AO: Zacięty bój Kubota i Chardy'ego z Bryanami, ale ćwierćfinał dla Amerykanów

Łukasz Kubot zakończył w niedzielę udział w 101. edycji wielkoszlemowego Australian Open. Polak i Francuz Jeremy Chardy po trzysetowym boju musieli uznać wyższość najlepszych na świecie braci Bryanów.

Łukasz Kubot nie zakwalifikował się do trzeciego w karierze deblowego ćwierćfinału zawodów rozgrywanych na antypodach. Polak i jego partner Jeremy Chardy turniej rozpoczęli od dwusetowego zwycięstwa nad oznaczoną numerem 15. parą Frantisek Cermak i Michal Mertinak, by w II rundzie w trzech partiach rozprawić się z reprezentantami gospodarzy, Samuelem Grothem i Mattem Reidem.

W niedzielę rywalami polsko-francuskiego duetu byli bracia Bob i Mike Bryanowie, najbardziej utytułowani debliści świata. Niezwykle emocjonujący pojedynek trwał dwie godziny i 28 minut a ostatecznie zakończył się triumfem 6:7(4), 6:4, 6:3 amerykańskiej pary.

Premierowa odsłona była bardzo wyrównana, a jako pierwsi okazje na breaka mieli utytułowani reprezentanci USA przy podaniu Chardy'ego w drugim gemie. Ostatecznie jednak polsko-francuski debel obronił serwis, a w kolejnym gemie świetny return Kubota oraz jego znakomity wolej zapewniły lubinianinowi i jego partnerowi prowadzenie 3:1.

Bryanowie rozpoczęli pogoń za przeciwnikami i szybko doprowadzili do remisu po 4. W 10. oraz 12. gemie zmarnowali po jednym setbolu i o losach tej części meczu zadecydował tie break. Tenisowa dogrywka od początku układała się po myśli Kubota i Chardy'ego, którzy szybko odskoczyli na 6-3, kończąc premierową odsłonę przy drugiej okazji.

Porażka z I seta zmobilizowała Amerykanów, którzy o przełamanie postarali się już w gemie otwierającym drugą partię. Od tego momentu tenisiści z USA kontrolowali wydarzenia na korcie, pewnie wygrywając własne podania i starając się od czasu do czasu zagrozić rywalom przy ich serwisie. Ostatecznie, całą odsłonę zapisali na swoje konto w 10. gemie, wykorzystując ku temu pierwszego setbola.

Decydujący o awansie do ćwierćfinału III set był wyrównany tylko przez pierwsze sześć gemów. Od stanu 3:3 do głosu doszli Bryanowie, którzy najpierw przełamali podanie Kubota, a w dziewiątym gemie zdobyli breaka przy serwisie Chardy'ego, co zakończyło cały pojedynek.

Rozstawieni z numerem pierwszym reprezentanci USA zanotowali łącznie 35 kończących uderzeń i popełnili zaledwie 9 niewymuszonych błędów. Kubot i Chardy mieli 59 winnerów, ale też pomylili się 29 razy. Więcej okazji na przełamanie wypracowali sobie Bryanowie, którzy wykorzystali 4 z 11 break pointów. 30-letni lubinianin i jego partner tylko raz odebrali serwis rywalom.

Nasz reprezentant nie zdołał wywalczyć szóstego w Wielkim Szlemie ćwierćfinału gry podwójnej. W Melbourne Kubot osiągnął tą fazę turniejowej drabinki przed dwoma laty oraz w 2009 roku, kiedy to ostatecznie zakończył udział w imprezie na półfinale. Partnerem Polaka był wówczas Austriak Oliver Marach.

25-letni Chardy współpracę z Kubotem nawiązał w ubiegłym sezonie a obaj panowie osiągnęli wspólnie finał turnieju w Bukareszcie oraz wywalczyli mistrzowski tytuł w zawodach w Stuttgarcie. W tegorocznym głównym cyklu wystąpili razem w Dausze i Sydney, gdzie ostatecznie dotarli do ćwierćfinału. Reprezentant Trójkolorowych w Melbourne rywalizuje jeszcze w grze pojedynczej, w której w sobotę niespodziewanie ograł Juana Martína del Potro, awansując tym samym do IV rundy.

Australian Open, Melbourne (Australia)
Wielki Szlem, kort twardy (Plexicushion), pula nagród 30 mln dolarów
niedziela, 20 stycznia

III runda (1/8 finału) gry podwójnej mężczyzn:

Bob Bryan (USA, 1) / Mike Bryan (USA, 1) - Łukasz Kubot (Polska) / Jérémy Chardy (Francja) 6:7(4), 6:4, 6:3

Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!

Komentarze (3)
avatar
RvR
20.01.2013
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Kurde, szkoda... Nasi w deblu walczą, ale ostatecznie to rywale okazują się lepsi w końcówce. Teraz czas na Davisa, nie mogę się już doczekać meczu ze Słoweńcami! :) 
avatar
vamos
20.01.2013
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Partner Łukasza niestety myślami przy meczu IV rundy i w ogóle mnie to nie dziwi.