Przy okazji meczu z Murrayem hiszpański lider rankingu, triumfator sprzed dwóch lat, spotkał się z Davidem Beckhamem. - Rozmawialiśmy przez pięć minut, ale znamy się już z Madrytu - mówi Nadal, który wiktorię nad Szkotem uznał za jeden z najtrudniejszych meczów w swojej karierze.
Majorkańczyk zagra w niedzielę o ósmy wielkoszlemowy tytuł, drugi w Wimbledonie, gdzie w czwartym kolejnym starcie dochodzi do decydującej fazy. Do tej pory za każdym razem mierzył się jednak z Federerem. Teraz Berdych. Czech uznaje Nadala za swojego ulubionego zawodnika do oglądania na korcie. - Tomáš jest za dobry, by mnie tak podziwiać - przyznał nieco zmieszany Rafa. - Był najlepszy w swojej połówce drabinki, więc żaden rywal nie mógłby być w finale groźniejszy od niego. Mecz będzie bardzo trudny dla mnie i mam nadzieję, że także dla niego.
W piątek faworyt musiał być zadowolony ze swojej gry. - We wszystkich ważnych momentach, oprócz jednego (podwójny błąd serwisowy), spisałem się dobrze. Gdy gram dobrze, to znaczy, że radzę sobie świetnie także przy decydujących punktach - powiedział. - Szkoda mi Andy'ego, bo Wimbledon to dla niego najważniejszy tytuł. Ale myślę, że wkrótce wygra imprezę Wielkiego Szlema. Ktoś kto był w finale w Nowym Jorku i Melbourne oraz notuje półfinały w Londynie, zasługuje na wielkie trofea.
Rafa walczy o czwarty tytuł w sezonie, po wywalczonych z rzędu triumfach na mączce w Montecarlo, Rzymie, Madrycie i Paryżu. Od trzech miesięcy nie ma już problemów ze zdrowiem, ale dmucha na zimne. - Nie mam kontroli nad urazami kolan. Nie wiem kiedy zacznie się ból, nie wiem kiedy się skończy - wyjaśnia. - Od początku tego sezonu czułem, że gram swój najlepszy tenis. Prawdziwą satysfakcję poczułem, gdy w Montecarlo w końcu wygrałem turniej.