Dla Đokovicia pokonanie Berdycha oznacza 70. zwycięstwo w sezonie (bilans meczów 70-4). - To był prawdopodobnie najcięższy mecz od czasu US Open - stwierdził Serb, który w sezonie 2011 wygrał 10 turniejów, w tym Australian Open, Wimbledon i US Open). Lider rankingu wrócił ze stanu 2:4 w III secie, a przy 5:6 obronił piłkę meczową, którą podarował rywalowi podwójnym błędem. - Zdaję sobie sprawę, że dzisiaj nie mogłem być zadowolony z mojego występu. Wiem, że nie zagrałem na swoim najwyższym poziomie. Ale zwycięstwo jest w końcu zwycięstwem. Wiedziałem, że dziś wieczorem moim przeciwnikiem jest zawodnik nieobliczalny, który ma potężne uderzenia z głębi kortu i świetny serwis. Jeśli on jest na swoim miejscu, jeśli dobrze czuje piłkę trudno się z nim rywalizuje. To się właśnie zdarzyło. Myślę, że on wywierał bardzo dużą presję przy moim serwisie, szczególnie przy drugim. On wchodził w kort. Wróciłem, ale byłem zbyt pasywny. W środę wieczorem Đoković zagra z Ferrerem, który w poniedziałek pokonał Murraya.
- Czuję się naprawdę rozczarowany - powiedział Berdych. - Miałem meczbola, miałem przewagę przełamania w III secie i przy meczbolu zrobiłem coś, czego teraz nie mogę zmienić (niekontrolowany forhend wpakował w siatkę - przyp. red.). Prawdopodobnie spróbowałbym zrobić to samo jeszcze raz jeśli miałbym kolejnego meczbola. Może zagrałem zbyt ryzykowanie. Ale to jest to co gram. To była moja szansa, by skończyć mecz. Nie wiem jakie pozytywy mogę wyciągnąć z mojej gry. Pierwsza rzecz to z pewnością zapomnieć o tym początku najszybciej jak się tylko da i być przygotowanym na środę. Czech zagra wówczas (nie przed godz. 15:00) z Murrayem, pod warunkiem, że mający problemy z pachwiną Szkot nie wycofa się. Berdych to jeden z najbardziej regularnych tenisistów tego sezonu, na 22 turnieje w 15 doszedł do ćwierćfinału lub dalej. Jest on pierwszym od czasu Petra Kordy (1991-92) Czechem, który dwukrotnie z rzędu kończy sezon w Top 10 rankingu.
W pierwszym poniedziałkowym singlu Ferrer ku rozczarowaniu miejscowych kibiców pokonał Murraya 6:4, 7:5. - Jestem bardzo szczęśliwy - powiedział Hiszpan, finalista Masters z 2007 roku. - Pokonałem Andy'ego w Londynie, w jego domu. To nie jest łatwe. Grałem bardzo konsekwentnie przez cały mecz. Może w I secie grałem lepiej niż w II, ponieważ w II czasami byłem lekko zdenerwowany. Myślę, że to bardzo ważne rozpocząć od wygrania meczu, a jeśli jest to zwycięstwo w dwóch setach to jest to lepsze dla pozycji w grupie. Wiesz, że musisz wygrać jeszcze jeden mecz, ponieważ jest bardzo trudno awansować do półfinału z jednym zwycięstwem. Myślę, że ten turniej jest bardzo specjalny. To jest bardzo ważne. Bilans Hiszpana z zawodnikami z Top 10 z tego sezonu to teraz 6-8.
Prezentujący w ostatnich miesiącach rewelacyjną formę Murray (bilans 27-3 od połowy sierpnia, 17-2 od czasu US Open, z którego w półfinale wyeliminował go Rafael Nadal) musiał przełknąć gorzką pigułkę. - Nie czułem się najlepiej - powiedział Szkot, który przyznał, że w tym tygodniu nie mógł trenować jak należy z powodu dokuczającej mu pachwiny. - Wciąż miałem kilka szans, szczególnie w II secie. Myślę, że w obu setach miałem przewagę przełamania, więc to jest rozczarowujące. Mimo porażki Brytyjczyk jeszcze w poniedziałek optymistycznie wypowiadał się o swoich szansach na awans do półfinału. - W systemie fazy grupowej to jest zaleta: możesz przegrać i wciąż przejść dalej. W poprzednich dwóch sezonach wygrałem dwa mecze w grupie i raz z niej wyszedłem, a raz nie. Myślę nawet czasami, że można awansować wygrywając tylko jeden mecz. Więc wciąż jest szansa. Czy to tylko próba uspokojenia i wlania nadziei w serca kibiców przekonamy się w środę, kiedy to Murray ma zagrać z Berdychem. - Gdyby to nie był Szlem albo ten turniej nie grałbym - powiedział Szkot. Decyzję czy będzie kontynuował swój występ w imprezie podejmie we wtorek.
DEBEL
Pasjonujący spektakl stworzyli wieczorem bliźniacy Bryanowie do spółki z Melzerem i Petzschnerem. Amerykanie, którzy w tym sezonie wygrali Australian Open i Wimbledon, przegrywali 6:7(4) i 3:5, obronili piłkę meczową i pokonali mistrzów US Open w super tie breaku. To ich piąte w sezonie zwycięstwo nad Austriakiem i Niemcem. Bilans Bryanów, którzy w tym sezonie wygrali osiem turniejów, w Finałach ATP World Tour to teraz 24-9 (wygrali tę imprezę w 2003, 2004 i 2009). Wcześniej debiutujący w imprezie finaliści tegorocznego Wimbledonu Robert Lindstedt i Horia Tecău pokonali "Indian Express", czyli Mahesha Bhupathiego i Leandera Paesa 7:6(6), 6:1. Szwed i Rumun obronili dwie piłki setowe przy 4-6 w tie breaku I seta (pierwszą smeczem odparł Tecău, a drugą Lindstedt, który przelobował Paesa). Przy 6-6 Lindstedt popisał się zwycięskim returnem forhendowym i chwilę później po 59 minutach set dobiegł końca. W II partii Szwed i Rumun odskoczyli na 4:1, by wygrać ją po 28 minutach. Bhupathi i Paes, finaliści Masters z 1997, 1999 i 2000 roku, wrócili do wspólnego grania w styczniu tego roku i po raz pierwszy od 10 lat występują razem w imprezie wieńczącej sezon. W środę Hindusi spotkają się z Melzerem i Petzschnerem, a Lindstedt i Tecău będą mieli okazję do rewanżu na braciach Bryanach za finał Wimbledonu.