Na tę chwilę Ryan Harrison (ATP 62) czekał z wytęsknieniem. Od wielu lat był uważany za jednego z najbardziej utalentowanych zawodników, jednak brakowało mu sukcesu, co sprawiło, że Amerykanie większą nadzieję zaczęli już pokładać w tenisistach z tzw. #NextGen. W połowie 2012 roku był 43. singlistą świata, ale dopiero w tym tygodniu osiągnął pierwszy finał w ATP World Tour. Dzięki zwycięstwu w mieście Elvisa Presleya 24-latek z Austin wyrówna w poniedziałek swój najlepszy wynik w rankingu.
Rezultat niedzielnego meczu może wskazywać na jego jednostronny przebieg, ale wcale tak łatwo nie było. Nikołoz Basilaszwili (ATP 67), który w ubiegłym sezonie uległ w finale imprezy w Kitzbühel Paolo Lorenziemu, miał aż 12 break pointów, lecz za każdym razem przegrywał ważne punkty. Co jeszcze zadecydowało o jego porażce w Memphis? Spora liczba błędów własnych, szczególnie ze strony bekhendowej, z której Amerykanin mógł się spodziewać największego zagrożenia.
Początek spotkania był dosyć wyrównany i to Gruzin miał dwa break pointy już w gemie otwarcia. Kto wie, co by się wydarzyło, gdyby wówczas podczas jednej z akcji nie potknął się na korcie. Później Harrison szybko złapał właściwy dla siebie rytm. W swoim stylu rozgrywał wymiany zza linii końcowej i był w tym bardzo konsekwentny. Od stanu po 1 wygrał pięć gemów z rzędu i w mniej niż 30 minut całego pierwszego seta w stosunku 6:1.
W drugiej partii Amerykanin wykazał się niesamowitą odpornością psychiczną. Niemal w każdym gemie musiał bronić break pointów, ale czynił to w świetnym stylu. Albo trafiał pierwszym serwisem, albo wygrywał dłuższą wymianę. Nie przestraszył się wielkiej szansy, kiedy w 10. gemie podawał po wielkie zwycięstwo (kluczowe przełamanie zdobył w piątym gemie). Najpierw serwisem oddalił dwa break pointy, zaś cały pojedynek zwieńczył po 76 minutach dziewiątym asem. Po piłce meczowej nie ukrywał łez i błyskawicznie ruszył z podziękowaniami w stronę swoich trenerów.
- Jeszcze 7-8 miesięcy temu nie widziałem dla siebie światełka w tunelu. To, co się stało tutaj, jest dla mnie czymś surrealistycznym - powiedział Harrison, odbierając słynne trofeum - gitarę. Amerykanin szczególne podziękowania skierował w stronę matki, która zawsze w niego wierzyła. Zaledwie dwa tygodnie temu wygrał bez straty seta challengera w Dallas. Teraz uczynił to samo w Memphis, ale w imprezie rangi ATP World Tour 250.
Powód do radości miał również Basilaszwili, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że celem jego oraz rywala był w niedzielę premierowy triumf w głównym cyklu. - Grało mi się tutaj bardzo dobrze. Występ w finale znaczy dla mnie wszystko i mam nadzieję, że następnym razem się poprawię - stwierdził 24-latek z Tbilisi. W niedzielę nie został pierwszym Gruzinem z tytułem rangi ATP World Tour, ale znacznie przybliżył się do debiutu w Top 50 światowego rankingu.
Po krótkim odpoczynku Harrison miał jeszcze szansę na tytuł w deblu, lecz razem ze Steve'em Johnsonem nie znalazł sposobu na Briana Bakera i Nikolę Mekticia. Amerykanin i Chorwat zwyciężyli 6:3, 6:4, dzięki czemu cieszyli się z pierwszego tytułu w głównym cyklu. Teraz obaj polecą na Florydę, gdzie wspólnie wezmą udział w turnieju rozgrywanym w Delray Beach.
Memphis Open, Memphis (USA)
ATP World Tour 250, kort twardy w hali, pula nagród 642,7 tys. dolarów
niedziela, 19 lutego
finał gry pojedynczej:
Ryan Harrison (USA) - Nikołoz Basilaszwili (Gruzja) 6:1, 6:4
finał gry podwójnej:
Brian Baker (USA) / Nikola Mektić (Chorwacja) - Ryan Harrison (USA) / Steve Johnson (USA) 6:3, 6:4
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: nie myślę o końcu kariery, mogę grać nawet przez 10 lat
Dobra praca od sierpnia 2016 roku
nad przygotowaniem mentalnym
i jest pierwszy , wymierny sukces .
A gitarka . . .
ewidentnie
jazzowa . ; )