Jeszcze tego poranka media donosiły o problemach zdrowotnych Kiki Bertens, której dokucza lewa łydka. Holenderka nie trenowała zbyt długo, ale finalnie zdecydowała się podjąć rękawicę i wyjść na kort centralny w Paryżu.
Bertens mocno napsuła krwi Serenie Williams, ponieważ w pierwszym secie najpierw prowadziła 5:3 i miała setbola, a nieco później mogła zamknąć partię w tie breaku. W drugiej odsłonie odskoczyła natomiast na 2:0. Finalnie jednak musiała uznać wyższość Amerykanki, która triumfowała 7:6(7), 6:4.
- Gdy się rano rozgrzewałam, dyskutowaliśmy o tym, czy zagram, czy nie. Zależało mi jednak na tym, aby wystąpić. Nie chciałam później żałować, że tego nie zrobiłam. Cieszę się, że podjęłam taką decyzję. Zagrałam naprawdę dobry mecz, byłam agresywna. Myślę, że mogę być z siebie dumna.
ZOBACZ WIDEO Andżelika Kerber: To najlepszy rok w mojej karierze (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
- Serena mądrze posyłała skróty, z którymi miałam trochę kłopotów. Nie było mi łatwo - dodała.
Holendrzy musieli naprawdę długo czekać, aby znów zobaczyć swoją reprezentantkę w półfinale turnieju wielkoszlemowego. Ostatni raz tej sztuki dokonała Betty Stove w 1977 roku. Jeśli chodzi o paryskie zmagania, trzeba cofnąć się jeszcze o kilka lat. W 1971 roku do najlepszej "czwórki" Rolanda Garrosa awansowała Marijke Schaar.
W najnowszym rankingu Bertens po raz pierwszy w karierze znajdzie się pośród 30 najlepszych tenisistek świata.