Wszystko zaczęło się od tego, że działacze zdecydowali, że Kryscina Cimanouska ma wystartować nie tylko w swojej koronnej konkurencji - biegu na 200 m - ale również w sztafecie 4x400 metrów. Zawodniczka podkreślała w social mediach, że ta koncepcja bardzo się jej nie podoba.
Media reżimowe na Białorusi zaczęły z kolei krytykować zawodniczkę i dodatkowo została ona zmuszona do powrotu do domu. Nastąpiło to w niedzielny poranek, kiedy trenerzy kazali jej się spakować.
Białorusinka szybko poinformowała, że do ojczyzny nie ma zamiaru wracać, bo boi się o własne życie. Później pojawiły się wieści o tym, że chce postarać się o azyl w Niemczech lub Austrii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to się nie miało prawa udać. A jednak! Kapitalna "solówka" piłkarki
W sprawę włączyła się Białoruska Fundacja Sprawiedliwości. Szefowa tego podmiotu Aliaksandra Haresimenia powiedziała agencji Reuters, że Cimanouska może otrzymać również pomoc z Polski.
- Apelowaliśmy o pomoc do wielu krajów, ale jako pierwszy zareagował polski konsulat. Jesteśmy gotowi przyjąć ich pomoc - zaznaczyła.
Chęć pomocy za pośrednictwem Twittera wyraził wiceszef polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych Marcin Przydacz.
"Polska jest gotowa pomóc Kryscinie Cimanouskiej, białoruskiej lekkoatletce, której reżim Łukaszenki nakazał powrót z igrzysk olimpijskich do Mińska. Zaproponowaliśmy jej wizę humanitarną i możliwość kontynuowania kariery sportowej w Polsce, jeśli tak zdecyduje" - podkreślił.
Serwis idnes.cz donosi, że pomoc zadeklarował również Jakub Kulhanek, czeski minister spraw zagranicznych.
Cimanouska postawiona pod ścianą
W rozmowie z portalem by.tribuna.com Cimanouska opowiedziała o tym, co przeżyła w Tokio. - Wczoraj (31 lipca) przyszedł do mnie trener kadry narodowej Jurij Moisevich i zasugerował, żebym odmówiła udziału w biegu na 200 metrów - miałam powiedzieć, że doznałam kontuzji i polecieć do domu - wyjawiła.
- Powiedział, że muszę zostać usunięta z igrzysk, że w tej chwili chcą tylko tego, ale jeśli odmówię i wystartuję w biegu na dystansie 200 metrów, to zostanę usunięta z kadry narodowej, pozbawią mnie pracy i być może będą jeszcze jakieś inne konsekwencje - dodała.
Później zdradziła, że zapadła decyzja, że wystąpi w tym biegu. Sytuacja zmieniła się 1 sierpnia, gdy została poinformowana, że musi udać się na lotnisko, skąd poleci na Białoruś.
- Przyszedł psycholog i próbował ze mną porozmawiać. Nie pamiętam jego nazwiska, bo starałam się go nie słuchać. Opowiadał mi jakieś bzdury, m.in. jak pracował z mordercami - kontynuowała sportsmenka. - Usiadł i udawał, że jest mną. Zainicjował taką scenę, jakbym siedziała w gabinecie ministra sportu i mówił: "Tak, jestem winna sama zainicjowałam to spotkanie". Wcale nie rozumiałam, dlaczego to zrobił - podkreśliła.
W końcu zawodniczka się spakowała. Nie ukrywa, że próbowała grać na czas, by poszukać wyjść awaryjnych. Ostatecznie Cimanouska skontaktowała się z policją. Jej sprawa jest w toku.
Sportsmenka zaznacza, że boi się o swoje bezpieczeństwo. Po tym, jak skrytykowała działaczy, zaczęła otrzymywać groźby.
Czytaj także:
> Takiej olimpijki nie było od 69 lat! "Surrealistyczne"
> Kibice głowili się, dlaczego po zdobyciu złota pozował z gipsem. Zagadka rozwiązana