11 września 1983 roku publiczność nie zamierzała rezygnować z dodatkowej rozrywki. W pewnym momencie piłka zagrana przez jedną z zawodniczek trafiła Dicka w pachwinę. Widzowie zaczęli się śmiać. Wydawało się, że za chwilę sędzia powróci do wykonywania obowiązków. Nic z tych rzeczy. Sytuacja stała się dramatyczna. Dick Wertheimer otrzymał nieprzyjemne uderzenie piłką w pachwinę i spadł z krzesełka. Dick upadł tak nieszczęśliwie na betonową nawierzchnię, że doznał złamania kości czaszki. Sędziemu udzielono szybkiej pomocy, jednak w drodze do szpitala Dick Wertheimer miał atak serca. Lekarze uspokajali rodzinę, widzów i zawodniczki. Zapewniali, że Dick znajduje się w krytycznej sytuacji, ale wciąż istnieją spore szanse, że sędzia przeżyje. Tenisiści i tenisistki z niepokojem wyczekiwali wieści z nowojorskiego szpitala. Początkowo napływały w miarę pozytywne komunikaty. Rosły nadzieje całego tenisowego środowiska. Niestety, kilka dni po nieszczęśliwym wypadku, Dick Wertheimer zmarł.
To niecodzienne zdarzenie położyło cień na US Open w 1983 roku. Nikt nie rozpamiętywał pierwszego tytułu Martiny Navrátilovej, nie zachwycano się soczystymi uderzeniami Jimmy’ego Connorsa. Rozpoczęła się dyskusja na temat sensowności stosowania betonowej nawierzchni.
Dwóch panów powróciło na most Brooklyński i jęło rozmawiać o tym feralnym zdarzeniu. "Przecież gdyby do wypadku doszło na Forest Hills, z pewnością Dick Wertheimer wciąż byłby wśród nas. Na trawiastym korcie z pewnością uderzenie głową nie przyniosłoby tak opłakanych skutków. Stara, dobra trawa na Forest Hills - komu to przeszkadzało? Kto wymyślił te diabelskie hard courts?" - pytaniom nie było końca. "Ba, myślę, że nie doszłoby do tragedii, gdyby tak jak w latach 1975-1977, US Open rozgrywano na kortach ziemnych. Kto wie, może następnym razem zanim ktokolwiek z grających zacznie ubliżać sędziemu i ciskać w niego piłkę z powodu niesprawiedliwej oceny, niech policzy do dziesięciu i przypomni sobie o biednym Dicku Wertheimerze, który zmarł wykonując obowiązki najlepiej jak potrafił?" - zapytał drugi jegomość, a na Brooklyńskim moście, choć zaczęło świtać, zapadła przejmująca cisza...
Zaiste intrygujące, że most Brooklyński jest niemal tak sędziwy jak turniej US Open. Po raz pierwszy US Open rozegrano w 1881 roku, a most będący dziełem urodzonego w Niemczech inżyniera Johanna Augusta Roeblinga został otwarty dla ruchu 24 maja 1883 roku...
"Jakkolwiek by tego nie nazwać, z pewnością nie będzie to zwyczajny tenisowy pojedynek" - te słowa brytyjskiej gwiazdy tenisa, Virginii Wade wywołały szmer wśród dziennikarskiej braci. W 1977 roku Brytyjka Virginia Wade wygrała finał Wimbledonu. Pokonała w trzech setach Holenderkę Betty Stove. Wade przyleciała do Nowego Jorku jako jedna z faworytek US Open. Wciąż opromieniona triumfem w Wimbledonie, czekała z niecierpliwością na pojedynek I rundy w wielkoszlemowym US Open. Zapowiadało się niezwykłe widowisko, ale nie z powodu klasy rywalki, lecz z powodu słowa, które było zakazane w wiktoriańskiej Anglii. Rzecz dotyczy chromosomów.
19 sierpnia 1934 roku w Nowym Jorku urodził się przeuroczy chłopczyk - Richard Raskind. Rozwijał się prawidłowo, a w wieku 21 lat imponował wzrostem: 6 stóp i 2 cale. W 1954 roku był kapitanem uniwersyteckiej drużyny Yale. Podczas służby wojskowej Richard Raskind zdobył mistrzostwo wśród adeptów marynarki wojennej. Był na tyle dobry, że zagrał w US Championships w 1960 roku na kortach Forest Hills. Los skojarzył go ze zwycięzcą Wimbledonu 1960, leworęcznym Australijczykiem Nealem Fraserem. Neale gładko rozprawił się z Raskindem. Fraser wygrał 6:0, 6:1, 6:1.
Richard Raskind nie zapowiadał się na wybitnego tenisistę, ale też nie musiał wstydzić się swoich występów. Jednak uprawiając tenis, nie zaniedbywał studiów medycznych. Dzięki wytrwałej pracy Richard został niezwykle cenionym okulistą. Ożenił się, doczekał się syna. Nie czuł się jednak szczęśliwy.
Na trzecią część historii niezwykłych zapraszamy w przyszłą sobotę.