Maciej Synówka: Urszula Radwańska jest w stanie wrócić do czołówki

WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Maciej Synówka
WP SportoweFakty / Asia Błasiak / Na zdjęciu: Maciej Synówka

Maciej Synówka, który jest byłym trenerem Urszuli Radwańskiej, uważa, że młodszą z krakowianek stać na powrót do czołówki. W rozmowie z portalem WP SportoweFakty opowiada także o swoich byłych podopiecznych i o tym, co dzieje się w kobiecym tenisie.

W tym artykule dowiesz się o:

Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Dlaczego nie poszedł pan w kierunku założenia własnej akademii, tylko postawił na prowadzenie kariery jednej osoby?

Maciej Synówka, trener: Na nazwisko trzeba sobie zapracować. A ja, jakiś czas temu pomyślałem, że dopóki mam entuzjazm i energię, to chciałbym pracować z zawodniczkami indywidualnie, mimo że wiąże się to z wyjazdami i ogromnym wysiłkiem czasowym. Wynika to też z tego, że w momencie kiedy ja dorastałem jako zawodnik w Polsce, jeszcze w wieku 16-17 lat, to sam kontakt ze światem ATP czy WTA, to było coś nienamacalnego, nie do osiągnięcia. Nie mieliśmy zawodników z Top 100, były pojedyncze przypadki. To rozbudziło marzenie, żeby znaleźć się w tym świecie. Rodzice zawsze mi mówili: "Jak już coś robisz, to rób to najlepiej jak potrafisz". W wieku 19 lat rozpocząłem przygodę z trenowaniem i od razu mój cel był taki, żeby któregoś dnia trafić do WTA albo ATP.

Jak wyglądała pana pierwsza tenisowa współpraca?

Została nawiązana poprzez Tomasza Wiktorowskiego, który był już wtedy trenerem Agnieszki Radwańskiej. Po wygraniu turnieju w Miami w 2012 roku, Isia poprawiła swój ranking i była druga na świecie, a w tym czasie Urszula była 97. Ich rankingi były tak rozbieżne, że w związku z tym Tomek nie był w stanie z obiema jeździć na turnieje i potrzebował drugiego trenera. Znaliśmy się z pracy w PZT, bo równocześnie Tomek prowadził kadry do 16 i 18 lat - on damskie, ja męskie. Znał moje podejście. Bardzo często wracał z turniejów i rozmawialiśmy na bieżąco na tenisowe tematy. Pierwszy telefon, który wykonał, był do mnie. Bardzo dobrze, że tak się to potoczyło.

ZOBACZ WIDEO Zespół Krychowiaka bliski niespodzianki. Zobacz skrót meczu WBA - Man. City [ZDJĘCIA ELEVEN EXTRA]

Z tego względu zaczęła się praca z kobietami?

Tak, tutaj było świetne wyczucie Tomka. Ja zawsze interesowałem się mentalną stroną sportu. O wiele bardziej się to sprawdza u kobiet, więc to było naturalne.

Byłoby możliwe teraz przejście do pracy z zawodnikiem czy teraz to już nierealne?

Lata dają doświadczenie i pewne różnice, które istnieją między damskim a męskim tenisem. Ja już jakiś czas temu postanowiłem, że skoro nabrałem doświadczenia z kobiecym tenisem, to swoją karierę chciałbym rozwijać właśnie w tym kierunku.

Czy każda podopieczna czegoś pana nauczyła?

To jest niezwykłe, bo dotychczas miałem taką historię, że każda zawodniczka była inna. Już nie mówiąc o samym charakterze, ale także o stylu gry. Urszula była pasywną zawodniczką, która budowała grę na bazie regularności. Coco Vandeweghe była ofensywna, grała siłowy tenis. Coco i Urszula były na początku swoich ścieżek zawodowych, a Mirjana Lucić-Baron na końcu swojej kariery. Zawodniczki miały różne drogi dochodzenia do sukcesu. Urszula wychowana na kulturze wschodnioeuropejskiej, podejście "wszystko musisz". Coco - amerykańskie "coco jambo i do przodu". To przeróżne i niesamowite historie. To też jedna z cech trenerskich - nigdy nie przestawać się uczyć. Często się mówi, że to my zarządzamy cyklem szkoleniowym, uczymy nasze zawodniczki jako trenerzy, ale to też działa w drugą stronę.

Czy obcowanie z zagranicznymi tenisistkami to cenniejsze doświadczenie niż gdyby pracował pan wyłącznie z rodaczkami?

To bardzo cenne, ale też trzeba rozumieć, że tenis to indywidualny sport i każda ze ścieżek tych zawodniczek jest indywidualna. Niesamowicie się słucha tego, jak właśnie te ścieżki wyglądały, jak to się stało, że one doszły do światowego poziomu w tym co robią i jak to się porównuje z tymi, którym się nie udało. To są też subtelne różnice, taki "killer instinct" albo "winning mentality".

Na następnej karcie przeczytasz o powrocie Urszuli Radwańskiej na światowe korty, a także o zmianie warty w kobiecym tenisie.
[nextpage]Nauka tylko od zawodniczek czy brał pan udział również w szkoleniach organizowanych przez federacje?
 
Bardzo dużo kursów organizowanych jest przez PZT, mają mocne kursy i konferencje. ITF również je organizuje. Bywałem na nich, będąc czasami jednym z najmłodszych. Pozwoliła mi na to znajomość angielskiego, a także to, że byłem młody i chciałem się uczyć, trafiłem więc na konferencje na świecie i w Europie. To też dało dużą wiedzę. Miałem także przyjemność pracować w programie PZT Prokom, świetnie zorganizowanym, który kompleksowo obsługiwał zawodników. Był fizjoterapeuta, fizjolog, trener od przygotowania fizycznego, psycholog. Miałem to szczęście, że w wieku 25 lat już mogłem się uczyć od całego sztabu fachowców.

Czy obserwuje pan nadal swoje byłe podopieczne?

Tak, cały czas się je śledzi. Czasami jest tak, że kiedy pracujemy z danym zawodnikiem, to mamy na niego pomysł. Przebywając z nim za długo, długo myślimy o tym pomyśle, to tracimy taką świeżość patrzenia. Czasami jak się odchodzi od zawodnika, to widzi się wszystko z innego punktu widzenia.

Dobrze zna pan Urszulę Radwańską, która wraca po kontuzji, dłuższej przerwie i powoli odbudowuje ranking. Czy uda jej się wrócić do czołówki?

Jestem przekonany, że jest w stanie to zrobić. To bardzo pracowita zawodniczka, bardzo zdeterminowana, z ogromnym sercem do walki i do pracy. Jestem pewny, że jeżeli tylko zdrowie jej pozwoli, to wróci na najlepsze światowe korty.

W przypadku takiego powrotu po dłuższej przerwie dobrą drogą jest gra w małych turniejach ITF czy lepiej celować w imprezy z wyższą rangą?

Ciężko powiedzieć, to zależy od zawodnika. Dam przykład: kiedy zacząłem pracować z Coco, to mówiła, że chce grać na największych kortach. W związku z tym powiedzieliśmy sobie, że nawet mamy przebijać się przez eliminacje, to będziemy grać największe turnieje. Chcesz być najlepszy, to musisz w nich grać. Skoro masz być najlepszy, to zaczniesz przechodzić eliminacje. To była taka konsekwentna ścieżka, nie dawaliśmy sobie drugiej opcji, że gramy małe turnieje. To był przypadek Coco, ale każdy ma indywidualną ścieżkę i wszystko zależy od tego, co zawodnik potrzebuje.

Ten entuzjazm, typowe amerykańskie podejście zaprocentowało podczas US Open. Cztery Amerykanki w półfinałach.

Absolutnie. A propos śledzenia zawodników, niesamowicie jest oglądać byłą podopieczną, która robi takie wyniki. Z drugiej strony to też pokazuje, że my mieliśmy skok z rankingu 120. na 40. miejsce na świecie. Mnie też, jako młodemu trenerowi wydawało się, że z 40. na 20., to pójdzie tak samo - rok czasu. Jednak proszę zobaczyć, Coco pod moim okiem miała ranking 32, a zajęło jej 2,5 roku, żeby dojść do 16. miejsca, a więc złamać ten ranking o połowę. Ile to jest czasu i pracy! Wtedy jeszcze byłem młodym i niecierpliwym trenerem, wydawało mi się, że awansuje tak szybko, jak udało jej się przeskoczyć z rankingu 120., zaraz będzie 20., 10., a nawet pierwsza.

Wyniki na US Open oznaczają zmianę warty? Serena Williams pewnie jeszcze wróci na korty, ale będzie miała solidne rywalki.

To też pokazuje, że nie ma głównych bohaterek. Nie ma Sereny Williams, Marii Szarapowej, Wiktorii Azarenki. Numer jeden z zeszłego roku, czyli Andżelika Kerber, nieco obniżyła loty. To pozwala zawodniczkom, które są na drugim planie i nieco dalej w rankingu, rozwinąć skrzydła. Natomiast to nie zmienia faktu, że wszyscy bardzo ciężko pracują. Cały czas podkreślam, że w pierwszej setce nie ma słabych zawodniczek, a nawet i w Top 150. Jeżeli jest odpowiednia atmosfera, środowisko i sytuacja, to zawodniczki pokazują jak dobrze grają. Teraz widzieliśmy to podczas US Open.

Na ostatniej stronie przeczytasz o tym, czego brak polskim zawodnikom do wygrywania, a także co bywa ich największym problemem. 
[nextpage]Każda z tych zawodniczek ma swoją historię, która może uzmysłowić innym, że niemożliwe nie istnieje.

Mamy tu specyficzną sytuację. Zarówno Coco Vandeweghe, Madison Keys, jak i Sloane Stephens, to zawodniczki, które posiadają niezwykły talent. Przez to, że tak jest, sukcesy łatwo przychodzą w młodym wieku, to nie zawsze mają dyscyplinę i pracowitość, którą mają inni zawodnicy, którym ciężej przychodzi osiągnięcie sukcesu. Tutaj kontuzje Sloane, Madison, niepowodzenia Coco (np. w US Open, bo ona nigdy wcześniej nie przeszła II rundy), spowodowały, że te tenisistki poczuły głód do tego, żeby poświęcić się totalnie tenisowi i to teraz procentuje.

Czy polskim sportowcom brakuje takiej mentalności zwycięzcy?

Jednym z największych błędów, jakie my popełniamy, to wymienianie jednym tchem, czego brakuje naszym zawodnikom. A kiedy mamy powiedzieć co potrafią dobrze, co robią dobrze, to słychać echo. Kiedyś podczas zgrupowania kadry do lat 16 robiliśmy eksperyment z psychologiem, gdzie najpierw poprosiliśmy zawodników, żeby wypisali wszystkie swoje wady i to, co robią źle, zawodnicy pisali po dwie kartki A4. Po chwili mieli napisać to, co w czym są dbbrzy, najlepsi na świecie. Pisali po 2-3 rzeczy. To wynika z mentalności. Z góry mamy założenie, że czegoś się nie da zrobić. Ja uważam, że jest kompletnie inaczej. Mamy bardzo głodną i zdeterminowaną młodzież, która aż pcha się do sukcesów. Jeśli im tylko pokażemy ścieżkę, że coś można zrobić, to pójdą w to ślepo.

Jednym z powtarzanych argumentów, dlaczego w Polsce nie ma sukcesów, są finanse.

Kwestie finansowe dotykają zawodników z każdego kraju. Oczywiście niektóre federacje mają więcej pieniędzy, są lepiej zorganizowane. Z drugiej strony my mamy niesamowitych sponsorów, którzy mają duże pole do popisu. Finanse to problem, który dotyczy każdego zawodnika na świecie. Czy to jest Polak, Niemiec czy Amerykanin. To jest bardzo łatwe wytłumaczenie na samym początku kariery - nie mamy pieniędzy, czegoś się nie da zrobić. Rozumiem trud rodziców, bo bardzo duży wysiłek finansowy zawsze spada na nich. Najpierw skupmy się na tym, żeby zawodnik był dobrze przygotowany fizycznie. Pójście na siłownię nie kosztuje dużo, podobnie bieganie. Jak będziesz dobrze przygotowany fizycznie, to możesz później zadbać o to, żeby być lepiej przygotowany technicznie.

Czy gra małych turniejów, zanim zawodnik jest dobrze przygotowany, to błąd?

To jest jedna ze ścieżek. Rodzice wykonują potężny wysiłek finansowy, ale bardzo często jest tak, że hasło pt. "Brakuje pieniędzy", jest jak mantra. Często widzę zawodników, którym brakuje zaangażowania, pracowitości, których rodzice ciągną za uszy, żeby przychodzili na trening. Wytłumaczenie rodzica jest takie, że brakuje pieniędzy.

Rozmawiamy podczas turnieju Pekao Szczecin Open. Grają tu młodzi polscy zawodnicy. Czy któryś z nich dobrze rokuje na przyszłość?

Miałem tylko okazję oglądać Karola Drzewieckiego w akcji i bardzo mi się podobał. Widziałem trzy bardzo pozytywne rzeczy: ma potężny serwis, jest niezwykle sprawny fizycznie i co najważniejsze, bo tenis to jest przede wszystkim mentalna gra, to bezkompromisowy chłopak. Na pewno przypomina mi pod tym względem Jerzego Janowicza. Wyszedł na kort z dużą pewnością siebie. Widzę natomiast, że mimo umiejętności, poniósł tak dużo porażek na mniejszych turniejach, że gdzieś tam mogła pojawić się taka myśl: "Jest końcówka I seta, ja jestem chyba jednak gorszy od rywala". Widać, że to chłopak, który jeśli nabrałby pozytywnego doświadczenia, to mógłby wygrywać na wysokim poziomie.

A jak sytuacja ma się z polskimi tenisistkami?

Miałem przyjemność uczestniczyć w zgrupowaniu Fed Cup w listopadzie ubiegłego roku, gdzie były wszystkie najlepsze zawodniczki, m.in. z Igą Świątek na czele. Naprawdę jest świetna grupa młodych tenisistek, które mogą zdobywać świat. To jest grupa, którą na pewno trzeba wspierać, a wtedy będzie niesamowicie się rozwijała.

Źródło artykułu: