Marcin Motyka: Ostatni dzwonek Jerzego Janowicza

Jerzy Janowicz zakończył przygotowania do nowego sezonu. Po dwóch zupełnie nieudanych latach, w 2017 roku łodzianin musi powrócić do światowej czołówki. To dla niego ostatni dzwonek.

W tym artykule dowiesz się o:

O sezonach 2015 i 2016 Jerzy Janowicz z pewnością nie chce pamiętać. Polak, który jeszcze kilka lat temu był typowany do największych triumfów, spadł w rankingową otchłań - do trzeciej setki klasyfikacji singlistów. Duży wpływ na to miały ogromne problemy z kontuzjami. Licząc od września 2015, rozegrał zaledwie 33 mecze. Czyli tyle, ile większość tenisistów ma za sobą w ciągu pół roku.

Teneryfa zamiast Łodzi

Aby wydostać z trudnych sytuacji, często potrzeba nowych bodźców. Wydaje się, że Janowicz poszedł tym tropem, bo tym razem zamiast przygotowywać się do startu nowych rozgrywek w Polsce, jak to zwykle czynił, udał się na Teneryfę. Tam w doskonałych warunkach, przy idealnej pogodzie szlifował formę.

A miał z kim. Na Teneryfie łodzianin mógł trenować chociażby z Dominikiem Thiemem, Philippem Kohlschreiberem, Davidem GoffinemDenisem Shapovalovem, Dennisem Novakiem, Riccardo Belottim czy Luką Maticiem. Mocni sparingpartnerzy, treningi na kortach otwartych o twardej nawierzchni. To tworzy wręcz idylliczny klimat przygotowań i jednocześnie nakazuje sądzić, że ten wyjazd był bardzo dobrą decyzją.

Ale to pokaże czas. Dokładniej rzecz ujmując - wyniki, jakie Janowicz będzie osiągał w nadchodzących rozgrywek. A dobrych rezultatów potrzebuje jak ryba wody. Polak, przed trzema laty 14. tenisista świata, aktualnie w rankingu ATP zajmuje dopiero 280. lokatę. I nie jest nawet pierwszą rakietą naszego kraju. O jedna pozycję wyprzedza go bowiem Kamil Majchrzak.

ZOBACZ WIDEO Ferdinando De Giorgi: Najważniejsze będą mistrzostwa Europy

Zamrażarka

Tak niska pozycja rankingowa sprawia, że w pierwszej części sezonu Janowicz nie ma co liczyć na występy w najważniejszych turniejach głównego cyklu. Polak zostawił sobie jednak mały handicap - "zamrożony ranking" (tenisista, który przez dłuższy czas z powodu kontuzji wypada z rozgrywek, może "zamrozić" swój ranking na miejscu, które zajmował w momencie rozpoczęcia przymusowej pauzy).

Łodzianin swój ranking "zamroził" na 92. pozycji i dzięki temu wystąpi w głównej drabince Australian Open (16-29 stycznia) i turnieju ATP World Tour 250 w Sofii (6-12 lutego). Z tej możliwości nie skorzystał w Auckland (9-14 stycznia). W Nowej Zelandii Janowicz wystąpi na podstawie rankingu sprzed sześciu tygodni (282.) i wobec tego będzie musiał przebijać się przez kwalifikacje. Ten zabieg można jednak łatwo zrozumieć - przed Australian Open Polak chce rozegrać jak najwięcej spotkań.

Nie jesteś Federerem - bez trenera ani rusz

Zrozumieć natomiast trudno fakt, iż 26-latek z Łodzi pozostaje bez trenera. Na początku grudnia zakończył wieloletnią współpracę z Kimem Tiilikainenem, który teraz zajmuje się Michałem Przysiężnym, i po dziś dzień na stanowisku jego głównego szkoleniowca obowiązuje wakat.

Wbrew temu, co podawali niektórzy znawcy tenisa znad Wisły, podczas pobytu na Teneryfie Janowicz nie ćwiczył z Güntherem Bresnikiem. Austriak, niegdyś opiekun m.in. Borisa Beckera, obecnie współpracujący z Dominikiem Thiemem, pomagał za to Denisowi Shapovalowowi - utalentowanemu Kanadyjczykowi, juniorskiemu mistrzowi Wimbledonu 2016. Shapovalov bardzo chwalił sobie pracę z Bresnikiem. - Guenther wie, co należy robić, aby rozwinąć talent tenisisty. Doprowadził Thiema do najlepszej "10" rankingu. Praca z nim to wspaniałe doświadczenie - mówił 17-latek.

Janowicz tymczasem nie ma szkoleniowca, co we współczesnych rozgrywkach, w których niektórzy tenisiści mają nawet po trzech opiekunów (Milos Raonić podczas Wimbledonu) jest swego rodzaju abstrakcją. Owszem, łatwo znaleźć przykłady zawodników, którzy odnosili sukcesy bez trenera. Roger Federer nie mając stałego szkoleniowca wygrywał turnieje wielkoszlemowe, Jo-Wilfried Tsonga był w Top 10 rankingu ATP, ale - z całym szacunkiem dla Janowicza - Polak klasy Federera nigdy nie osiągnie, a i do obecnego poziomu, jaki prezentuje Tsonga, brakuje mu wiele.

Zegar tyka

Przed Janowiczem szalenie ważny sezon. Sezon, w czasie którego stopniowo musi piąć się w rankingu, by wrócić do czołówki. 13 listopada Polak skończył 26 lat. Już nie można go zaliczać do grona tenisistów młodych-zdolnych. To już gracz ukształtowany, będący w idealnym wieku, by pokazywać pełnię swoich umiejętności.

Czasu na wielkie sukcesy nie zostało wiele. Wprawdzie Nikołaj Dawidienko czy Ivan Ljubicić udowodnili, że życiową formę można osiągnąć w jesieni kariery, ale to nie zmienia faktu, że w oddali już coraz głośniej słychać ostatni dzwonek.

Marcin Motyka

Zobacz więcej tekstów Marcina Motyki ->>

Źródło artykułu: