Ołeksandr Dołgopołow miał bardzo charakterystyczny styl gry. Wydawał się on być dość niedbały, często daleko mu było do techniki choćby Rogera Federera. Jednak był na tyle efektowny, że udało mu się nawet gościć w Top 20 światowego rankingu.
Możliwe, że byłoby go stać na więcej, ale zmagał się z problemami zdrowotnymi i mimo że ma dopiero 33 lata, to po raz ostatni na światowych kortach można było go oglądać w 2018 roku, wówczas przegrał z Novakiem Djokoviciem. Co ciekawe, pierwsze większe wyniki zrobił w Polsce podczas Challengerów w Poznaniu i Szczecinie.
Na dzień przed rozpoczęciem wojny Dołgopołow wyjechał z mamą i siostrą do Turcji. Dopiero po kilkunastu dniach opowiedział o tym, co robił od tamtej pory.
Kiedy zaczął organizować powrót do Ukrainy, poznał mężczyzn z USA, którzy obrali ten sam kierunek. Udało im się zdobyć kamizelki kuloodporne, a następnie udali się do Zagrzebia, by zrobić potrzebne zakupy. Do Ukrainy wjechali przez Polskę i tak dotarli do Kijowa.
"Podjąłem naukę strzelania u zawodowego żołnierza. Kiedy mu powiedziałem, w jakim celu to robię, był szczęśliwy, że mi pomaga. Nie stałem się może Rambo, ale jestem w stanie posługiwać się komfortowo bronią. Potrafię trafić do celu w trzech z pięciu prób z 25 metrów" - napisał były tenisista.
Osoby związane ze sportem licznie pomagają w wojnie z wrogiem. Do armii zgłosił się Serhij Stachowski, a także Ołeksandr Usyk czy Wasyl Łomaczenko. Od samego początku na miejscu są też Witalij oraz Wołodymyr Kliczko.
Czytaj też:
Iga Świątek mocno przeżywa wojnę. "Boli ją, że tak blisko giną ludzie"
"Płakała w każdą noc". Wojna w Ukrainie dotknęła tenisowe małżeństwo