Dla mieszkańców tej miejscowości obiekt Schattenberg - Schanze to powód chluby i dumy, a jednocześnie... zarobku. Każdego roku tuż po Bożym Narodzeniu tysiące turystów - głównie z Niemiec i Austrii - przyjeżdża tutaj, by odpocząć, a przy okazji obejrzeć początek rywalizacji w Turnieju Czterech Skoczni.
Oberstdorf to jednak nie Zakopane. Co prawda, niektóre uliczki przypominają może nawet zakopiańskie Krupówki, ale klimatu polskiej stolicy Tatr w trakcie weekendu ze skokami narciarskimi nic nie przebije. Na ulicach Oberstdorfu - w przeciwieństwie do Zakopanego - nie ma tłumów kibiców ubranych w biało-czerwone stroje, skandujących imię Adama Małysza. Owszem, są kibice skoków, którzy wierzą w niemieckich zawodników, ale jakoś szczególnie ubiorem, czy zachowaniem nie wyróżniają się z tłumu. - Wreszcie mamy kogo dopingować. Po kilku chudych latach, nasi wracają do gry - mówi jeden z mieszkańców Oberstdorfu żywo zainteresowany formą niemieckich skoczków nie tylko z uwagi na to, że jest kibicem. - My żyjemy z turystyki. Sukcesy naszych zawodników, to więcej kibiców, a więcej kibiców, to z kolei ruch w interesie. Żeby powróciły te czasy, kiedy skakał Sven Hannawald... - rozmarzył się Bawarczyk.
Szanse na namiastkę tego Niemcy mają bez wątpienia. W wielkiej formie jest Martin Schmitt. Pozostali z Uhrmannem i Hocke na czele również. Niemieckie flagi znów będą powiewać dumnie, kiedy na rozbiegu pojawi się reprezentant gospodarzy, a długie i donośnie "Zieeeeeeh” będzie rozbrzmiewać między górami urokliwego zakątka Niemiec.
Bilety na poniedziałkowy konkurs jeszcze przed niedzielnymi kwalifikacjami można było nabyć. Głównie te na miejsca stojące. Najdroższe - na krzesełka, rozeszły się dawno w przedsprzedaży. Za najtańszy na miejsca stojące trzeba było zapłacić 22 euro.
Niestety, w tym roku polskich kibiców darmo było szukać na ulicach Oberstdorfu. Owszem, kilka razy udało się usłyszeć ojczysty język, ale "biało-czerwono” w Oberstdorfie bynajmniej nie jest. Dziwić się temu nie ma co. Wszak polscy gremialnie jeździli za Małyszem, kiedy ten był w wysokiej formie. Przypomnijmy, że fantastyczna kariera Adama Małysza, rozpoczęła się na dobre przed ośmioma laty właśnie podczas Turnieju Czterech Skoczni. Polak eksplodował fantastyczną formą niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Teraz Małysz, niby ten sam, a jednak nieco inny. Ktoś powie, że osiem lat starszy. Co z tego. Schmitt też. Problem w tym, że gdzieś zagubiła się czarodziejska różdżka... A może po prostu tym razem dotknięto nią kogoś innego. Ot, skoki narciarskie to przecież strasznie nieprzewidywalna i niewytłumaczalna dyscyplina sportu.
Z Oberstdorfu
dla SportoweFakty.pl
Maciej Kmiecik