Federer dziękuje młodym za to, że gra najlepiej w życiu

Roger Federer nie ukrywa, że został obdarzony... szalonym talentem. Twierdzi, że nigdy nie czuł się po turnieju tak świeżo, że chciał od razu iść na narty. Po niedzielnym sukcesie w Melbourne jest zrelaksowany - bo ma przy sobie rodzinę i nie czuje presji.

W tym artykule dowiesz się o:

- Nie czuję żadnego stresu - mówi w rozmowie z La Gazzetta dello Sport. W Melbourne zdobył pierwszy wielkoszlemowy tytuł jako ojciec. - Mam ze sobą dzieciaki, żyjemy tutaj w spokoju - tłumaczy. A jeszcze rok temu płakał po przegranym finale z Rafaelem Nadalem.

Wspomina tamto spotkanie. - Wiem, że zagrałem jeden z moich najlepszych meczów, biorąc pod uwagę problemy z plecami. Ale potem, gdy wygrałem w Paryżu, a po Wimbledonie pobiłem wielkoszlemowy rekord Samprasa, uwolniłem się od wszystkich niekomfortowych pytań - opowiada.

Poprzednim turniejem wygranym przez Federera był ten w Cincinnati w sierpniu. - Wtedy moja radość była świeża, bliźniaczki miały 2-3 tygodnie. Był to turniej specjalny, bo pokonałem Andy'ego i Novaka, pokazałem, że mogę zrobić wiele także jako ojciec - przyznaje.

W spokoju tkwi sekret Rogera. - Teraz gram kompletnie zrelaksowany - wyjaśnia. - Zrobiłem to, co uważałem za możliwe. Do końca kariery chcę cieszyć się Tourem - mówi. Jak twierdzi, gdy czuje się dobrze w Australii, to tak samo jest potem podczas sezonu. Mówią fakty: po każdym z trzech poprzednich triumfów w Melbourne zdobywał w tym samym roku dwa kolejne tytuły w Wielkim Szlemie.

Przez ostatnie dwa tygodnie udowodnił, że jest numerem jeden. - Przeciw Dawidience i Tsondze czułem, że nie mam na korcie tylko jednej opcji, że nie jestem zmuszony do zrobienia jednej rzeczy, a mogę wybierać. Jak pięknie - mówi.

Do światowego tenisa wszedł w 1999 roku. Grał wtedy zupełnie inaczej niż dziś. Nie było wolejów, w ogóle rzadko ruszał do przodu. - Ale nauczyłem się gry klasycznej, która mówi, że powinienem iść do siatki, co w ważnych momentach daje mi przewagę nad rywalem - tłumaczy. Nauczył się jeszcze jednej zasady: - Moja gra nie jest uzależniona od gry przeciwnika.

Według Szwajcara, najlepszy tenis grał pod koniec 2007 roku. - Ale nie wszystko było ok - mówi. - Nigdy nie poświęcałem w tym sporcie wielkiej uwagi treningowi, bo mecz to zupełnie inna sprawa. Ale wtedy myślałem, że wszystko jest takie proste, byłem zachwycony samym sobą - wspomina.

Uczucie powróciło teraz. - Zawsze wiedziałem, że mam talent, ale nie myślałem, że taki... szalony - mówi. - Ciężko pracowałem, by uderzać właściwie we właściwym momencie. Wiedziałem, że mam to coś w rękach, ale nie wiedziałem czy także w głowie i w nogach. Dziękuję młodym za to, że uczynili ze mnie najlepszego zawodnika.

Komentarze (0)