- Rozegrałam bardzo dobry mecz. Najważniejsze, że nie pozwoliłam czynnikom zewnętrznym wpłynąć na moją postawę. Sporo o tym rozmawiałam z trenerem i jestem dumna z tego, jak wierzyłam w powodzenie i zrealizowałam na korcie zakładany plan - powiedziała Coco Vandeweghe.
Amerykanka nie ukrywa, że sporo pomogła jej współpraca z Craigiem Kardonem. - Jego obecność wniosła bardzo dużo. To on zachęcił mnie do gry w debla, która pozwala doskonalić serwis czy return. Przed meczem powiedziałam mu, że jestem trochę zdenerwowana i przestraszona, ale on odrzekł, że podczas rozgrzewki lub pierwszego gema powinnam się już uspokoić. Miło jest mieć w sztabie osobę, która wierzy w ciebie i ufa tobie.
Vandeweghe przyznała, że dużo dla jej tenisa zrobili jej pierwsi trenerzy, współpracujący z Amerykańską Federacją Tenisową. - W skład grupy, która ukształtowała moją grę, wchodzili Jackie Cooper, Guy Fritz i jego brat Harry Fritz. W wieku 12-13 lat sporo pomogła mi Allison Bradshaw. Był także Vic Braden [który w lipcu znajdzie się w Międzynarodowej Tenisowej Galerii Sław - przyp. red.] i jeden z miejscowych zawodowców, Andy Volkert - wyliczała tenisistka, która przed rozpoczęciem współpracy z Kardonem ceniła sobie trenerskie umiejętności Macieja Synówki.
W czwartek Vandeweghe zmierzy się z Venus Williams, która była dla niej wzorem do naśladowania w dzieciństwie. - Była już wspaniałą zawodniczką, kiedy poprosiłam ją o autograf. Możliwość gry z tak niewiarygodną tenisistką i przyszłą członkinią Galerii Sław jak Venus w turnieju wielkoszlemowym to dla mnie prawdziwe szaleństwo. Nie znajduję słów, aby to opisać - powiedziała Amerykanka, która w 2016 roku przegrała ze starszą z sióstr Williams 4:6, 3:6 w I rundzie imprezy w Rzymie.
ZOBACZ WIDEO Natalia Partyka: nie myślę o końcu kariery, mogę grać nawet przez 10 lat