Montreal to mniej lubiane przez Agnieszkę Radwańską miasto organizujące turniej Rogers Cup. Nigdy nie przebrnęła tu bariery 1/4 finału, a w Toronto dwukrotnie walczyła w półfinale. Spotkanie z Barborą Zahlavovą-Strycovą okazało się dobrą batalią na zatarcie złych wspomnień ze spotkania przeciw Varvarze Lepchenko. Nasza reprezentantka w czterech starciach z czeską zawodniczką nie straciła nawet seta. Tym razem było trochę więcej walki niż w pozostałych spotkaniach między nimi, ale przewaga Radwańskiej na korcie, zwłaszcza z głębi kortu, nie podlegała dyskusji. Po godzinie i 40 minutach wygrała 6:4, 6:4.
[ad=rectangle]
Po nieudanym starcie w Stanfordzie można było mieć spore obawy co do dyspozycji Polki. Konfrontację rozpoczęła swoim serwisem, lecz od razu straciła podanie, przez cztery błędy własne (w tym dwa podwójne). Brak dobrej gry Radwańskiej dał Czeszce podwyższenie wyniku. Na tablicy wyników Isia zaistniała dopiero po trzecim gemie, w którym obroniła dwa break pointy, jak również zanotowała asa i dobry bekhend po linii. Później grę dyktowała serwująca tenisistka, chociaż 25-latka z Krakowa wyglądała w tym fragmencie meczu lepiej niż na samym początku spotkania.
Dobre wrażenia szybko zatarł szósty gem, który Záhlavová-Strýcová wygrała z niepokojącą polskich fanów łatwością. Szczególnie raziło słabe poruszanie się po korcie krakowianki, jej słaby czas reakcji i niespodziewane, banalne błędy. Było blisko podwójnego przełamania, jednak zawodniczka naszych południowych sąsiadów wrzuciła prostego woleja w siatkę. Przy stanie 4:3 dla 37. rakiety świata rozpoczął się festiwal błędów. Górą z niego wyszła turniejowa "trójka", która za trzecią szansą wyrównała stan meczu. Na prowadzenie udało jej się wyjść w dziewiątym gemie, dzięki asowi z drugiego podania. Po 46 minutach Radwańska wygrała pierwszą partię 6:4. Rozpoczęła od ładnej, długiej wymiany, ale na koniec korzystała już tylko z błędów poirytowanej przeciwniczki i dzięki temu skończyła seta przy pierwszej okazji.
Statystyki dobrze oddają przebieg walki na korcie centralnym w Montrealu. Isia zanotowała dziewięć winnerów oraz 11 błędów, zaś jej przeciwniczka 12 piłek kończących i aż 18 błędów niewymuszonych. Liczby odzwierciedlały również dominację Czeszki przy siatce. Skończyła ona z pozytywnym skutkiem, aż 14 z 18 podejść do tej strefy kortu. Z kolei Radwańska była również skuteczna, choć wymiany w ten sposób skracała tylko ośmiokrotnie (pięć razy sukcesywnie).
Druga partia rozpoczęła się w podobnym tonie do poprzedniej. Krakowianka została trzykrotnie ośmieszona grając woleje, podczas gdy jej rywalka z powietrza grała bez problemów. Szybkie przełamanie odrobiła po kolejnym gemie, gemie walki, ale również błędów. Niestety break nie zmotywował Polki do gry, znów się myliła, była ospała. Miała szanse wybronić się smeczem przy stanie 30-40, jednak zagrała na rakietę Záhlavovej-Strýcovej, przez co straciła podanie. Kolejny break miał duże znaczenie dla krakowianki. Wreszcie, po dwóch meczach przerwy, wygrała gema "na sucho", potwierdzając przewagę dobrym minięciem z forhendu.
Tym razem historia się nie powtórzyła i Isia po raz pierwszy w drugiej partii wyszła na prowadzenie. Pomogła jej w tym Czeszka popełniająca banalne błędy, jak np. wyrzucenie smecza w aut, gdy miała cały kort na zanotowanie piłki kończącej. W pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że ćwierćfinalistka tegorocznego Wimbledonu ma dosyć tej konfrontacji, przegrywała już 2:3 i 0-30. Wtedy jednak na pomoc ruszyła krakowianka, która zagrywała fatalne returny, a w grze na małe pola zachowywała się jak amatorka. Na szczęście, w lacoste'owskim gemie pojawił się przebłysk świetnych dropszotów Polki. Również to zagranie odegrało rolę w utrzymaniu podania. Mały dramat rozegrał się przy serwisie niżej klasyfikowanej zawodniczki. Najpierw Isia miała trzy szanse na przełamanie, potem jednak zmarnowała je wszystkie. Záhlavová-Strýcová miała nawet okazję na wyrównanie, której nie wykorzystała. Polka do awansu przybliżyła się świetnym returnem bekhendowym.
Ostatni gem nie był formalnością. Zaczęło się od 15-30, a potem 30-40. Z tych opresji Radwańska wybrnęła w dobrym stylu, ale przy piłce meczowej przez zachowawczość nie zwieńczyła pojedynku i pozwoliła rywalce zanotować ładną piłkę kończącą. To podłamało morale krakowianki, która oddała następnie podanie. Gdy wydawało się, że mecz za chwilę się zakończy i Polka miała trzy kolejne piłki meczowe, Czeszka znacząco podniosła poziom swojej gry. Jednak to było wszystko, na co było stać 37. zawodniczkę rankingu. Polka za piątą piłką meczową zakończyła spotkanie.
Nie był to najlepszy pokaz umiejętności naszej najlepszej tenisistki. W całym meczu wyszła na nieznacznym minusie (19 winnerów i 20 błędów własnych), co przy niestabilnej dyspozycji rywalki (28 piłek kończących i 39 niewymuszonych błędów) zakończyło się happy endem dla krakowianki. W porównaniu do występu w Stanfordzie gra Polki uległa poprawie, jednak żeby myśleć o awansie do ćwierćfinału Radwańska musi zagrać o dwie klasy lepiej. W 1/8 finału potencjalną przeciwniczką może być Sabina Lisicka lub zwyciężczyni pojedynku pomiędzy Swietłaną Kuzniecową a Madison Keys.
Rogers Cup, Montreal (Kanada)
WTA Premier 5, kort twardy, pula nagród 2,440 mln dolarów
wtorek, 5 sierpnia
II runda gry pojedynczej:
Agnieszka Radwańska (Polska, 3) - Barbora Záhlavová-Strýcová (Czechy) 6:4, 6:4
Bufon wykorzystała sezon kiedy cała, powtarzam cała czołówka była w dołku i dlatego tyl Czytaj całość