Piątkowe starcia singlowe w meczu reprezentacji Polski z Gruzją w ramach Pucharu Davisa doprowadziły do sporych emocji. Co prawda oba padły łupem Biało-Czerwonych, lecz nie były proste.
Maks Kaśnikowski stracił nawet seta (5:7), mimo udanego początku i zwycięstwa 6:3 z Saba Purceladze. O końcowym wyniku zadecydowała trzecia partia, w której Polak triumfował 6:4.
- Pierwszy set i połowa drugiego to była naprawdę dobra gra z mojej strony. Potem trochę zacząłem za krótko grać, a przeciwnik się wstrzelił i zagrał kilka takich piłek, po prostu jakby trochę bardziej "puścił rękę". Nie chcę mówić, że uderzał z całej siły, ale to były na pewno bardzo ryzykowne piłki, ale trafiał, więc złapał trochę wiatr w żagle i zaczął lepiej sterować grą - przyznał po spotkaniu nasz zawodnik, cytowany przez Polski Związek Tenisa.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak spał pod… gałęziami. "Tam się wyciszam"
Kaśnikowski miał pretensje o sędziego, jeżeli chodzi o końcówkę drugiego seta. Podkreślił bowiem, że ten nie zauważył, iż piłka po jednym z uderzeń jego rywala wyszła poza kort.
- Ewidentnie była na aucie. Naprawdę nie rozumiem czemu sędzia nie zauważył, że była daleko za kortem. Wydaje mi się, że to było minimum 10 centymetrów - stwierdził.
To jednak nie był koniec zaskoczeń ze strony Kaśnikowskiego. Później przerwa medyczna Purceladze również sprawiła, iż Polak mocno się zdziwił.
- Te zasady w Pucharze Davisa są dla mnie niezrozumiałe do końca, nie jestem do tego przyzwyczajony. (...) Dziwne rzeczy się działy, jak te przerwy przy 5:4. Nigdy nie widziałem, żeby w takim momencie można było to zrobić - wyznał Polak.