Agnieszka Radwańska: Krok do przodu i nie oddawać inicjatywy

- Akcję trzeba sobie ułożyć całą, od samego początku i kończyć wolejem - analizowała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Agnieszka Radwańska.

- Dwie godziny to takie nasze minimum - żartowała po wygranym meczu z Sarą Errani Agnieszka Radwańska.

Najlepsza polska tenisistka w piątek po raz piąty pokonała Włoszkę w turnieju głównego cyklu, a spotkanie ponownie było bardzo zacięte i pełne przełamań.

- Ogólnie, to gramy podobne mecze, wszystkie są zacięte. Jak akurat dwusetowe, to też partie po godzinę każda, z tie breakami. Z mojej strony lepsze były dziś końcówki setów i faktycznie docisnęłam tak, że potrafiłam wygrać nawet kilkanaście piłek z rzędu - skomentowała w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl polska tenisistka.

Podobnie jak w poprzednich pojedynkach w Toronto, Polska tenisistka ponownie grała agresywnie, często wchodząc w kort i szukając rozwiązań przy siatce. Polka stwierdziła także, że tak częsta obecność w strefie kortu była spowodowana jego szybkością - tylko w ten sposób, konsekwentnie konstruując punkty, była w stanie kończyć wymiany.

- Trudno takie rzeczy ustalać przed meczem, bo nigdy nie wiadomo, jak mecz będzie wyglądać. Wszystko rodzi się na korcie, ale tak, jak się zawodniczkę zna, to mniej więcej się wie, co wydarzy się na korcie. Nie da się ukryć, że to nie są jakieś bardzo szybkie korty, słyszałam, że na Grandstandzie nie da się nawet piłki skończyć. Ciężko jest skończyć piłkę, nie jestem w stanie tego zrobić za pomocą jednego czy dwóch uderzeń, akcję trzeba sobie ułożyć całą, od samego początku i kończyć wolejem - analizowała Polka.

- Właśnie tak się starałam grać. To jest niestety zawodniczka, która nie da punktu za darmo, wszystko przyleci z powrotem. Taka była idea, żeby z mojej strony wychodziła inicjatywa i żebym to ja wchodziła w kort, grała agresywnie - dodała krakowianka.

Radwańska nie uważa, żeby w końcówkach setów kluczową rolę odegrało jej wieloletnie doświadczenie zdobyte podczas występów w najdalszych fazach turniejów. Polka zwróciła jednak uwagę, że w ważnych momentach Errani pozwoliła jej wejść w kort i przejąć kontrolę nad biegiem wydarzeń.

- To też jest doświadczona zawodniczka. Jak ktoś jest w czołówce, to musiał wygrać kilkadziesiąt dobrych meczów. Ale na pewno tutaj czułam, że mogłam wejść w kort. Może ona [Errani] też cofnęła się o krok i automatycznie mi było łatwiej dać krok do przodu i nie oddawać inicjatywy - analizowała czwarta obecnie tenisistka świata, która pod koniec pierwszego seta wzięła sprawy w swoje ręce i wygrała 15 kolejnych punktów pojedynku.

- Tak było od stanu 5:6 w pierwszym secie, gdy tak naprawdę do 2:0 w drugim wszystko prawie wygrałam. Potem ona się zorientowała, że coś jest nie tak i to ona zaczęła grać. Było tak przód-tył-przód-tył, ale w najważniejszych momentach ugrało mi się zagrać kilka tak dobrych piłek, że to zamykało sety.

Tenis na SportoweFakty.pl - polub i komentuj nasz profil na Facebooku. Jesteś fanem białego sportu? Kliknij i obserwuj nas także na Twitterze!

W pełnym długich, urozmaiconych wymian pojedynku Radwańskiej z Errani najmniejszą rolę odgrywał serwis. Polka w pierwszej partii miała ogromne problemy z wygraniem punktu po drugim podaniu i aż pięciokrotnie została w niej przełamana. Krakowianka zażartowała wręcz, że momentami spotkanie wyglądało tak, jakby to zawodniczki same próbowały oddać serwis.

- W tym meczu serwis nie grał dużej roli, zwłaszcza w pierwszym secie, w którym to wyglądało, jakbyśmy próbowały przełamać same siebie. Obie z tego jesteśmy znane, nie serwujemy tak dobrze i przewagę daje nam return. Ogólnie, ten mecz był równy. Obojętnie, która z nas serwowała, wymiany były takie same - powiedziała polska zawodniczka.

- Aczkolwiek w końcówce trzy punkty wygrałam właśnie serwisem - zwróciła uwagę Radwańska.

Półfinałową rywalkę Polki wyłoni pojedynek między Sereną Williams i Magdaléną Rybárikovą, a mecz ze zwyciężczynią tego spotkania Radwańska rozegra w sobotę.

Robert Pałuba
z Toronto
robert.paluba@sportowefakty.pl

Źródło artykułu: