Tadeusz Michalik to polski zapaśnik: brązowy medalista olimpijski z Tokio w stylu klasycznym (97 kilogramów) i brązowy medalista Mistrzostw Europy z 2016. Michalik opowiada nam o przygotowaniach do kolejnych igrzysk w Paryżu, o rozstaniu z głównym sponsorem i planach na kolejny sezon. Jest duża szansa, że zobaczymy go po olimpiadzie w innej dyscyplinie sportu. Najpierw jednak... chce zostać radnym.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Na kilka miesięcy przed igrzyskami rozstałeś się z głównym sponsorem - Orlenem. Dlaczego?
Tadeusz Michalik, zapaśnik, medalista olimpijski z Tokio: Dostałem propozycję kandydowania na radnego dzielnicy Karolin w Poznaniu. Na początku była szansa, że dojdziemy z Orlenem do porozumienia. Stwierdzili jednak, że musiałbym zrezygnować ze swoich planów, jeżeli mamy kontynuować współpracę. Zaryzykowałem.
Warto było?
Jestem realistą. Został mi rok, może dwa i będę musiał szukać czegoś poza zapasami. Jestem w sporcie od dwudziestu lat, potrzebuję nowego bodźca, stąd decyzja o starcie w wyborach. Nie startuję z ramienia żadnej partii politycznej. Chciałbym udzielać się w kwestiach sportowych, bo ten temat jest mi najlepiej znany. To przemyślany ruch. Coś na pewno stracę, bo Orlen bardzo mnie wspierał przez ostatnie lata. Rozstaliśmy się w zgodzie.
Co z finansami?
Bywało gorzej i sobie radziłem, dlatego się nie załamuję. Po igrzyskach w Tokio wsparło mnie Ministerstwo Sportu, Urząd Miasta Poznań, Urząd Marszałkowski. Były wpływy i trochę odłożyłem, zainwestowałem. Do tego jestem żołnierzem Wojska Polskiego w Centralnym Wojskowym Zespole Sportowym. To taka drużyna mistrzów. Mam też stypendium z miasta.
A czy to prawda, że po igrzyskach w Paryżu będziesz zawodnikiem mieszanych sztuk walki?
Dostaję zaproszenia na gale KSW, słyszę, że drzwi do tej organizacji są dla mnie zawsze otwarte. To bardzo miłe. Czy będę walczył? Dalej się zastanawiam. Na tę chwilę nie wiem. Patrzę na to wyzwanie z perspektywy zapasów - ile musiałem trenować i poświęcić, by coś osiągnąć. Nie da się w rok wskoczyć na wysoki poziom, choć oczywiście to kusząca perspektywa, bo lubię ten rodzaj sportu.
Damian Janikowski dobrze odnalazł się w nowej dyscyplinie.
Tak, ale Damian przeszedł do MMA mając dwadzieścia parę lat, ja mam 33. Uśmiechnąłem się ostatnio, bo Damian wspominał w wywiadzie, że może fajnie byłoby zrobić w KSW naszą walkę zapaśniczą - dwóch medalistów olimpijskich. Wiele lat razem trenowaliśmy, jest w nas końska siła i charakter wojowników.
A ten charakter skąd się wziął u ciebie?
Na pewno ukształtowało mnie wojsko, ale też ojciec, bo wojsko miałem praktycznie od dziecka w domu. Budził mnie o 6.00 rano i mówił, że drugi raz nie będzie przychodził. Miałem być ubrany i gotowy, jechaliśmy do lasu. Rąbaliśmy drewno, robiłem przy trzodzie chlewnej, przy koniach. Żniwa były ciężkie, ale bardzo je lubiłem. Do dziś miło wracam wspomnieniami do fajnej atmosfery i ludzi, z którymi pracowaliśmy w polu. Nigdy nie narzekałem, wręcz przeciwnie - doceniam wartości wyniesione z domu. Pieniędzy nie mieliśmy, ale głodny nie chodziłem. Na wsi mówią: ważne żeby było jedzenie i ciepło w domu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ kontra! Wystarczyło tylko jedno podanie
Z waszej rodziny można by stworzyć małą armię.
Do wojska trafiło nas pięcioro z dziewięciorga rodzeństwa. Rodzice dostali za to srebrną odznakę. A gdyby tak jeszcze dodać dwóch szwagrów plus kuzynostwo... no to faktycznie, powstałby oddział. Każdy z nas wyszedł na ludzi, a łatwo nie było. Z wojskiem również wiążę swoją przyszłość. Na razie reprezentuję armię na arenie międzynarodowej, ale stawiam się na szkolenia i różne zajęcia. Jakiś czas temu wspierałem wojsko na granicy z Białorusią. O szczegółach nie mogę jednak mówić.
W mediach społecznościowych pokazujesz, że cały czas pomagasz przy gospodarstwie.
Zawsze złapię za siekierę czy taczkę, gdy odwiedzę rodzinne strony. Na kanapie nie siedzę. Zdobyłem medal i korona mi z głowy nie spadnie, jak pójdę do świnek i przerzucę obornik. Teraz jest trudny czas dla rolników, protestują, ale mam nadzieję, że to się zmieni. Ojciec nie strajkuje, nie ma ciągnika. Dalej jeździ starym Ursusem bez kabiny, ale ważne, że sprawnym. Pewnie z głównej drogi szybko ściągnąłby go patrol.
Jak idą przygotowania do kwalifikacji olimpijskich w Paryżu?
Niedawno wystąpiłem w mistrzostwach Europy. Pod względem fizycznym i mentalnym czułem się dobrze. W drugiej walce nie "pykła" jednak taktyka i przegrałem. Chciałem pierwszy wziąć Bułgara do parteru, ale mnie "spiął". Ważył kilka kilogramów więcej i wykorzystał swoją przewagę.
Czekam jeszcze na decyzję z klubu, bo od ośmiu lat walczę w Niemczech, w Mainz. Jeżeli nie przedłużymy umowy teraz, to najwyżej rok odpocznę. W tym sezonie z siedmiu walk wygrałem sześć, ale były lepsze serie - na przykład sześć lat bez porażki. Na maj i kwalifikacje olimpijskie forma będzie dobra.
Jak ze zdrowiem?
Odpukać, od ostatniej kontuzji barku nic się nie odzywa. Jeżeli chodzi o serce, też jest dobrze. Po trzech ablacjach lekarze mówią, że będzie biło do końca. Robię kontrolne badania, ale szczerze powiem, że zapomniałem już o tym problemie.
W Paryżu będzie medal?
Idę etapami: najpierw zrobię kwalifikację, a dopiero później będę myślał o igrzyskach i kolorze krążka.
rozmawiał Mateusz Skwierawski
Jakub Błaszczykowski: Zaczynam lubić słońce
Tomasz Adamek: Mówią na mnie "ewenement"