5 marca 1938 roku gestapo złożyło wizytę baronowi w jego posiadłości: przepięknym zamku Bruggen. Von Cramm musiał szybko spakować niezbędne rzeczy. Przewieziono go do Berlina, osadzono w więzieniu. Oficjalnym powodem aresztowania była orientacja seksualna barona, któremu zarzucono utrzymywanie kontaktów homoseksualnych. Nazistowski reżim tym razem nie kłamał: baron regularnie uprawiał seks z aktorem żydowskiego pochodzenia Manasse Herbstem. Herbst zagrał w niemym filmie "Der Sohn des Hannibal", który pojawił się na ekranach niemieckich kin w 1926 roku. Kiedy baron zaczął mówić o planach małżeństwa z Lisą von Dobeneck, Manasse postanowił szantażować von Cramma. Herbst powiedział, że wyjawi sekrety alkowy wybrance serca von Cramma, więc baron zapłacił mu 12 tysięcy dolarów. W 1936 roku Herbst uciekł do Palestyny, a nazistom przydał się uszczerbek na reputacji barona. W tych mrocznych dniach homoseksualizm barona posłużył jako idealny pretekst dla władzy. Von Cramm spędził pół roku w więzieniu. Przeszedł załamanie nerwowe, ale ze względu na dobre sprawowanie zredukowano mu karę pozbawienia wolności z 12 do 6 miesięcy. W maju 1940 roku barona wcielono do armii. Służył jako artylerzysta w kampanii na froncie wschodnim. Był ranny, odmroził sobie obie stopy, został odznaczony Krzyżem Żelaznym. Życie barona obfitowało w wiele zwrotów akcji. Von Cramma oskarżono o udział w spisku, którego uwieńczeniem był nieudany zamach na życie Hitlera. Baron wspierał pułkownika Clausa von Stauffenberga w zamachu na życie Hitlera przeprowadzonym 20 lipca 1944 roku w kwaterze Wilczy Szaniec nieopodal Kętrzyna. O godne traktowanie barona zabiegał miłośnik tenisa, jego partner deblowy, król Szwecji, Gustav V.
Po wojnie baron powrócił do gry w tenisa. Po raz ostatni zagrał na wimbledońskich kortach w 1951 roku. Bardzo chciał wygrać Wimbledon, ale nigdy nie udała mu się ta sztuka. Grał trzykrotnie w finale, ale za każdym razem przegrywał w trzech setach. W 1935 i 1936 roku uległ Brytyjczykowi Fredowi Perry’emu, a w 1937 roku przegrał z Donaldem Budgem. Baron von Cramm marzył też o triumfie w Pucharze Davisa, ale to również nie było mu dane. Za to szczęśliwa dla barona okazała się paryska mączka, na której triumfował dwukrotnie: w 1934 oraz 1936 roku. Oba zwycięstwa na Roland Garros baron okupił gigantycznym wysiłkiem, gdyż wygrywał po pięciosetowych pojedynkach.
9 listopada 1976 roku von Cramm zginął w wypadku samochodowym w Egipcie. Podróżował autem w roli pasażera, gdy w bok samochodu uderzył wojskowy pojazd.
Kiedy Boris Becker po raz pierwszy wygrał Wimbledon w 1985 roku, krótko po finale powiedział, że "Niemcy potrzebują tego sukcesu, aby stworzyć tenisowy boom, bo w Niemczech nigdy wcześniej nie mieliśmy tenisowego idola". Becker był najmłodszym mistrzem Wimbledonu, bo miał zaledwie 17 lat i 227 dni, kiedy w 1985 roku wygrał finał singla. Można mu zatem wybaczyć jego faux pas. Becker odniósł zwycięstwo w dniu 7 lipca 1985 roku. Gdyby baron von Cramm żył, obchodziłby tego dnia swoje 76. urodziny...
Trawniki odpoczęły od huku bomb, naloty stały się odgłosem przeszłości. Wimbledon budził się do życia po wojennej zawierusze. Sport był cudowną rozrywką po latach niepewności. Ludzie chcieli na powrót cieszyć się życiem, pragnęli zapomnieć o rozlicznych traumach, okropnych dramatach czasów wojny. Wprawne oko obserwatorów gry podczas Wimbledonu w 1946 roku zauważyło, że siatka nie jest tak wysoka jak zawsze. - To przedziwne. Siatka nie jest rozpięta tak jak niegdyś, być może dlatego, że gracze nie są w tak wybornej formie jak przed wojną - padł komentarz z trybun. Norah Cleather potrząsnęła z politowaniem głową. Była sekretarką wimbledońskiego klubu podczas II wojny światowej, widziała osobliwe zdarzenia, ale do głowy by jej nie przyszło, aby zmieniać wysokość siatki w 1946 roku. To nie leżało w jej kompetencji, a argument, aby ułatwiać zadanie tenisistom nie przekonywał jej.
Wimbledon pragnął powrotu do harmonii. Podczas II wojny światowej na wimbledońskie korty spadło 16 niemieckich bomb. Jedna z nich uderzyła w kort centralny. Przedwojenne parkingi samochodowe zamieniono na pola uprawne. Hodowano warzywa, część terenu posłużyła za chlew, w którym dbano o świnki, troszczono się również o gęsi, kury i króliki. W budynkach klubu stacjonowały dwa regimenty żołnierzy. Wimbledon 1946 był poligonem, podczas którego najważniejsze było przebudzenie z wojennego snu. Organizatorzy byli świadomi wielu usterek i potknięć. Robiono wszystko, aby wypaść jak najlepiej w 1947 roku. Wprowadzono zmianę w przepisach, po to, aby otworzyć drzwi do turnieju przed człowiekiem, który ucierpiał podczas wojny.
Hans Redl, niewysoki Austriak, grał w 1937 roku w Pucharze Davisa. Jednakże faszyści "wytłumaczyli" mu, że byłoby lepiej dla niego, gdyby przyjął obywatelstwo niemieckie. Hans uległ naciskom i reprezentował Niemcy w latach 1938-1939. Kiedy Redl przyjechał do Londynu w 1947 roku i zagrał swój pierwszy mecz na korcie nr 7, nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi. Jego zwycięstwo nad Brytyjczykiem przeszło bez większego echa. W kolejnej rundzie Hans Redl zagrał na korcie nr 13, ale pech go nie nawiedził. Gładko pokonał tenisistę ze Szwajcarii i znalazł się w III rundzie. Kiedy Redl dotarł do grona najlepszych 16 graczy turnieju, prasa nie dała mu spokoju. Podkreślano jego rycerskość i niewiarygodny serwis. Gdy w sobotę 28 czerwca 1947 roku Hans wychodził na kort nr 2, na trybunach trudno było znaleźć wolne miejsce. Przeciwnikiem był rozstawiony z nr. 8. Amerykanin Bob Falkenburg. Bob był zaskoczony żywiołowym dopingiem dla Redla. Wiedział, że brytyjska publiczność zawsze uwielbiała śmiałków skazanych na pożarcie, którzy godnie walczą z faworytem, ale tym razem wydarzenia na trybunach przekroczyły najśmielsze oczekiwania Falkenburga. Brytyjczycy oklaskiwali Hansa Redla, bo byli zauroczeni piękną walką człowieka, który stracił lewą ręką w bitwie pod Stalingradem. Redl walczył dzielnie w szeregach niemieckiej armii kierowanej przez Friedricha von Paulusa, został inwalidą wojennym, ale nigdy nie przestał marzyć o grze w tenisa. Lobbował na rzecz zmiany regulaminu i po morderczej potyczce z władzami światowego tenisa dopiął swego. Redlowi zależało na dopuszczeniu do gry ludzi, którzy stracili rękę i byli zmuszeni do zmiany techniki serwisu. Hans do perfekcji doprowadził swoje podanie. Kładł piłeczkę na rakiecie, mówił do piłki: odpocznij sobie jeszcze zanim cię podrzucę, a ty pofruniesz. Następnie wprawnym ruchem prawej ręki podrzucał piłkę, przerywał proces leżakowania, po czym tą samą ręką soczyście serwował. Publiczność była zachwycona niezwykłym balansem. Redl ciężko pracował na treningach, aby osiągnąć satysfakcjonujący go rezultat. Podczas Wimbledonu przecudnie serwował i zbierał rzęsiste brawa od widzów. Falkenburg wygrał co prawda 6:3, 6:3, 6:4, ale owację jaką zgotowano Redlowi pamięta do dziś każde źdźbło trawy na korcie nr 2...
Tomasz Lorek