Bardzo chciałabym wystartować w Polsce - rozmowa z Justyną Kowalczyk, mistrzynią olimpijską w biegach narciarskich

Czwartego listopada Justyna Kowalczyk leci do Finlandii, gdzie w Muonio będzie po raz pierwszy trenować na śniegu, a następnie uda się stamtąd do Gaellivare na pierwsze zawody Pucharu Świata. Dzień przed wylotem nasza najlepsza biegaczka uczestniczyła w oficjalnym otwarciu sezonu zorganizowanym w Krakowie przez Polski Związek Narciarski. Była to doskonała okazja do rozmowy.

W tym artykule dowiesz się o:

Daniel Ludwiński: Przed panią pierwsze po letniej przerwie treningi na śniegu - wcześniej ćwiczyła pani tylko w Ramsau na lodowcu. Czy jest różnica między bieganiem po śniegu, a po lodowcu?

Justyna Kowalczyk: Tak, gdyż lodowiec położony jest na wysokości 3000 metrów nad poziomem morza i nie można tam biegać szybko. Biega się więc długo, ale spokojnie. Teraz jedziemy już na normalną wysokość, na normalne trasy, więc zaczniemy biegać szybko.

Rok temu pierwsze zgrupowanie na śniegu, a także pierwsze testowe zawody, odbyła pani w Bruksvallarnie, natomiast tym razem udajecie się, podobnie jak dwa lata temu, do Muonio. Skąd ta zmiana?

- Przede wszystkim ze względów logistycznych. Puchar Świata zacznie się w Gallivare, a to tylko dwie godziny jazdy samochodem od Muonio. Natomiast od Bruksvallarny jest to siedemset kilometrów.

W przerwie między sezonami w pani teamie nie zaszły większe zmiany, jednak wrócił doktor Robert Śmigielski, ponadto podpisana została umową z firmą odzieżową z Estonii, która ma dostarczać dla wszystkich ubrania. Jak wygląda ta współpraca?

- Team jako taki się nie zmienił i wszystko jest na plus. Jeśli chodzi o estońską firmę to cała moja drużyna jest świetnie ubrana pod względem sportowym, ja tak samo. Wszyscy są zadowoleni, nikt nie zgłasza żadnych minusów, więc nowy sezon przynajmniej od strony logistycznej otwieramy naprawdę na wysokim poziomie.

Po zawodach Pucharu Świata w Gaellivare udajecie się do Kuusamo, gdzie po raz pierwszy rozegrany zostanie mini Tour. Kikkan Randall mówiła jakiś czas temu, że to za wcześnie na takie wieloetapowe zawody, gdyż wszyscy szykują formę dopiero na dalszą część sezonu. Jakie jest pani zdanie na temat tej imprezy?

- Ja tam lubię Toury (śmiech). Wszystko jest więc w porządku. Są tam fajne biegi, sprint klasykiem, pięć kilometrów klasykiem. Później będzie wprawdzie dziesięć kilometrów łyżwą na dochodzenie, ale to już jakoś można przeżyć.

Najważniejsze zawody wieloetapowe, Tour de Ski, odbędą się w styczniu. Zarówno pani jak i trener Aleksander Wierietielny mówiliście nieraz, że ostatni etap jest morderczy i nie ma wiele wspólnego z normalnymi biegami narciarskimi. Czy rozmawialiście, lub też może rozmawiał ktoś inny z zawodników, na ten temat z najważniejszymi działaczami FIS, Juergiem Capolem, czy Vegardem Ulvangiem?

- Władze biegów narciarskich wszystko podporządkowują pod oglądalność. Alpe Cermis jest bardzo widowiskową konkurencją i choć ja tej widowiskowości nie widzę to widzowie w telewizji widzą (śmiech). Przychodzi dużo kibiców, dużo ogląda nas też w telewizji.

Skoro mowa o widowiskowości, kolejny plan Międzynarodowej Federacji Narciarskiej to bieg Pucharu Świata w Polsce w 2012 roku - najpierw pięć kilometrów wspinaczki, później pięć kilometrów zjazdu, co będzie przetestowane wcześniej w marcu lub kwietniu przyszłego roku. Czy to dobry pomysł?

- O ile dobrze zrozumiałam najpierw będzie właśnie test. Co do Pucharu Świata w Polsce, już w kwietniu Juerg Capol ze mną rozmawiał i powiedział mi, że nie będzie u nas Tour de Ski ze względów logistycznych. Ja bardzo chciałabym wystartować w Polsce. Wszystko mi jedno, czy to będzie pod górę, czy w dół, czy pięć, dziesięć, a może trzydzieści kilometrów. Nawet niezależnie od rezultatu. Podpinam się pod każdą możliwą propozycję, bo bardzo chcę u nas pobiec.

Wie pani, że jest jedyną zawodniczką, która zdobyła Puchar Świata, a która nigdy nie miała okazji wystartować we własnym kraju w imprezie tej rangi?

- Tak, zostałam o tym poinformowana na końcu ostatniego Pucharu Świata.

Na lodowcu w Ramsau ćwiczyło ostatnio wiele zawodniczek, choćby Petra Majdić. Śledzi pani poczynania rywalek? Kto dobrze się prezentuje?

- Oczywiście, że śledzę. Petra bardzo dobrze wygląda, choćby w technice, nieźle wygląda także Charlotte Kalla. Myślę, że jeśli chodzi o te mocne dziewczyny to niewiele się zmieni, nie zauważyłam, żeby któraś się źle ruszała, a może jeszcze dojdzie ktoś z tak zwanego drugiego rzędu.

Po ostatnim sezonie kariery zakończyło wiele biegaczek, ponadto przerwę macierzyńską ma Irina Chazowa. Czy jest to swoista zmiana warty? Wspomniana Petra Majdić typuje na przykład, że do czołówki może dojść Miriam Goessner, jej zdaniem bardzo mocna w technice dowolnej.

- Miriam Goessner jest młodziutką fajną zawodniczką, ale czy dołączy do czołówki aż tak, żeby wygrywać Puchary Świata to nie wiem. Nie widziałam jej jednak na treningach, a Petra widocznie widziała więcej niż ja. Zmiana warty jest na pewno, kiedyś wchodziła Petra na arenę, potem ja. Może teraz dołączą młode Finki, które też wyglądają nieźle.

W terminarzu Pucharu Świata dominują w tym sezonie sprinty - będzie to najczęściej rozgrywana konkurencja. Co oznacza to dla pani? Czy rozwój biegów idzie w dobrą stronę?

- Ja sama mogę mówić, że sprinty to nie jest dla mnie coś naprawdę dobrego. Mam jednak taką zasadę, że jeśli są rzeczy, na które nie mam wpływu, to ich nie neguję, bo to nie ma sensu. Przyjmuję biegi narciarskie, które bardzo kocham, z wszystkim co mi dają.

Ostatnio często wraca temat astmy u biegaczek. Czy nie ma pani chwilami wrażenia, że to jak walka z wiatrakami? Problem astmy był już choćby na igrzyskach w Albertville w 1992 roku, minęło osiemnaście lat, i sytuacja jest bez zmian.

- Ja nie podejmuję żadnej walki, bo i nie mam takiego oręża, żeby iść na wojnę. Ja po prostu zwróciłam uwagę na problem, ale nie jest tak, że ja nie śpię po nocach myśląc o astmie. W ogóle o tym nie myślę, bo jestem zdrowa, silna dziewczyna, i to mnie bardzo cieszy. Mam nadzieję, że dzięki temu, że nigdy nikt mi takich pomysłów jak astma nie podał, od tego ochraniał, będę zdrowa jeszcze przez wiele, wiele lat, i moje dzieci również będą zdrowe.

W mediach nie brak komentarzy na temat waszego sporu z Marit Bjoergen na temat astmy, niekiedy można z nich wysnuć wrażenie, że jest to poważny konflikt. Jak jest naprawdę? Jak wyglądają wasze kontakty w trakcie zawodów?

- Dystans między mną i Norweżkami był zawsze, zresztą dystans jest między wszystkimi i Norweżkami. Ale to jest tak jak na przykład w biurze - nie ze wszystkimi tak samo rozmawiasz, tak samo często się uśmiechasz. Po prostu dzień dobry, cześć, do widzenia, gratuluję. Tak było zawsze i tak jest teraz. Ja nie widzę podstaw, żeby to zmieniać.

Najważniejszym momentem sezonu będą mistrzostwa świata w Holmenkollen. Przed rokiem wiadomo było, że trasy w Vancouver będą płaskie i łatwe, teraz z kolei Vegard Ulvang z FIS powiedział, że jego zdaniem w Oslo jest obecnie najtrudniejsza trasa do biegania pięćdziesięciu kilometrów dla mężczyzn i trzydziestu dla kobiet. Czy rzeczywiście jest tam tak trudno?

- Myślę, że jakbyśmy pobiegli w Otepaeae albo w Canmore to byłoby trudniej. A ta? Jest trochę wymagająca, to fakt.

Po igrzyskach pojawił się wywiad z panią, w którym padły słowa, że mistrzostwa w Oslo to będzie wojna, walka o honor. Rzeczywiście ma pani takie podejście do tych zawodów?

- W Polskiej Agencji Prasowej, gdzie to opublikowali, nikt nie zaznaczył, że Justyna się w tym czasie śmiała. Ja na wojny nigdy nie jeżdżę, ja jeżdżę na zawody sportowe, a Norweżki to rywalki jak każde inne. Cieszę się bardzo, że mistrzostwa będą w Oslo, bo Holmenkollen to jest kolebka narciarstwa biegowego. Tam się biega świetnie, pięknie, rewelacyjny jest doping, są świetni kibice. To jest wielkie święto mojej dyscypliny sportu i ja chcę w tym święcie uczestniczyć.

W ilu konkurencjach wystąpi pani na mistrzostwach świata? Wiadomo, że na przykład Charlotte Kalla czy Marit Bjoergen zrezygnowały już ze sztafety sprinterskiej.

- Ja jeszcze nigdy nie startowałam w sztafecie sprinterskiej, więc pewnie w tym roku też jej nie pobiegnę. Ale jeżeli okaże się na przykład, że Sylwia Jaśkowiec będzie w super świetnej formie, albo Paulinka Maciuszek, lub któraś z innych dziewczyn, i trener będzie chciał to wykorzystać, to pobiegnę albo w sztafecie zwykłej, albo w sprinterskiej. Wszystko zależy też jednak od zdrowia, w tej chwili ja nie mogę powiedzieć, co się będzie ze mną działo w lutym.

Źródło artykułu: