Publiczność zgromadzona na Louis Armstrong Stadium przecierała oczy ze zdumienia, widząc w jakie tarapaty wpadł 24-letni Murray. Szkot, finalista międzynarodowych mistrzostw Stanów Zjednoczonych z 2008 roku, miał ze swoim holenderskim rówieśnikiem do wyrównania jeden rachunek, bowiem to właśnie Haase pokonał go przed trzema laty podczas zawodów w Rotterdamie. Od tamtej pory kariera utalentowanego hażanina stanęła jednak pod znakiem zapytania z powodu kontuzji kolana, ale młody tenisista powrócił do uprawiania białego sportu. W sierpniu bieżącego roku wywalczył w Kitzbühel swoje premierowe mistrzowskie trofeum, co pozwoliło mu znaleźć się w Top 50 światowego rankingu.
Piątkowy pojedynek Murraya z Haase obfitował w niesamowite zagrania, które niemal do czerwoności rozgrzały zgromadzoną na Flushing Meadows publiczność. Gdy Murray wreszcie wyszedł na prowadzenie w trzeciej partii, mogło się wydawać, że w łatwy sposób odwróci losy spotkania. Szkot rzeczywiście zanotował wspaniałą serię 13 wygranych gemów z rzędu, wychodząc w piątej odsłonie nawet na 4:1. Holender jeszcze raz poderwał się do walki i dwukrotnie przełamując serwis Murraya, doprowadził do remisu. Mimo tego zrywu nie zdołał pokonać reprezentanta Wielkiej Brytanii, który zwyciężył ostatecznie 6:7(5), 2:6, 6:2, 6:0, 6:4. Kolejnym rywalem rozstawionego z numerem czwartym tenisisty będzie Hiszpan Feliciano López.
Większych emocji nie dostarczyło natomiast piątkowe spotkanie Blake'a ze znacznie wyżej notowanym w światowym rankingu Ferrerem. 31-letni Amerykanin popełnił aż 51 błędów niewymuszonych, blisko trzykrotnie więcej niż Hiszpan, który pięciokrotnie przełamał jego serwis. Końcowy wynik tego pojedynku: 6:4, 6:3, 6:4 dla 29-letniego walencjanina.