"Skok do celu" - taką nazwę będzie nosiła impreza pożegnalna na cześć Adama Małysza organizowana przez Red Bulla. Jak się okazuje, polski skoczek nosił się z zamiarem zakończenie kariery już wcześniej. - Jeszcze przed igrzyskami w Vancouver. Nie chciałem jednak robić hucznego zakończenia kariery. Impreza Red Bulla była zaplanowana na ubiegły rok, ale z różnych względów nie doszła do skutku. Przełożyli ją na teraz, chociaż nie wiedzieli, że skończę ze sportem. Mam się żegnać z kibicami i skocznią w formie zabawy. Zapraszam kibiców, którzy zobaczą mnie tam po raz ostatni w konkursie. To ma być krótki pokaz, a potem koncerty i wiele atrakcji dla zawodników, a w szczególności dla mnie. Już dziś wiem, że łzy mi się z oczu poleją - powiedział dla Przeglądu Sportowego Małysz.
Zdaniem wielu fachowców najlepszy skoczek narciarski w historii ma jednak żal, że nie mógł sam ogłosić decyzji o zakończeniu kariery. - Jestem już bardzo zmęczony. Mam żal, że nie pozwolono mi tego ogłosić osobiście. Im bardziej trzymałem wszystko w tajemnicy, tym więcej pogłosek na ten temat ukazywało się w mediach. Wiele osób wokół mówiło, że kończę karierę. Nie uszanowanego tego, że sam chcę to ogłosić. Starałem się uniknąć spekulacji, żeby nie pompowano balonu pod tytułem "ostatnie mistrzostwa świata Małysza". Chciałem spokojnie się do nich przygotować. Gdybym powiedział o tym rok temu, nie miałbym chwili spokoju - dodał w rozmowie z Przeglądem Sportowym Adam Małysz.
Źródło: Przegląd Sportowy