Był rok 2019. W pamiętnym finale 2. Ligi Żużlowej Polonia Bydgoszcz odrobiła 28 punktów straty z pierwszego spotkania z PSŻ Poznań i awansowała do 1. Ligi. Spory udział w tym sukcesie miał Josh Grajczonek. Działacze długo się nie zastanawiali i doszli z zawodnikiem do porozumienia odnośnie do jego startów w Polonii na wyższym szczeblu rozgrywkowym.
Nikt wtedy nie przypuszczał, że sezon 2019 jest ostatnim, w którym Grajczonek był widziany na polskich torach. Po tym, jak wybuchła pandemia koronawirusa, Australijczyk wrócił do swojego kraju i znalazł pracę w kopalni. Zapewniał jednak działaczy bydgoskiego klubu, że wróci do Polonii w roku 2021. Nic takiego się nie wydarzyło.
- My, jako działacze Polonii, możemy o nim mówić w samych superlatywach. Był dobrym duchem zespołu, ogólnie był fajnym zawodnikiem do współpracy. Trzeba zrozumieć, jaka wtedy była sytuacja na świecie. Był COVID, były problemy z wjazdem i wyjazdem z Australii. Josh nam tłumaczył, że to nie było takie proste - mówi Krzysztof Kanclerz w rozmowie z WP SportoweFakty.
Przejmująca deklaracja Kudriaszowa. Mówi o oddawaniu pieniędzy ze zbiórki i kosztach leczenia
Pierwszy sezon po awansie do 1. Ligi był dla Polonii trudny. W końcu bydgoszczanie byli wtedy beniaminkiem, a w dodatku musieli sobie radzić bez wspomnianego Grajczonka, którego atutem było to, że ze względu na polskie obywatelstwo zaliczał się do limitu zawodników krajowych. A z tymi Gryfy miały niemałe problemy. W roku 2020 duet ten tworzyli Dawid Lampart i Kamil Brzozowski, którzy nie zachwycali formą.
- Josh był częścią zespołu, który awansował z 2. Ligi do 1. Ligi. Liczyliśmy na niego po awansie, na pewno by się przydał. Przeciętny sezon odjechał wtedy Kamil Brzozowski, a Josh z pewnością mógłby dołożyć więcej do drużyny. Kto wie, czy nie wybiłby się i nie stałby się jeszcze lepszym zawodnikiem. Być może my też nie musielibyśmy się tak długo męczyć z walką o utrzymanie - mówi menedżer Abramczyk Polonii.
Od czasu wybuchu pandemii koronawirusa Grajczonek ściga się tylko w Australii przy okazji różnych turniejów. Mimo "tylko" 33 lat na karku jego powrót do naszego kraju jest mało realny. - Raczej ciężko byłoby mu teraz powrócić do ligi polskiej i ścigać się na wysokim poziomie, bo kilka lat już nie jeździ. Co prawda miał kontakt z motocyklem i startował w pojedynczych turniejach w Australii, ale tylko okazjonalnie - podsumował Krzysztof Kanclerz.
Zobacz także:
Nie wszystkich przekonuje transfer Curzytka
W Częstochowie okiełznają Drabika?