Djoković najwybitniejszym tenisistą w historii. Medal Świątek jest abstrakcją

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP/EPA / Caroline Blumberg / Na zdjęciu: Novak Djoković, mistrz igrzysk olimpijskich Paryż 2024 w grze pojedynczej mężczyzn
PAP/EPA / Caroline Blumberg / Na zdjęciu: Novak Djoković, mistrz igrzysk olimpijskich Paryż 2024 w grze pojedynczej mężczyzn
zdjęcie autora artykułu

- Na początku jego gra nie była szczególnie zapierająca dech - mówi nam Karol Stopa, komentator Eurosportu, który śledzi karierę Serba od samego początku. Ekspert opowiedział też o znaczeniu brązowego medalu Igi Świątek.

Novak Djoković pokonał 2:0 w niedzielę w finale gry pojedynczej na igrzyskach w Paryżu Carlosa Alcaraza i wywalczył swój pierwszy w karierze złoty medal olimpijski. 37-latek, choć jest jednym z najwybitniejszych tenisistów w historii, przez lata bezskutecznie walczył o triumf.

Od początku kariery Serba jego grę obserwuje Karol Stopa, komentator Eurosportu oraz ekspert tenisowy z 50-letnim doświadczeniem. W rozmowie z WP SportoweFakty opowiedział o legendzie tego sportu i znaczeniu medalu olimpijskiego.

Mateusz Kmiecik, WP SportoweFakty: Czy Novak Djoković jest najwybitniejszym tenisistą w historii?

Karol Stopa, komentator Eurosportu: Spokojnie można go tak nazwać. Jedynym obiektywnym wskaźnikiem jest liczba zdobytych trofeów, a pod tym względem Serb jest poza wszelką konkurencją. Oczywiście w przeszłości byli ludzie, którzy wygrywali od niego więcej turniejów, ale nie wielkoszlemowych. Do tego dochodzą złoty medal z Paryża oraz liczba tygodni spędzonych na fotelu lidera rankingu ATP.

Oczywiście trudno to jednoznacznie porównać z zawodnikami, którzy występowali kilkadziesiąt lat temu. To wręcz niebezpieczne. Każdy czas ma swoich bohaterów. Mimo wszystko takie ocenianie jest bardzo subiektywne i służy głównie zabawie. Ktoś może powiedzieć, że najlepszy był Federer, a ktoś inny, że Nadal. Aczkolwiek pod względem zwycięstw nie da się znaleźć porównywalnej postaci w tenisie.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Radwańska też była prowokowana na korcie. "Trzeba być na to gotowym"

Gdy zaczynał pan oglądać Djokovicia, spodziewał się, że to będzie tak wybitna jednostka?

Na początku nie był tenisistą, który fascynowałby tak bardzo, jak w ostatnich latach. Był utalentowanym i ciekawym graczem, lecz jego gra nie była szczególnie zapierająca dech. Tym bardziej że na początku to wszystko kryło się w cieniu Rogera Federera. Potem doszedł Rafael Nadal, a Serb bardzo długo był tym trzecim. Dopiero w pewnym momencie bardziej zaistniał. Tak naprawdę zaczął dominować w ostatniej dekadzie. Trzeba też pamiętać, że jest z tego grona najmłodszy, więc miał więcej czasu.

Nie ukrywajmy, że kończy się era Djokovicia, Federera, Nadala i może przez pewien czas również Andy'ego Murraya. Mimo wszystko jest to wesoły finisz, patrząc na to, że odchodzą będąc na szczycie?

Gdy swoje kariery zamykają takie postacie, to robi się troszeczkę smutno. Dodałbym jeszcze do tego grona Stana Wawrinkę, chociaż on i Brytyjczyk zawsze byli trochę z tyłu. Za każdym razem się zastanawiam, jak będzie wyglądała przyszłość tej piątki. Federer mówił, że jest spokojny o następców. Mnie się wydaje, że taki okres już nie nastąpi.

Obecnie na szczycie jest tylko Serb i coś tam próbuje Wawrinka. Dochodzi Nadal, ale uważam, że podczas Pucharu Lavera zakończy karierę. Mało prawdopodobne, aby jeszcze wygrał coś dużego. Po prostu przegrał już ze swoim organizmem. Djoković także zaraz będzie miał problemy, aby rywalizować z zawodnikami 16 czy 17 lat młodszymi.

Jaka chwila związana z 37-latkiem na zawsze utkwi panu w pamięci?

On jest dla mnie przykładem człowieka, który w nieprawdopodobny sposób potrafił zarządzać swoim organizmem. To, jak budował karierę i zarządzał sztabem ludzi, z którym pracował, ile razy wymieniał te osoby i korzystał ze wszystkiego, co tylko na świecie istnieje, żeby móc być lepszym, jest wręcz niepowtarzalne. Ciągle chce więcej i jest głodny sukcesów. Osobliwa postać, inna w sferze prywatnej i zawodowej. Trochę też kontrowersyjna w sprawach poza tenisem.

Serb nie musiał grać na igrzyskach, ale chciał zdobyć złoto. To wynika z jego narodowości?

Moim zdaniem już od 1896 roku (pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie - dop.red.) reprezentowanie swojego kraju na igrzyskach było czymś wyjątkowym. To się nie zmienia, a przez lata nawet wzmacnia i współcześnie wybrzmiewa jeszcze mocniej.

Brązowy medal Igi Świątek został przyjęty bez większego entuzjazmu. Polscy kibice nie potrafią docenić tej historycznej chwili i bardziej przeżywają półfinałową porażkę?

Medal jest ewidentnym wyczynem. Zajmuję się tenisem od 50 lat. Gdy zaczynałem, marzyłem, aby ktokolwiek z naszego kraju reprezentował nas na turnieju wielkoszlemowym. Dożyliśmy czasów, gdy kilku Biało-Czerwonych na nich gra. Medal olimpijski także jest abstrakcją. Od powrotu tenisa na igrzyska w 1988 roku w Seulu, w zasadzie potrafiliśmy wygrywać tylko pojedyncze mecze.

Problem pewnie polega na tym, że zostały rozbudzone niewiarygodne apetyty wśród fanów, którzy pewnie mieli uzasadnienie do oczekiwania złota. Nie można jednakże zapominać, że igrzyska to zupełnie coś innego niż turniej wielkoszlemowy.

Wiemy, że obecnie igrzyska nie mają ogromnego znaczenia dla tenisistów. Tak było już od 1988 roku czy to się zmieniło?

Od początku było wiele niepozałatwianych spraw. Raz przyznawano punkty rankingowe, innym razem nie. Podobnie było z dwoma brązowymi medalami. Turniej olimpijski zawsze był wrzucony do kalendarza, który przecież funkcjonuje w swój sposób. Dlatego wielu zawodnikom on nie pasował. Tak długo, jak nie podejmie się merytorycznej dyskusji i nie ustali jakichś konkretnych oraz dobrych zasad, to się za wiele nie zmieni.

Rozmawiał Mateusz Kmiecik, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także: Od łez rozpaczy do radości. Świątek ma medal! "Z przykrością muszę poinformować". Iga wycofuje się z turnieju

Źródło artykułu: WP SportoweFakty