Powódź w Walencji mogła być jeszcze gorsza. "To uratowało miasto"

PAP/EPA / KAI FORSTERLING / Na zdjęciu: powódź w pobliżu Walencji, w kółku Piotr Biesiekirski
PAP/EPA / KAI FORSTERLING / Na zdjęciu: powódź w pobliżu Walencji, w kółku Piotr Biesiekirski

- Mogło być jeszcze gorzej - mówi Piotr Biesiekirski o powodzi, która dotknęła okolice Walencji. Samo miasto nie zostało mocno zniszczone. - Najprawdopodobniej uratowało je wielkie czyszczenie kanalizacji i kanałów - dodaje polski motocyklista.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Biesiekirski to jeden z najlepszych polskich motocyklistów młodego pokolenia. Przed kilkoma laty zrozumiał, że najlepszym rozwiązaniem dla jego kariery będzie przeprowadzka na południe Hiszpanii. Ze względu na temperatury w tym rejonie, treningi na torach można odbywać przez cały rok. Ponadto w okolicach Walencji, Andaluzji i Katalonii jest świetnie rozwinięta infrastruktura torowa.

Powódź w Walencji. Tragedia tysięcy ludzi

Biesiekirski w trakcie sezonu mieszka w Walencji, która właśnie walczy z żywiołem. Wielka woda na południu Hiszpanii pozbawiła już życia niemal 100 osób. Tysiące ludzi straciło dach nad głową, a ulice przypominają złomowiska - pełne są zniszczonych samochodów, które woda przesuwała niczym klocki. - Dom, który wynajmuję, jest nienaruszony - mówi nam polski motocyklista, który obecnie rywalizuje w motocyklowych mistrzostwach świata World Supersport.

- Moi znajomi potracili samochody, bo porwała je woda. Jedna z osób straciła swój biznes, ale to firma opierająca się na nauce, prowadząca szkołę dla mechaników. Dlatego jest spora szansa, że uda się to szybko odbudować. Dyrektorem tej szkoły jest właściciel KSB Sport, czyli największego ośrodka szkolącego motocyklistów w tym regionie - kontynuuje Biesiekirski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Jest wulkanem energii! Dziewczyna Szpilki w szalonym tańcu

- Inny ze znajomych ma warsztat motocyklowy, w którym znajduje się sporo maszyn, część z nich naprawdę droga, ale na szczęście zalało go tylko po kostki, więc motocykle nie uległy zniszczeniu - dodaje rozmówca WP SportoweFakty.

Traumę przeżyła natomiast jedna ze znajomych Biesiekirskiego, która wraz z mamą podróżowała samochodem w momencie, gdy porwała go woda. - Musiały szybko opuścić jego wnętrze, wspiąć się na TIR-a, po czym okazało się, że woda przesuwa też ciężarówkę, więc skakały z naczepy na dach pobliskiej stacji paliw. Tam czekały na pomoc kilka godzin - ujawnia 23-latek.

Walencja mogła być w gorszym stanie

Wielu Hiszpanów zwraca uwagę na to, że w ostatnich dniach brakowało komunikatów o nadchodzącym kataklizmie. Pierwsze ostrzeżenia pojawiły się dopiero we wtorek wieczorem, dlatego część mieszkańców nie zdążyła się nawet spakować i opuścić swoich mieszkań. Podobnie jak we wrześniu w Polsce, prognozy nie zapowiadały takiej tragedii. Co ważne, Biesiekirski podkreśla, że region w przeszłości doświadczał już powodziowej traumy.

- W Walencji już zdarzały się powodzie. Co jakiś czas wylewała rzeka płynąca przez miasto - mówi Biesiekirski i zwraca uwagę na interesującą kwestię.

Zniszczenia po powodzi w pobliżu Walencji (fot. KAI FORSTERLING)
Zniszczenia po powodzi w pobliżu Walencji (fot. KAI FORSTERLING)

- Ciekawe jest to, że koryto rzeki w mieście zostało zamknięte. Zrobiono tam park, fajne miejsce do koncertów i spędzania czasu na świeżym powietrzu. Przypuszczam, że ono teraz dość mocno ucierpiało - dodaje motocyklista z Polski, zdaniem którego powódź mogła wyrządzić jeszcze większe szkody.

- Ucierpiały głównie ośrodki wokół Walencji. Z tego co się dowiedziałem, to co 30 lat robi się w mieście grubą akcję czyszczenia kanalizacji i kanałów przeciwpowodziowych. Ostatnia taka akcja miała miejsce jakieś pięć lat temu, więc stosunkowo niedawno. Może to uratowało Walencję? - zastanawia się Biesiekirski.

Finał MotoGP pod znakiem zapytania

W obliczu walki z powodzią, sport w Hiszpanii zszedł na dalszy plan. W sobotni wieczór nie dojdzie do skutku mecz La Ligi, w którym Valencia CF miała zmierzyć się z Realem Madryt. Decyzja nie jest zaskoczeniem, tym bardziej że Estadio Mestalla zamieniono w wielki magazyn z materiałami dla powodzian. Natomiast w połowie listopada na torze im. Ricardo Tormo na obrzeżach Walencji ma odbyć się decydujący wyścig MotoGP.

O ile główna nitka wyścigowa na obiekcie nie ucierpiała, o tyle drogi dojazdowe prowadzące do niego zostały zniszczone, podobnie jak funkcjonujący w pobliżu tor kartingowy. Zalaniu uległa też trasa ekspresowa, za sprawą której najszybciej można dostać się w stronę lotniska. Pod wodą częściowo znalazł się również sam port.

Zniszczona infrastruktura drogowa w pobliżu Walencji (fot. MIGUEL ANGEL POLO)
Zniszczona infrastruktura drogowa w pobliżu Walencji (fot. MIGUEL ANGEL POLO)

- Zdziwiłbym się, gdyby udało się rozegrać wyścig MotoGP w Walencji. Oczywiście, infrastrukturę torową czy drogi można próbować szybko naprawić, ale to nie jest teraz priorytet. Naprawa domów i mieszkań, odnowienie kluczowej infrastruktury, to jest najważniejsze - mówi Biesiekirski.

Biorąc pod uwagę, że w MotoGP o tytuł zaciekle walczą Jorge Martin i Francesco Bagnaia, zarządcy mistrzostw świata nie będą chcieli rezygnować z listopadowego wyścigu. - Wyjściem jest przeniesienie zawodów do Jerez. Mamy jeszcze Barcelonę, ale tam o tej porze roku nie ma już dobrej pogody do ścigania się motocyklami - dodaje Polak.

Biesiekirski czeka na nowy sezon

Polski rodzynek w mistrzostwach świata World Supersport odebrał nasz telefon krótko po wizycie u fizjoterapeuty. Biesiekirski dochodzi do pełnej sprawności po urazie odniesionym przed paroma tygodniami - podczas zawodów w Estoril doznał pęknięcia kości ramiennej.

- Perspektywy na sezon 2025 są niepewne, ale też fajne opcje się pojawiły. Nie uważam, abym w World Supersport pokazał pełny potencjał. To dla mnie nowa seria, a mamy do dyspozycji tylko jeden trening przed kwalifikacjami. Nie da się w takim czasie wykonać pracy nad ustawieniami motocykla, a różnice w czołówce są minimalne - mówi nam Biesiekirski.

Polak miał nadzieję na udaną końcówkę sezonu, zwłaszcza że uwielbia tory w Estoril i Jerez. Jednak na pierwszym z wymienionych obiektów doznał kontuzji, która wykluczyła go jazdy w finale sezonu WSS. Wierzy, że rok 2025 będzie dla niego szansą na udowodnienie swojej wartości.

- Jest dość późno, miejsc w zespołach ubywa, ale mam otwartą głowę na różne opcje - kończy tajemniczo naszą rozmowę Biesiekirski.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Źródło artykułu: WP SportoweFakty