Pęknięta struna: Rasta w służbie Niemiec

Jeden z najbardziej wyróżniających się tenisistów, ale nieodnoszący większych sukcesów w zawodowym cyklu, Dustin Brown potrafi swoją niekonwencjonalną postawą przyciągnąć na korty widzów, czekających na odważną ofensywę i radość z gry. Również w czasie turniejów w Polsce wzbudza duże zainteresowanie.

W tym artykule dowiesz się o:

Dustin urodził się w Niemczech, w rodzinnym kraju swojej matki. Mieszkali w pobliżu kortów tenisowych przyjaciela, co zaowocowało szybkim zainteresowaniem się tą dyscypliną. W wieku pięciu lat po raz pierwszy chwycił za rakietę. To nie była jednak jego jedyna pasja.

Byłem bardzo ruchliwym dzieckiem. Wielokrotnie robiłem kilka rzeczy jednego dnia. - Z boiska piłkarskiego szedłem na judo, z judo na basen, z basenu na korty. Kiedy wracałem wykończony do domu i siadałem na kanapie, rodzice mówili: wreszcie jest spokój, bo nie ma siły i idzie spać - mówi ze śmiechem.

Jednak w wieku 12 lat zamieszkał wraz ze swoim ojcem na Jamajce. Do dziś twierdzi, że wyjazd z bogatego, europejskiego kraju na najbiedniejszą część wyspy ukształtował go nie tylko jako człowieka, ale również jako tenisistę. Właśnie tam rozpoczął zawodową karierę. Po kilku latach gry w mniejszych karaibskich turniejach powrócił do Niemiec. Nie miał jednak pieniędzy, aby kontynuować występy w niewielkich imprezach. Kiedy był bliski poddania się, jego rodzice kupili mu kempingowego wana, który był ostatnią szansą na kontynuowanie kariery. Przez cztery lata jeździł nim po europejskich Futuresach, zadziwiając wszystkich determinacją w dążeniu do wyznaczonego celu.

Sezon 2009 był przełomowy. Awansował wtedy o 350 pozycji w światowym rankingu. Rok później, dochodząc do II rundy US Open i walcząc z Andym Murrayem, pokazał się większej części publiczności. Kilka tygodni później, w duecie z Rogierem Wassenem, wygrał pierwszy deblowy turniej ATP World Tour rangi 250. Wyczyn ten powtórzył w tym sezonie, zwyciężając z Paulem Hanleyem w Casablance. Regularnie zdobywane tytuły w Challengerach i bardzo dobre wyniki w turniejach wyższej rangi sprawiły, że uplasował się w pierwszej pięćdziesiątce najlepszych deblistów świata. Również w singlu może być tenisistą niezwykle groźnym, co udowodnił pokonując m.in. Stanislasa Wawrinkę i Sama Querreya.

Przez osiem lat Brown bronił barw Jamajki, wygrywając nawet siedem meczów w Pucharze Davisa. Brak wsparcia i zainteresowania ze strony Federacji (prezydent pogratulował mu otrzymania dzikiej karty do głównej drabinki Wimbledonu, kiedy Dustin zakwalifikował się do niej na podstawie rankingu), zmusił go jednak do zmiany obywatelstwa. Początkowo starał się o paszport brytyjski, powołując się na pochodzenie ojca. Ostatecznie jednak, od października 2010 roku, reprezentuje barwy Niemiec.

Brown zdecydowanie wyróżnia się na tle innych zawodników. Długie, "fruwające" dredy, kolczyki, luźne podejście i kolorowe, przynoszące szczęście sznurówki, których historia pochodzi ze stycznia 2009 roku. - Graliśmy razem z moim przyjacielem debla w Hiszpanii. Pakowaliśmy się w jego domu i przypadkowo znalazłem torbę z dziwnymi kolorowymi sznurówkami. Powiedziałem mu, że jeżeli dojdziemy do finału, założymy je, w dwóch różnych kolorach. Nie był przekonany do mojego pomysłu, ale kiedy osiągnęliśmy finał, zmienił zdanie. Przegraliśmy, zdjął je, ale ja postanowiłem je zostawić. Po kilku zwycięstwach, mój ranking poprawił się o ponad 300 pozycji. Od tej pory, za każdym razem, kiedy kupuję nowe buty, zmieniam sznurowadła. Nie wyjdę na kort bez nich - opowiada.

To nie jest jednak jedyne dziwactwo Niemca. Po wygranym punkcie przy własnym serwisie, niemal zawsze prosi o tą samą piłkę, a w czasie zmian stron, prawie nigdy nie siada na krześle, nie pozwalając tym samym na spadek pulsu i emocji.

Efektowny styl gry sprawia, że jego mecze chce się oglądać. Silny, podcięty serwis z niskiego wyrzutu piłki otwiera mu drogę do ciągłych wędrówek do siatki. Świetne umiejętności wolejowe sprawiają, że w ten sposób zdobywa wiele punktów. Imponujące winnery potrafi zdobywać zarówno z topspinowego forhendu, jak i z bekhendu, a ryzyko przy returnie nierzadko przynosi oczekiwane efekty. Jednym z najbardziej charakterystycznych elementów jego gry są również ciągłe dropszoty, co ciekawe, wykonywane tylko z forhendu. Nierozłącznym sposobem poderwania fanów do kibicowania są niekonwencjonalne zagrania. Oprócz fenomenalnych "hot-dogów", w jego grze pojawiają się uderzenia, które wielu zawodnikom nie przyszłyby nawet do głowy. Niestety, "Dreddy" bardzo często nie potrafi wykorzystać swoich umiejętności w najważniejszych momentach, przegrywając wiele spotkań "w głowie". Gdy gra przez dłuższy czas nie idzie po jego myśli, szybko potrafi stracić chęć walki i seryjnie popełniać niewymuszone błędy, psując nawet banalne zagrania.

Brown jest dowodem, że zawodnik uczący się grać w tenisa samemu, na turnieje podróżując bez trenera, jedynie z najlepszym przyjacielem, bez odpowiednich warunków i wsparcia, wciąż może osiągnąć sukces. Wyznaczając sobie cel, można stopniowo spełniać swoje marzenia, radując tym samym nie tylko siebie, ale i kibiców.

Źródło artykułu: