Tokio 2020. Szlifierz diamentów. To on stoi za sukcesem Patryka Dobka

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Patryk Dobek
PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: Patryk Dobek
zdjęcie autora artykułu

Powiedziałem mu przed biegiem, że jak wygra, to kończę karierę. Teraz mówi, że nie zdobył złota, bo chce się jeszcze ze mną męczyć - oto sylwetka człowieka, który ma patent. Zbigniew Król i jego biegacze.

[b]

Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]

Zawodnicy Zbigniewa Króla zdobyli dla Polski kilkadziesiąt medali mistrzowskich imprez, jednak dopiero Patryk Dobek stanął na olimpijskim podium. Bez niego nie byłoby wielkiego sukcesu 27-latka na igrzyskach w Tokio.

Patryk Dobek zdobył w środę pierwszy w historii olimpijski medal dla Polski na dystansie 800 metrów. Próbowało wielu, w tym mistrzowie świata i Europy, dokonał tego zawodnik, który jeszcze w ubiegłym roku biegał 400 m przez płotki. I gdyby nie nos Zbigniewa Króla, robiłby to do dzisiaj.

ZOBACZ WIDEO: Niespodziewany medal dla Polaka w Tokio. "Już nie będzie kłótni w domu"

Doświadczony szkoleniowiec, wychowawca m.in. Pawła Czapiewskiego i Adama Kszczota, czekał całą trenerską karierę nie tylko na medal, ale w ogóle na olimpijski finał jego zawodnika. Czapiewski miał złoto mistrzostw Europy, brąz mistrzostw świata, ale nigdy nie pobiegł w finale igrzysk. Choć zdaniem trenera w 2008 roku w Pekinie był przygotowany do złota.

Adam Kszczot próbował dwukrotnie. W Londynie odpadł w eliminacjach, pięć lat temu w Rio był naszym kandydatem do medalu. Awans do finału przegrał setnymi częściami sekundy. Udało się dopiero z najbardziej nieoczywistym zawodnikiem. - W przeszłości miałem zawodników wcale nie mniej utalentowanych od Patryka, jak Czapiewski i Kszczot. I obaj mieli możliwości na medal olimpijski. Udało się dopiero z Patrykiem. Dlaczego? Moim zdaniem udało się po prostu wykonać 100 procent planu.

Król wskazuje, że ogromną rolę odegrał obóz odbyty tuż przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich.

- Najważniejsze było zgrupowanie w Japonii na poziomie 1000 m n.p.m. Warunki były znakomite, co widać też po przebywającej tam z nami sztafecie mieszanej. To, że nagle wszyscy zaczęli biegać szybciej, nie jest przypadkiem - przekonuje.

- Patryk realizował znakomicie założenia, choć oczywiście jakieś błędy się przydarzyły, ale one są częścią wszystkiego. Eliminacje były trochę jak rozgrzewka, ale celowaliśmy z najwyższą dyspozycją na finał. I on z każdym biegiem spisywał się lepiej. I gdyby takie a nie inne zachowanie Australijczyka w finale, z którym się potrącili, mógł nawet wygrać. Sukces i tak jednak jest ogromny.

Praca z Królem odmieniła Dobka. Bije od niego spokój, nie tylko na bieżni. Już od halowych startów imponował zimną głową, skupieniem na celu, koncentracją. I doskonale widać, że słucha rad trenera. To, że skupia się na bieganiu po pierwszym torze i nie dodaje sobie metrów, to wręcz podręcznik u zawodników Króla.

- Patryk lubi słuchać. Może dlatego, że jeszcze uczy się tych 800 metrów, to dla niego nowość. Na początku wprawdzie nie był przekonany, ale dał się namówić. I na razie się słucha, zobaczymy, jak długo - śmieje się doświadczony trener.

Co dalej? 27-latek zapewnia, że to nie koniec, a początek. Medal olimpijski traktuje jako motywację do dalszej pracy. W przyszłym roku celem głównym będą mistrzostwa świata w Eugene. Kto wie, może uda się pobić też rekord Polski, choć Król jest ostrożny i przede wszystkim zamierza przygotować zawodnika na imprezę docelową.

- Patryk na pewno jest gotowy na rekord. Ale na jaki wynik? Nie jestem w stanie tego powiedzieć. Rekordu samemu się nie pobije, potrzebne są odpowiednie warunki. Wszystko się musi ułożyć, no chyba że jest się Davidem Rudishą.

- W przeszłości na pewno Adam Kszczot był na to gotowy, nawet o dobrą sekundę, ale bieg nigdy się ku temu nie ułożył. Z kolei Paweł Czapiewski pobił rekord, ale oprócz tego jednego biegu w Zurychu w 2001 roku nigdy nie zszedł już poniżej 1,44 s.

Źródło artykułu: