W sobotnim finale Roland Garros 2020 Świątek pokonała Sofię Kenin 6:4, 6:1 i wywalczyła pierwszy w karierze tytuł mistrzyni turnieju Wielkiego Szlema. - Nie wiem co się dzieje, to dla mnie za dużo - mówiła, gdy udzielała pomeczowego wywiadu. Gdy 19-letnia Polka odbierała Puchar Suzanne Lenglen, promieniała ze szczęścia.
Jej rywalka była w tym czasie w całkowicie odmiennym nastroju. - Iga udzielała wywiadu, a ja siedziałam na ławce i płakałam. Starałam się jak mogłam, żeby się nie rozpłakać, kiedy ona przemawiała i odbierała puchar. Ale mi się nie udało - przyznała Kenin, dla której w finale wielkoszlemowego turnieju zagrała po raz drugi w karierze. Za pierwszym razem zwyciężyła, w Melbourne pokonała Garbine Muguruzę i wygrała Australian Open 2020.
Tym razem przekonała się, jak to jest przegrać finałowe spotkanie o tak wielką stawkę. - Trudno jest nie płakać, kiedy jesteś tak blisko tytułu i przegrywasz. Chciałabym wznieść do góry to piękne trofeum. Ale jest jak jest - stwierdziła.
Być może Kenin byłaby w stanie stawić Świątek większy opór, gdyby w sobotę nie zmagała się z urazem - od początku meczu w oczy rzucał się wielki plaster na udzie 21-letniej Amerykanki. Do pewnego momentu Kenin trzymała jeszcze w miarę dobry poziom gry, ale im dłużej trwał mecz, tym trudniej było jej to robić.
- Po pierwszym secie czułam, że nie mogę się ruszać. Dlatego poprosiłam o pomoc medyczną. Ale po niej było tylko gorzej - stwierdziła urodzona w Moskwie tenisistka. Nie chciała jednak usprawiedliwiać porażki kontuzją i odbierać zasług Świątek. - Grała naprawdę dobrze. Brawa dla niej - podkreśliła.
Czytaj także:
Legendy żeńskiego tenisa gratulują Idze Świątek. "Uwielbiam oglądać jak grasz!"
Roland Garros. Iga Świątek nie będzie hucznie świętować wygranej. "Na Pola Elizejskie nie ruszymy
ZOBACZ WIDEO: Iga Świątek większym talentem niż Agnieszka Radwańska? "Taka dziewczyna trafia się raz na milion"