Karol Jabłoński: Mamy najlepszy system szkolenia na świecie

Materiały prasowe / Marek Karbowski / Na zdjęciu: Karol Jabłoński na bojerze z numerem 36
Materiały prasowe / Marek Karbowski / Na zdjęciu: Karol Jabłoński na bojerze z numerem 36

- W Polsce mamy najlepszy na świecie system szkolenia dzieci i młodzieży - mówi Karol Jabłoński o żeglarstwie lodowym czyli o bojerach (klasa DN), w których zdobył dziesięć złotych medali mistrzostw świata.

W tym artykule dowiesz się o:

Karol Jabłoński jest dziesięciokrotnym mistrzem świata (ostatni tytuł zdobył w styczniu 2016 roku) oraz czterokrotnym wicemistrzem globu w żeglarstwie lodowym w klasie DN. Siedem razy cieszył się również ze złotego medalu mistrzostw Europy. 54-latek ma na koncie także sukcesy w żeglarstwie morskim i jest jedynym Polakiem, który stał za sterem jachtu rywalizującego w regatach o Puchar Ameryki, najbardziej prestiżowego trofeum w żeglarstwie, doprowadzając hiszpański zespół do półfinałów. Od trzydziestu lat jest żeglarzem zawodowym i odnosi sukcesy na różnych jachtach w regatach na całym świecie. Jest najbardziej utytułowanym polskim żeglarzem. W lipcu miała premierę poświęcona mu książka "Czarodziej wiatru".

WP SportoweFakty: Jak radzi pan sobie z utrzymywaniem formy, bo wiadomo, że i im człowiek starszy, tym trudniej o dobrą kondycję i dyspozycję fizyczną? Na bojerach wychodzi to panu bardzo dobrze.

Karol Jabłoński:
W każdym sporcie odpowiednia sprawność fizyczna jest konieczna do osiągania dobrych wyników. Specyfika żeglarstwa które ja uprawiam od trzydziestu lat jest nadal mało znana w Polsce, gdzie mój sport uważany jest za ekskluzywny bądź kojarzony z piękną pogodą, małymi falami i trzymaniem piwa albo szklanki rumu w ręku. A w rzeczywistości jest to bardzo trudny kawałek chleba. Żeglarstwo jest sportem bardzo wyczerpującym, wymaga twardości charakteru, umiejętności pracy w zespole i dużej odporności na stres sportowy. Dobra forma fizyczna pomaga dłużej zachować możliwość odpowiedniego reagowania na zmieniające się sytuacje podczas wyścigu. Prawdą jest, że z wiekiem treningi są bardziej wyczerpujące i utrzymanie dobrej formy jest trudniejsze, ale nie wolno się poddawać. Bez dobrego przygotowania fizycznego nie byłbym w stanie wykonywać odpowiednio swojej pracy. Bycie na topie od 30 lat kosztowało mnie sporo energii, ale jednocześnie nauczyło samodyscypliny i konsekwencji w tym co robię. Wiem, że im dłużej będę zdrowy i będę utrzymywał dobrą formę fizyczną, tym dłużej będę w stanie aktywnie żeglować i rywalizować na wysokim poziomie. Nie ukrywam, że odczuwam już pewne zmęczenie, ale ja ten sport kocham i jest on praktycznie od zawsze częścią mojego życia. Nie zamierzam już teraz spocząć na laurach.

Pana żona wspomniała w książce, że bojery są sportem skazanym na wyginięcie. Czy rzeczywiście to wygląda tak źle?

- Moja żona ma bardzo sceptyczne podejście do tego, ponieważ doskonale wie, ile czasu obecnie kosztuje nas znalezienie dobrego akwenu, dojazd na miejsce regat lub treningi. Ona wie najlepiej ile czasu poświęcam na przygotowanie sprzętu i trening przed sezonem i jak rzadko jestem w domu, gdy zaczynamy cykl regat. Faktem jest, że w ostatnich latach pogoda zimą nas nie rozpieszcza, nie jest już taka, jaka była kiedyś. Ale dotyczy to nie tylko nas, bojerowców. Nawet jak obserwuje się skoki narciarskie, trzeba stwierdzić, że ilość konkursów odwoływanych z powodu złej pogody jest dużo większa niż kilka lat temu. Tak samo jeśli chodzi o biegi narciarskie czy narciarstwo alpejskie, gdzie także narzekają na brak śniegu. Kiedyś zimy były dłuższe i znacznie zimniejsze, a lód był bardzo gruby. Pamiętam, jak na Mazurach żeglowaliśmy od połowy grudnia do połowy kwietnia. Teraz już takich mrozów nie ma, przez co sezon jest dużo krótszy, ale jednocześnie bardziej intensywny, skompresowany. Jednak mamy szybkie samochody i przyzwyczailiśmy się do pokonywania setek kilometrów. Poza tym są dokładniejsze prognozy pogody, dzięki czemu wiemy, gdzie możemy pojechać, żeby efektywnie pożeglować na lodzie.

ZOBACZ WIDEO Biało-czerwone żagle: co dalej po Rio? (źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Czy ciężko jest zainteresować młodych bojerami?

- Jest widoczna zmiana w społeczeństwie. Obecnie większość młodzieży garnie się dużo mniej do sportu niż my kiedyś. To jest ogólny trend, bez znaczenia czy jest to piłka nożna, siatkówka, bojery czy inny sport. A bojery nie są sportem lekkim ani łatwym. To sport ekstremalny, który kształtuje charakter, uczy poznawać granice wytrzymałości ciała. Jest to sport niezwykle piękny i ci, którzy raz go spróbują, praktycznie uprawiają go do późnych lat. W różnych klubach na terenie całej Polski funkcjonują sekcje bojerowe. Są prężne kluby, które szkolą dzieci od 9 roku życia i robią to na dużo mniejszych bojerach z żaglami od Optimista. Rozgrywane są nawet mistrzostwa świata i Europy, na których nasi reprezentanci zdobywają medale. Kiedyś tego nie było, ja w wieku 14 lat zaczynałem od razu od DN-a, co nie było łatwe. My w Polsce mamy się czym chwalić, bo stworzyliśmy najlepszy na świecie system szkolenia dzieci i młodzieży. Mamy też największą liczbę młodzieży, która aktywnie uprawia ten sport. Zazdroszczą nam tego bojerowcy z innych krajów.

Często słyszę od członków reprezentacji olimpijskiej, że żeglarstwo uczy życia i współpracy.

Zawsze powtarzam, że żeglarstwo jest najlepszą szkołą życia. Tu uczy się pracy w zespole, wzajemnej pomocy i odpowiedzialności, rozwiązywania problemów oraz kreatywności. Te umiejętności pomagają uporać się z problemami życia codziennego. Żeglarstwa powinien nauczyć się każdy tak jak jazdy na rowerze czy pływania. Połączenie swojego życia z żeglarstwem jest wspaniałą przygodą na całe życie i nie musi to być wcale sport wyczynowy.

Wspominał pan w książce, że szczęście w osiągnięciu sportowego sukcesu w żeglarstwie to przedział między 2 a 5 procent. Czy naprawdę jest to aż tak mało?

Rywalizacja w żeglarstwie jest dużo trudniejsza niż w innych dyscyplinach sportu, ponieważ prawie każdemu trafi się tak zwana "dziura" wiatrowa, ewentualnie falstart lub awaria sprzętu. Z tego powodu w przeprowadzanych regatach jest większa liczba wyścigów, zazwyczaj dziewięć czy dwanaście lub więcej a nie tyko jeden. To znacznie eliminuje element szczęścia, mający wpływ na wynik końcowy. Zawsze powtarzam, że szczęście sprzyja lepszym.

Karol Jabłoński (trzeci z lewej) za sterem hiszpańskiego jachtu Desafio Espanol podczas regat o Puchar Ameryki (Fot. Nico Martinez)
Karol Jabłoński (trzeci z lewej) za sterem hiszpańskiego jachtu Desafio Espanol podczas regat o Puchar Ameryki (Fot. Nico Martinez)

Jest pan jedynym Polakiem, który sterował jachtem podczas regat o Puchar Ameryki. Czy według pana jest obecnie ktoś z naszych rodaków, kto byłby w stanie być takim sternikiem?

Żeby być sternikiem w Pucharze Ameryki, trzeba mieć potężne umiejętności. To nie jest tak, że ktoś sobie spróbuje, bo ma na to ochotę. Trzeba być jednym z najlepszych na świecie, żeby znaleźć się w kręgu zainteresowań tych teamów, które wystawiają swoje reprezentacje na te regaty. Odpowiadając na pytanie, w obecnej sytuacji w Polsce jest to mało realne. Najlepszą drogą byłoby to, gdyby w tych regatach wystartował polski team. Wtedy z dużą pewnością można by było wyselekcjonować utalentowanych polskich żeglarzy, a mamy ich wielu. W takiej załodze, wspartej żeglarzami z zagranicy sternikiem mógłby zostać Polak. Inaczej takiej możliwości na razie nie widzę. Ilość zespołów biorących udział w tych regatach można praktycznie policzyć na palcach jednej ręki, a budżety sięgają kilkuset milionów dolarów nie wspominając o niesamowitym wyścigu technologicznym. Nie lubię "gdybać", ale gdyby udało się zabezpieczyć odpowiednie finansowanie takiego projektu, w którym utalentowanym żeglarzom umożliwiłoby się przygotowania do startu w regatach o Pucharu Ameryki, to na pewno taka załoga miałaby duże szanse na sukces. W latach 2001-2002 wystartowaliśmy z takim projektem, ale ostatecznie nie powiodło się, ponieważ zabrakło finansowania.

Ja zawsze pojmowałem Puchar Ameryki jako najcenniejsze żeglarskie trofeum na świecie.

Naturalnie jest to najcenniejsze i najbardziej prestiżowe trofeum żeglarskie. Już sam start w Pucharze Ameryki jest celem dla wielu żeglarzy, ale niewielu go osiąga. Dla mnie na początku to było marzenie, które z czasem zamieniło się w cel, który chciałem osiągnąć. Jeżeli się tam dotarło, to można powiedzieć, że znalazło się w światowej elicie żeglarzy, a to jest już najwyższa półka.

A gdzie ustawiłby pan w hierarchii żeglarskich zawodów okołoziemskie Volvo Ocean Race?

To są regaty o innej specyfice niż Puchar Ameryki. Volvo Ocean Race to oceaniczne regaty dookoła globu podzielone na kilka etapów. Inne jachty, inna charakterystyka wyścigów. Puchar Ameryki można porównać do samochodowych wyścigów Formuły 1, a Volvo Ocean Race porównałbym do Rajdu Dakar. Mnie bardziej pasjonuje Formuła 1, zarówno na wodzie jak i na lądzie.

Rozmawiał Maciej Frąckiewicz

Karol Jabłoński z pucharami za sukcesy w żeglarstwie lodowym na bojerach.
Karol Jabłoński z pucharami za sukcesy w żeglarstwie lodowym na bojerach.
Źródło artykułu: