Non omnis moriar - wspomnienie Stanisława Marusarza

W Dzień Wszystkich Świętych popadamy w zadumę, wspominając krewnych, przyjaciół, znajomych, a także wielu wspaniałych sportowców, którzy przez lata dawali nam wiele radości. 29 października obchodziliśmy 15 rocznicę śmierci narciarza znanego wszystkim Polakom - Stanisława Marusarza.

W tym artykule dowiesz się o:

Dziś po Stanisławie Marusarzu pozostały wspomnienia i legenda. Nie tylko jeśli chodzi o sportowe wyniki, ale także patriotyzm i postawę życiową. Jest patronem Zespołu Szkół Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem. Jego imię nosi także słynna Wielka Krokiew. Był wielokrotnym uczestnikiem igrzysk olimpijskich, wicemistrzem świata z 1938 roku. Niestety, właśnie wtedy, kiedy jego kariera sportowa pięła się ku górze, przerwała ją wojna. Marusarz i tam nie poddał się, walczył o wolność Ojczyzny jako kurier. Po wojnie powrócił na skocznie, karierę zakończył w 1957 roku, w wieku 44 lat.

Urodził się 13 czerwca 1913 roku w Zakopanem. Startował w barwach klubu SN PTT (Sekcja Narciarska Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego) Zakopane, a później w CWKS. Uprawiał nie tylko narciarstwo klasyczne, ale także konkurencje alpejskie. Startował w 4 igrzyskach olimpijskich (1932-1952). W wieku 14 lat zadebiutował startem na Wielkiej Krokwi. Pierwszym ważnym startem były zawody w Lake Placid w 1932 roku, gdzie narciarz był 17. w skokach i 27. w biegu na 18 kilometrów. Rok później na Mistrzostwach Świata w Innsbrucku był 6. w kombinacji norweskiej, trochę gorzej wyszedł mu start w biegu - dopiero 32. miejsce. Kolejnym ważnym punktem w jego karierze były Mistrzostwa Świata w Solloftea. Tam był 7. w kombinacji norweskiej, w konkursie skoków był 21, natomiast w sztafecie 4*10 kilometrów, wraz z drużyną, zajął 5 lokatę.

W 1935 roku mistrzostwa świata odbyły się w Wysokich Tatrach. Tam Marusarz pokazał swoją klasę w konkursie skoków narciarskich, zajął pozycję tuż za podium; w kombinacji norweskiej był 11. W tym samym roku ustanowił rekord świata w długości lotu - 97 metrów. Dokonał tego na słynnej skoczni w Planicy. Na Igrzyskach Olimpijskich W Garmisch-Partenkirchen ponownie był tuż koło podium. W konkursie skoków był 5, natomiast w kombinacji norweskiej 7. W 1938 roku odniósł swój największy sportowy sukces - został wicemistrzem świata na skoczni w Lahti. Należało mu się zwycięstwo. Oddał dwa najdłuższe skoki, jednak jeden z sędziów zdecydowanie zawyżył noty za styl Norwegowi, dzięki czemu zwyciężył Asbjoern Ruud. Zdecydowanie nie powiodło mu się wtedy w konkursie kombinacji norweskiej, z powodu upadku w drugiej serii był dopiero 21. Rok później, w 1939, mistrzostwa świata odbyły się w Zakopanem. Później okazało się, że były to ostatnie tego typu zawody przed wybuchem wojny... Marusarz startował w nich z kontuzją ręki. Mimo tego udało mu się osiągnąć dobre rezultaty, powtórzył wynik z Igrzysk w Garmisch-Partenkirchen, w konkursie skoków był 5, w kombinacji 7.

Dalej jego wspaniałą karierę przerwała wojna. Zabrała mu najlepsze lata kariery. Marusarz nie zakończył jednak walki. Tym razem nie walczył jednak o złoto, walczył o życie i wolność kraju. Pełnił funkcję kuriera, przeprowadzał ludzi i przenosił materiały konspiracyjne między Polską, Londynem a Węgrami. Był dwukrotnie schwytany, za pierwszym razem uciekł, za drugim natomiast aresztowało go gestapo. Wtedy o mały włos nie pożegnał się z życiem. Przeżył jedynie dzięki ucieczce z drugiego piętra, tuż przed planowaną egzekucją. Takiego szczęścia nie miała jego siostra - Helena Marusarzówna. Urodzona 17 stycznia 1918 roku, została rozstrzelana w Tarnowie w wieku 23 lat. Helena także zajmowała się sportem, była dziesięciokrotną mistrzynią Polski w różnych kategoriach narciarskich. Po ucieczce Marusarz dostał się na Węgry, tam został rozpoznany przez jednego z działaczy ze Związku Narciarskiego. Trenował węgierskich skoczków, skonstruował na Węgrzech dwie skocznie. Po wojnie wrócił do Polski.

Wojna przyniosła mu wiele odznaczeń, otrzymał między innymi Krzyż AK, Honorową Odznakę Żołnierza Komendy Głównej AK, Medal Wojska Polskiego. Był kawalerem Srebrnego Krzyża Orderu Virtuti Militari, Krzyża Walecznych, Krzyża Komandorskiego Orderu Polonia Restituta, Krzyża Kawalerskiego Orderu Polonia Restituta, Medalu Zwycięstwa i Wolności, Złotego Krzyża Zasługi. Nagrodzono go także odznaczeniami sportowymi - tytułem Zasłużonego Mistrza Sportu, Zasłużonego Działacza Sportu.

Po wojnie powrócił do sportu. Startował dalej z sukcesami, jednak były już to tylko imprezy krajowe. Na mistrzostwach Polski wygrywał z zawodnikami o ponad 20 lat młodszymi. Był 21-krotnym mistrzem Polski w skokach, zjazdach, kombinacji norweskiej, alpejskiej, a także w sztafetach biegowych na różnych dystansach. Zarówno na Igrzyskach Olimpijskich w St. Moritz jak i Oslo, zajął 27. miejsce w skokach. W Polsce docenili go kibice - został laureatem Wielkiej Honorowej Nagrody Sportowej, narciarzem 50-lecia PZN, a także najlepszym sportowcem Polski w plebiscycie "Przeglądu Sportowego".

W 1962 roku "Dziadek", wśród wiwatów ponad 100 tysięcznej widowni, otworzył Mistrzostwa Świata w Zakopanem. Cztery lata później, w wieku 42 lat, otworzył konkurs na igrzyskach olimpijskich w Cortina d'Ampezzo. To nie był jednak koniec. W wieku 53 lat został zaproszony na Turniej Czterech Skoczni, gdzie wystartował jako przedskoczek, otwierając konkursy w Garmisch-Partenkirchen i Innsbrucku. Wydawało się, że wyczyny z Turnieju Czterech Skoczni to było naprawdę coś, jednak ostatni w swoim życiu skok, Marusarz oddał piętnaście lat później, w wieku 68 lat! Był to skok do filmu "Dziadek" w reżyserii Janusza Zielonackiego.

Dwa lata przed zakończeniem kariery opublikował wspomnienia "Na skoczniach Polski i świata". W 1955 roku pożegnał się ze skokami i zajął się trenowaniem, a także kierowaniem Wielką Krokwią. Przez kilka lat prowadził schronisko turystyczne.

Stanisław Marusarz umarł 29 października 1993 roku. Była to śmierć niespodziewana, nagła. Zakopiańczyk zasłabł podczas pogrzebu profesora Wacława Felczaka, który był jego przyjacielem jeszcze z lat wojny.

Marusarza pochowano na cmentarzu zasłużonych w Zakopanem, na Pęksowym Brzyzku.

Komentarze (0)