Do upadku Norwega w Oestersund doszło w samej końcówce. W chwili kraksy miał siedem sekund przewagi nad Emilem Heglem Svendsenem. Ole Einar Bjoerndalen pozbierał się szybko, jednak i tak na mecie przegrał z rodakiem.
- Jestem rozczarowany, to oczywiste. Miałem to zwycięstwo w rękach. Drugi raz z rzędu jestem na drugim miejscu, to musi rozczarowywać w takiej sytuacji. Ale z drugiej strony mamy początek sezonu, więc mogę być zadowolony, że jestem dobrze przygotowany. W sobotę do momentu upadku wszystko układało się znakomicie. To był świetny bieg, znakomita prędkość, szybkie strzelanie, zarówno na stojąco, jak i na leżąco. Ale na koniec to się stało i upadłem blisko mety. Dlaczego? Trasa była oblodzona, poślizgnąłem się i nie utrzymałem równowagi. To samo spotkało mnie w 2001 roku na mistrzostwach świata i przegrałem wówczas z Raphaelem Poiree. Oczywiście jestem rozczarowany, bo to nie jest zabawne. Ale w niedziele będę miał szansę się zrehabilitować - powiedział Bjoerndalen.