Szczerze mówiąc, nie pamiętam spotkania z udziałem Karoliny Woźniackiej, rozgrywanego w obecności jej ojca, bez ich wspólnej wymiany zdań na korcie. On-court coaching, wprowadzony do kobiecych rozgrywek w 2009 roku w celu innowacji, kojarzy mi się przede wszystkim z postacią 26-letniej Dunki i jej urodzonego w Polsce taty, Piotra. Niektóre z tych wizyt mogą u niejednego oglądającego wywołać uśmiech na twarzy. - Grasz, a nie masz w ogóle koncepcji. A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Że niby grasz, ale tak naprawdę to ty w ogóle nie grasz - mówił do córki Piotr Woźniacki w trakcie turnieju w Brisbane w 2012 roku.
Mats Wilander uważa, że Karolina Woźniacka nie wygrała dotychczas turnieju wielkoszlemowego, ponieważ "wydaje się zagubiona, gdy nie może skorzystać z rad, jak w trakcie normalnych zmagań WTA" (wówczas przysługuje jedna konsultacja na seta]).
Mówimy w tym momencie o tenisistkach, które rozpoczęły swoją przygodę z białym sportem już za maleńkości, wspinały się po kolejnych szczebelkach tenisowej drabiny, odbiły miliony piłek, brały udział w tysiącach sesji treningowych i wielu meczach, a na każdy pojedynczy pojedynek wychodzą z przygotowanym planem taktycznym. Czy na tym etapie kariery naprawdę potrzebują trenera czy trenera-psychologa również w czasie meczu, gdy tylko cokolwiek wymknie się spod kontroli? Niekiedy chyba tak... - Dobrze jest mieć obok siebie osobę, która stara się ciebie uspokoić - powiedziała Madison Keys dla wtatennis.com.
Urywek z rozmowy Lauren Davis z trenerem w drugim secie pojedynku z Na Li w 2013 roku. Wówczas Amerykanka wygrała pierwszego seta 6:4, ale w drugim przegrywała 1:4. - Cichutko. Przestań jęczeć, bo nie jesteś małą dziewczynką. Nie rób już tych min - powiedział wówczas szkoleniowiec Davis.
- Nie wiem, co robić... - tak zaczęła rozmowę z Andrewem Bettlesem Ana Ivanović w ubiegłym sezonie w półfinale w Pekinie. Wówczas Serbka mierzyła się z Timeą Bacsinszky.
Przytoczone słowa to idealny przykład, do jakiego stopnia niektóre tenisistki polegają na swoich szkoleniowcach, pełniących również rolę psychologów. Chcą się skonsultować, gdy wysoko prowadzą, gdy muszą odrabiać straty, gdy jest bliski wynik lub coś najmniejszego wymknie się spod ich kontroli. Mam wrażenie, że dzieje się to zbyt często. Zwykle nie chodzi nawet o samą grę, ale problemy mentalne, presję i inne sprawy. Takie zachowanie prowadzi przede wszystkim do mniejszej samodzielności i zostawia rysy na tenisowej dojrzałości. Patrick Mouratoglou przyznał kiedyś, że gdyby nawet Serena Williams wezwała go na kort, nie przyszedłby. Czemu? Aby dać jej szansę samodzielnie rozwiązać problem, zmierzyć się ze wszystkimi przeciwnościami i dzięki temu zyskać cenne doświadczenie.
{"id":"","title":""}
- Musisz polegać na sobie, a nie na pomocy innych ludzi. To musi być w tobie - powtarzała w 2013 roku na antenie ESPN Chris Evert.
- Podstawową rzeczą w tenisie jest umiejętność samodzielnego rozwiązywania problemów, zarówno tych taktycznych, jak i mentalnych - powiedziała natomiast Amelie Mauresmo dla Reuters. - Musisz sama przemyśleć, co trzeba zrobić, aby wygrać spotkanie. Esencja tenisa się zmieni, gdy zezwolą na wizyty szkoleniowców w czasie meczu.
Zupełnie innego zdania jest Robin Haase, holenderski tenisista, który chętnie skorzystałby z takiej pomocy. W ATP jest ona jednak surowo wzbroniona. - Coaching w tenisie powinien być dozwolony. Płacimy trenerom duże pieniądze i dlatego oni powinni mieć możliwość dawania nam wskazówek w trakcie meczu - powiedział.
Jest jeszcze aspekt telewizyjny. Dla nadających tenisowe programy coaching jest niesamowitym urozmaiceniem. Kamerzysta stara się być jak najbliżej tej "intymnej" rozmowy, uchwycić każdą uwagę szkoleniowca, a najlepiej, jak jeszcze nagra emocje i iskry pomiędzy rozmówcami - złość, stres, radość. Dzięki temu widz może przyjrzeć się wszystkiemu z bliska, zobaczyć w zawodniczkach ludzi, a nie roboty, przechadzające się po placu gry z kamiennym wyrazem twarzy.
- Korzystamy z tej możliwości wspólnie z Simoną Halep, której jestem trenerem - powiedział Darren Cahill dla ESPN. - Obecnie robimy to naprawdę często, ponieważ poznajemy siebie. W przyszłości znacznie zmniejszymy tego typu wizyty na korcie. Według mnie zawodniczki powinny nauczyć się samodzielnie rozwiązywać problemy. To bardzo ważne. Wiem, że takie wizyty mają wiele pozytywów, chociażby z telewizyjnego punktu widzenia, ponieważ ludzie to lubią. Ja jednak podchodzę do tego sceptycznie. Wydaje mi się, że zawodniczki zbytnio się od tego uzależniają i naprawdę tego potrzebują - dodał.
Niektórym tenisistom, choć to temat na zupełnie inny felieton, wydaje się to nawet amatorskie i nie chcieliby, aby zostało wprowadzone w ich rozgrywkach. - Jeśli takie coś się wydarzy, mam nadzieję, że nie będę już grał - powiedział Roger Federer w marcu 2014 roku. - Nie wydaje mi się, aby to było konieczne i sprawiedliwe. Nie każdy przecież może sobie pozwolić na trenera. Kojarzy mi się to nieco z amatorstwem.
Temat burzliwy i co jakiś czas odkurzany przez ekspertów, dziennikarzy, a nawet samych tenisistów, którzy stawiają pytanie czy wizyty trenerów na korcie rzeczywiście doprowadziły do innowacji, czy raczej zaszkodziły kobiecym rozgrywkom. Ja się podpisuję pod tym drugim. Co za dużo, to niezdrowo.
Karolina Konstańczak
Zobacz więcej tekstów Karoliny Konstańczak ->
ZOBACZ WIDEO Oktawia Nowacka: nie chcę jeszcze mysleć o Tokio (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Faktycznie, jak niektórych się słucha, to jak komedia np. na trawie ;)