Komentarz. Wykluczenie Rosjan z udziału w rozgrywkach PGE Ekstraligi przewrócił do góry nogami układ sił. Wzrosły szanse na sukces m.in. zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa. Sezon pokazał jednak, że bez pracy nic samo się nie zrobi i trzeba przyznać, że zespół pod wodzą Lecha Kędziory wykonał tytaniczną robotę. To Włókniarz jako pierwszy pokonał Motor Lublin, był też najbliżej zwycięstwa na terenie nowych mistrzów Polski.
Od mniej więcej połowy rozgrywek Włókniarz rozpędził się na dobre. Lwy wygrywały mecz za meczem i urosły do faworyta numer jeden, który może stanąć na drodze wspomnianego Motoru do mistrzostwa. Wszystko układało się po myśli częstochowian do czasu rewanżu w półfinale z Moje Bermudy Stalą Gorzów.
Włókniarz awans do finału miał na talerzu. W Gorzowie zremisował, a to oznaczało, że w meczu u siebie nie może przegrać. Dla drużyny, która ze swojego terenu zrobiła twierdzę, wydawało się to oczywiste. Być może w drużynie pojawiła się przesadna pewność siebie, która okazała się zgubna.
ZOBACZ WIDEO Fredrik Lindgren latem rozważał zakończenie kariery! Szczerze opowiedział o swoich problemach
Jak wiadomo, Stal przy Olsztyńskiej w Częstochowie odjechała koncertowe zawody. Konkretnie uczynił to Bartosz Zmarzlik, który pozostał niepokonany, ale swoje dołożyła reszta. A Włókniarz? Zespół był zwyczajnie zrozpaczony. I trudno mu się dziwić, bo w Częstochowie doskonale zdają sobie sprawę z tego, iż najzwyczajniej w świecie żal zaprzepaszczenia niesamowitej szansy na najlepszy wynik w DMP od 2006 roku, kiedy to biało-zieloni zostali wicemistrzami kraju.
Po porażce ze Stalą w półfinale w mieście panowało właśnie to uczucie żalu. Nie złości, zdenerwowania czy wściekłości, że finał, który był na wyciągnięcie ręki, odjechał. Był żal, bo Włókniarz mógł i przede wszystkim powinien w tym roku osiągnąć więcej niż trzecie miejsce w PGE Ekstralidze.
Bohater sezonu. Bez dwóch zdań jest nim Kacper Woryna. Względem poprzedniego sezonu poczynił ogromny postęp i zjednał oraz porwał częstochowską publiczność. Woryna to showman, uwielbia szaleć pod bandą, a po wygranym wyścigu celebrować swoją radość razem z rozentuzjazmowanym tłumem. Pomysłów na "cieszynki" mu nie brakuje. Ostatnio choćby udawał Cristiano Ronaldo wyskakując w górę z rozłożonymi rękami.
Częstochowskie środowisko nie wyobrażało sobie, by mogło go zabraknąć we Włókniarzu na kolejny sezon. Ba, sam klub ogłaszając, że Kacper Woryna w dalszym ciągu będzie zawodnikiem Lwów małym druczkiem napisał, że oby taki stan rzeczy trwał do końca świata i jeden dzień dłużej. By zrozumieć tę relację pomiędzy zawodnikiem, kibicami i drużyną trzeba przybyć na Olsztyńską i na własnej skórze przekonać się, jakie emocje wywołują wyścigi z Woryną w roli głównej.
Kluczowy moment. Porażka w Grudziądzu. Tam Włókniarz zwyczajnie się skompromitował, bo drużynie z takim potencjałem i możliwościami nie przystoi w tak banalny sposób przegrywać z wyraźnie niżej notowanym rywalem. Nie chodzi bowiem o sam fakt porażki, ale o styl w jaki do niej doszło. Włókniarz przy Hallera był kompletnie bezradny.
Paradoksalnie jednak, po tej przegranej w zespole coś drgnęło ku dobremu. To właśnie od tamtego momentu częstochowianie wkroczyli na zwycięską ścieżkę i uwierzyli we własne możliwości.
Cytat. - To była jedna z najlepszych drużyn, w której jeździłem od wielu, wielu lat i miło skończyć rozgrywki z medalem. Jestem przekonany, że w przyszłym sezonie będziemy w stanie awansować do finału i powalczyć o złoto - tak podsumował rozgrywki w wykonaniu Włókniarza kapitan zespołu, Leon Madsen (przeczytaj całość ->>).
Liczba: 8. Tyle domowych spotkań zwyciężył u siebie Włókniarz w tym sezonie (przegrał dwa). Biorąc pod uwagę problemy z własną nawierzchnią, które ciągnęły się od 2020 roku, jest to duży sukces. Domowa arena Lwów znów stała się jej obiektem do polowania na rywali. Zasługa w tym trenera Lecha Kędziory i współpracujących z nim toromistrzów. Szkoleniowiec Włókniarza potwierdził po raz wtóry, że na przygotowaniu owalu "pod swoich" zna się jak mało kto.
Co dalej? Przed Włókniarzem rysuje się dość optymistyczna przyszłość. Formacja seniorska powinna być mocniejsza od tegorocznej i zrekompensować ubytki na pozycjach młodzieżowych. Z Lwami żegnają się Fredrik Lindgren, Bartosz Smektała, Mateusz Świdnicki i Jonas Jeppesen, ale za to do zespołu dołączą Mikkel Michelsen i Maksym Drabik, a Jakub Miśkowiak będzie pełnić rolę zawodnika U24.
Wielkim hitem jest transfer Duńczyka, bo Michelsen zapracował sobie na status gwiazdy PGE Ekstraligi, ale również pozyskanie Drabika może okazać się dla zespołu bardzo owocne. Częstochowski tor zna od podszewki, zawsze osiągał na nim dobre rezultaty, więc stać go na to, by zwłaszcza u siebie być potężną bronią w talii trenera Kędziory.
Czytaj również:
- Skandaliczne słowa mistrza świata