówki należał wtedy Kelly Moran. To jeden z najlepszych zawodników w historii amerykańskiego żużla. To właśnie on przetarł szlak swojemu młodszemu bratu Shawnowi Moranowi. Kelly - zwany też "Jelly Manem" - świetnie radził sobie na Wyspach Brytyjskich. Wraz z młodszym bratem byli gwiazdami ligi. Imponowali zwłaszcza walecznością.

Słynął z nietypowej sylwetki na motocyklu. W Anglii zaczął ściganie w 1978 roku w barwach Hull Vikings. Miał jednak groźną kontuzję w meczu przeciwko Hackney Wick. Szybko wrócił na tor, a już rok później jechał w pierwszym finale Indywidualnych Mistrzostw Świata. Ścigał się także dla Birmingham Brummies czy Eastbourne Eagles.

ZOBACZ WIDEO: Janowski o medalu w Grand Prix: Krąży wśród znajomych. Dobrze, że wreszcie jest

Ludzie w Anglii, która wtedy miała najlepszą ligę świata, przychodzili po to, by oglądać jazdę Morana. On zachwycał przez lata. Jeszcze w 2003 roku wrócił na krótko do jazdy. Jest jednym z najlepszych zawodników, którzy nigdy nie zdobyli medalu IMŚ.

Zabawa nie tylko w sport

Kelly Moran skupiał się jednak nie tylko na żużlu. - Wiele mówiło się na temat rozrywkowego trybu życia Amerykanów, w szczególności Kelly’ego. Znany był przypadek z finału DMŚ w Lesznie, gdzie żużlowcy z USA, zdemolowali wnętrze pałacu w Rydzynie. Nie raz, nie dwa Kelly i jego brat byli brani do tablicy na różne testy na obecność alkoholu, czy narkotyków. Kelly Moran wielokrotnie uważał, że władze się na nich uwzięły - wspominał dziennikarz Henryk Grzonka.

Greg Hancock wspominał, że Kelly Moran był człowiekiem optymistycznie nastawionym do życia, miły i otwarty. Miał w sobie wiele finezji na torze. W przeciwieństwie do swojego brata, którego ruchy na torze były bardziej przemyślane. Shawn też bardziej poważnie podchodził do życia niż starszy brat.

Zresztą w tamtych latach reprezentanci USA słynęli z dobrej zabawy. - Każdy pił. W Lesznie narobiliśmy tyle hałasu. Jedynie co, to możemy przeprosić za tę sytuację. Mieliśmy wiele imprez. To nie tyczyło się tylko nas, chłopaków z USA, ale wszystkich. To nie było raz, czy dwa. Imprezowaliśmy z Anglikami, był Phil Collins i inni. Wiele rozmów, śmiechu, żartów i zabawy, ale następnego dnia wracaliśmy do rzeczywistości, a każdy z nas był inną osobą - wspominał John Cook w wywiadzie z Konradem Mazurem z WP SportoweFakty.

Co działo się w Lesznie? O tym opowiedział Grzonka. - Zawodnicy byli wtedy zakwaterowani w Rydzynie. Amerykanie wpadli na nietuzinkowy pomysł, by latem zrobić zimowy klimat. Porozrywali poduszki i zrobili sztuczny śnieg. Jak wieść niosła, głównym sprawcą był Kelly Moran, niezwykle rozrywkowy człowiek. Historia ta nie ujrzała światła dziennego, a organizatorzy finału DMŚ musieli świecić oczami z racji niekonwencjonalnego zachowania Amerykanów - mówił.

Wiecznie czwarty

Moran trzykrotnie startował w finałach Indywidualnych Mistrzostwach Świata i za każdym razem kończył zawody na czwartym miejscu. Tak było w Chorzowie (1979), Los Angeles (1982) i Goeteborgu (1984). Na Stadionie Śląskim brązowy medal przegrał w biegu dodatkowym z Michaelem Lee.

- On się bawił żużlem. To był taki gość, który oczywiście traktował serio walkę i rywalizację, ale widać było autentyczną radość, jaką dawał mu speedway. Miał fajny styl jazdy, on się tym cieszył. Był wyrazisty na torze - wspominał Morana Grzonka.

Nie da się ukryć, że Moran miał predyspozycje do tego, by zostać mistrzem świata. Stawiał jednak za bardzo na zabawę i to nie tylko sportem. Często imprezował, co miało wpływ na jego jazdę. Był też nałogowym palaczem. Nie traktował żużla na zasadzie jazdy na śmierć i życie.

Kelly Moran pod koniec stycznia 2010 wylądował w szpitalu w stanie krytycznym. Lekarze nie dawali mu większych szans na przeżycie z uwagi na chorobę płuc. Jego płuca były bardzo zniszczone. Zmarł w hospicjum w Palm Desert w Kalifornii w wyniku komplikacji z rozedmą płuc. Miał niespełna 50 lat.

Czytaj także:
Optymizm trenera przed ligową inauguracją. "Tyle nam wystarczy"
Mistrz świata bardzo nerwowo zareagował na zwykłe pytanie dziennikarza. Teraz wyjaśnia sytuację

Komentarze (0)