Żona pomogła Novakowi Djokoviciowi w trudnych chwilach. "Jej wsparcie było kluczowe"

Getty Images / Boris Streubel / Na zdjęciu: Novak Djoković i jego żona Jelena
Getty Images / Boris Streubel / Na zdjęciu: Novak Djoković i jego żona Jelena

Noavk Djoković wyznał, że bez wsparcia żony Jeleny nie byłoby jego powrotu na tenisowy szczyt. Serb wygrał trzy ostatnie turnieje wielkoszlemowe i jest spragniony kolejnych sukcesów.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze w połowie sezonu 2018 Novak Djoković nie sprawiał wrażenia tenisisty, który wygra kolejno Wimbledon, US Open i Australian Open oraz powróci na pierwsze miejsce w rankingu ATP. Teraz Serb ma na koncie 15 tytułów wielkoszlemowych i wyraźną ochotę na więcej. "Nole" chciałby dogonić pod tym względem Rafaela Nadala, a następnie ruszyć w pogoń za Rogerem Federerem.

Kilka dni temu Djoković odebrał Laureusa dla najlepszego sportowca roku. W Monte Carlo towarzyszyła mu żona Jelena. - Jej wsparcie było kluczowe, gdy stawałem w obliczu przeciwności losu i zmagałam się z przeszkodami, które wydawały się bardzo dużym wyzwaniem. Bez jej wsparcia byłoby mi trudno grać w tenisa na tak wysokim poziomie - powiedział w rozmowie z CNN.

Jelena Djoković miała wpływ na decyzję lidera rankingu ATP, który postanowił poddać się operacji łokcia. Wyznała, że jej mąż rozważał wówczas nawet zakończenie zawodowej kariery. - To było coś wielkiego. Novak powiedział: "Jestem skończony, Nie zagram już więcej w tenisa. Nie odczuwam już z tego radości". Wyglądał tak, jakby tą decyzją pochował część siebie.

Teraz Djoković jest spragniony kolejnych sukcesów w Wielkim Szlemie. - Uważam, że proces zmian rozpoczął się trzy lata temu, gdy miałem na koncie cztery z rzędu wielkoszlemowe mistrzostwa. To największe osiągnięcie w tenisie, ale nie czułem się spełniony. Po prostu czułem, że czegoś mi brakuje - przyznał "Nole".

Zobacz także:
Stefanos Tsitsipas pozbawił szczęścia Serhija Stachowskiego
Serena Williams pojawi się na gali wręczenia Oscarów

ZOBACZ WIDEO Brzęczek skomentował sytuację Wisły Kraków. "Miesiąc temu nikt nie wierzył, że przetrwają"

Komentarze (0)