David Ferrer był jednym z tych tenisistów, którzy we wtorek, mimo padającego deszczu i błotnistej nawierzchni, musieli wyjść na kort. I choć jego mecz z Tomasem Berdychem został przerwany po trzech gemach, to i tak Hiszpan nie krył swojego niezadowolenia.
Mecz Hiszpana z Czechem został dokończony w środę. Po porażce (3:6, 5:7, 3:6) tenisista z Walencji wrócił do wydarzeń z poprzedniego dnia. - W Australii są trzy korty z dachem, choć tam rzadko pada deszcz. A w Paryżu, gdzie opady są częstsze, żaden nie ma zadaszenia. To jest absurdalne - mówił Ferrer.
Tenisiści, którzy we wtorek musieli pojawić się na korcie, nie szczędzili krytyko organizatorom turnieju. Agnieszka Radwańska powiedziała: - Jestem niemile zaskoczona, a wręcz wściekła, że musiałyśmy grać w deszczu. To nie jest turniej ITF, to Wielki Szlem. Jak można pozwolić zawodnikom na grę w takich warunkach? Ja tak nie potrafię. Byłam zdziwiona, że gramy, pomimo padającego deszczu. Nie wiem, kto podejmuje te decyzje, ale moim zdaniem w tym wszystkim nikt nie zwraca uwagi na nas.
Ferrer przyznał, że słyszał słowa Polki, dodając: - My, tenisiści, jesteśmy w tym wszystkim najmniej ważni. Nie mogę uwierzyć, że nakazano nam grać w takich warunkach. Szczęście, że nikt nie doznał kontuzji.
ZOBACZ WIDEO Soft tenis, czyli Polak też potrafi (źródło TVP)
{"id":"","title":""}