Oczarowania i rozczarowania - podsumowanie sezonu kobiecego na świecie

Miniony sezon w kobiecych rozgrywkach znowu przyniósł nam więcej powodów do narzekań niż zadowolenia. Było jednak kilka pięknych momentów, a dwa za sprawą zawodniczek wracających do tenisa: triumf Kim Clijsters w US Open i piękna gra Jeleny Dokić w Australian Open. Po raz drugi w karierze sezon na czele rankingu ukończyła Serena Williams.

OCZAROWANIA

Piękny powrót Dokić

Po Australian Open najgłośniej mówiło się o wracającej na korty Australijce, bo przecież wygrała ta, która miała wygrać, czyli Serena Williams. Dokić w Melbourne doszła aż do ćwierćfinału. Później jednak mającą za sobą liczne zawirowania Jelenę dopadły problemy zdrowotne, (jak się okazało mononukleoza) i do końca sezonu nie zanotowała już żadnego znaczącego wyniku.

Szczęśliwa Mauresmo

Jeszcze raz przypomniała o sobie przez całą karierę zmagająca się z kontuzjami Amélie. W hali Pierre de Coubertina w Paryżu zdobyła swój pierwszy od 2007 roku tytuł i kto wie, czy nie był on ostatnim w jej karierze. W czwartek ma ogłosić swój plan na sezon 2010. Dla Francuzki mimo wszystko nie był to najlepszy sezon, nie utwierdził jej w przekonaniu czy warto kontynuować karierę. Kto wie, jakby ten rok się dla niej potoczył, gdyby w IV rundzie Wimbledonu pokonała Dinarę Safinę. Mieszkająca w Genewie tenisistka tradycyjnie nie wytrzymała napięcia, a miała dużą szansę na pierwszy od wspaniałego dla siebie 2006 roku wielkoszlemowy ćwierćfinał.

Przebłysk geniuszu Kuzniecowej

Sezon na kortach ziemnych zakończył się wielkim triumfem Rosjanki we French Open. Kuzniecowa, dla której był to drugi wielkoszlemowy tytuł, potrafiła wykorzystać słabość największych rywalek, choć sama też długimi momentami była w stanie demonstrować swoją piękną, finezyjną grę. Później jednak kompletnie zgasła, a w swoim piątym występie w Turnieju Mistrzyń tradycyjnie nie wyszła z grupy. Była to taka pojawiająca się i znikająca Swietłana, która od lat jest najrówniej grającą zawodniczką ze światowej czołówki, ale zawsze czegoś jej brakowało, by odgrywać najważniejszą rolę w kobiecym tenisie. Umiejętności ma olbrzymie, zarówno technikę, jak i siłę. Wszystko zatem rozgrywa się w sferze mentalnej.

Wyśniony sezon Woźniackiej

Dunka polskiego pochodzenia z pewnością nawet nie marzyła, że ten rok będzie dla niej niemal jak z bajki. Podobnie jak w ubiegłym sezonie zdobyła trzy tytuły, ale przede wszystkim zagrała w finale US Open. Na Flushing Meadows w sześciu spotkaniach straciła tylko jednego seta w dramatycznym spotkaniu IV rundy z Kuzniecową. W finale nie miała szans w starciu z Clijsters. Woźniacka w ciągu roku awansowała w rankingu z dwunastego na czwarte miejsce i teraz czeka ją trudne zadanie utrzymania miejsca w Top10, co może być zadaniem znacznie cięższym od znalezienia się tam szybko, zupełnie niespodziewanie. Przekonało się o tym już wiele zawodniczek, które były zupełnie nieprzygotowane, głównie mentalnie, by odgrywać czołową rolę w kobiecych rozgrywkach.

Clijsters królową Flushing Meadows

W Cincinnati nastąpił długo wyczekiwany powrót Kim Clijsters. Belgijka od razu doszła do ćwierćfinału, szybko łapiąc swój dawny rytm i czucie. Potem w Toronto odpadła w 1/8 finału, ale w US Open nie było już na nią mocnych. W IV rundzie po przedziwnym spotkaniu odprawiła Venus Williams, w półfinale Serenę, a w finale pokonała rewelacyjną Woźniacką. W ten sposób Belgijka została pierwszą w historii triumfatorką turnieju wielkoszlemowego grającą z dziką kartą i pierwszą mamą, która zdobyła wielkoszlemowy tytuł od czasu Evonne Goolagong (1980). Potem Kim wystąpiła jeszcze tylko w Luksemburgu, odpadając w II rundzie. W skrócie: cztery turnieje w sezonie i szybki powrót do czołowej dwudziestki rankingu WTA.

Serena wraca na swoje miejsce

Młodsza z sióstr Williams w tym sezonie wygrała tylko trzy turnieje, ale za to najważniejsze: Australian Open, Wimbledon i Mistrzostwa WTA. Już od kilku lat koncentruje swoją uwagę na Wielkich Szlemach, nie zawsze przykładając się do kończącego sezon Turnieju Mistrzyń. Tym razem wygrała tę imprezę (drugi raz: po debiucie w 2001 roku) i po raz drugi kończy sezon jako liderka światowego rankingu (wcześniej w roku 2002). Mimo kontrowersyjnych zachowań (nieprzyjemne odzywki do sędzi w półfinałowym meczu US Open z Clijsters) i kąśliwych uwag pod adresem rywalek na łamach prasy nie ulega wątpliwości, że była najlepszą tenisistką tego sezonu.

Puchar Federacji dla Włoszek

Rok należał do Włoszek. Indywidualnie dwie z nich zagrały w wielkoszlemowych ćwierćfinałach: Francesca Schiavone w Wimbledonie, a Flavia Pennetta w US Open. Na zakończenie sezonu te dwie zawodniczki poprowadziły reprezentację do zwycięstwa w Pucharze Federacji po finałowym meczu z Amerykankami. Już po trzech grach (dwa punkty Pennetty, jeden Schiavone) główne trofeum powędrowało w ręce reprezentantek Półwyspu Apenińskiego. Włoszki we wcześniejszych meczach pokonały Francuzki i Rosjanki. To ich drugi triumf w tych rozgrywkach. Wcześniej dokonały tego w 2006 roku, po tym jak w dramatycznym finale pokonały Belgijki.

ROZCZAROWANIA

Papierowa liderka Safina

Dla wielu Rosjanka była tylko przejściową liderką w tych ciężkich dla kobiecego tenisa czasach. Bo co to za liderka, która nie potrafi wygrać wielkoszlemowego turnieju? Inni byli cierpliwi i dawali Dinarze czas na rozwinięcie skrzydeł, bo przecież nie każda tenisistka zostając liderką po raz pierwszy mogła się pochwalić wielkoszlemowym triumfem. Chociażby Mauresmo i Clijsters. Miarka się jednak przebrała, gdy Safina w fatalnym stylu przegrała trzeci wielkoszlemowy finał. Wszyscy ją teraz pamiętają jako bezradną, niepanującą nad emocjami, płaczącą na korcie, czyli jako tenisistkę niedojrzałą i niegodną bycia liderką rankingu.

Serbskie gwiazdy przestają świecić

Ana Ivanović rok temu wygrała French Open i została liderką rankingu. Przez kolejne półtora roku spadała coraz niżej. Owszem, częściowo można to tłumaczyć kontuzjami, ale trzeba też powiedzieć, że Serbka zupełnie nie odnalazła się w nowej rzeczywistości po zostaniu numerem jeden na świecie. Do tego coraz bardziej zaczęła dbać o marketingową stronę swojej kariery, zaniedbując tę sportową. Przed tegorocznym Roland Garros powiedziała, że jest gotowa na obronę tytułu. Nic z tych zapowiedzi nie wyszło, bo odpadła w IV rundzie, podobnie jak i później z Wimbledonu. Czarę goryczy przelała porażka w I rundzie US Open z kontuzjowaną Kateryną Bondarenko.

Tylko troszkę lepiej wyglądają dokonania Jeleny Janković, która ubiegły sezon kończyła jako liderka rankingu. W tym roku wygrała dwa turnieje, ale przez większą część naprawiała błędy popełnione w przerwie międzysezonowej. Mieszkająca w Dubaju tenisistka przesadziła z obciążeniami treningowymi i już na początku sezonu była przemęczona. Serbka, która w ubiegłym sezonie grała w finale US Open oraz półfinałach Australian Open i French Open, w tym roku w Melbourne i Paryżu odpadła w IV rundzie, a w Nowym Jorku już w II. Z kolei na trawiastych kortach Wimbledonu przebrnęła dwa szczeble drabinki. W kończącym sezon Turnieju Mistrzyń, korzystając z jeszcze większego zmęczenia rywalek, wyszła z grupy. W ciągu roku spadła w rankingu z pierwszego na ósme miejsce.

Ciąg dalszy degrengolady Vaidišovej

Czeszka ma zaledwie 20 lat, a już można powiedzieć, że jest na zakręcie. W 2006 roku mając 17 lat grała w półfinale French Open. W kolejnym sezonie powtórzyła ten wyczyn w Australian Open, a potem zaliczyła ćwierćfinały French Open i Wimbledonu. W ubiegłym sezonie, gdy prezentowała bardzo słabo formę, w Londynie potrafiła po raz drugi z rzędu dojść do ćwierćfinału. Wydawało się, że ubiegły sezon dla zawodniczki, która spadła z 12. na 41. miejsce jest fatalny, ale prawdziwa katastrofa dopiero miała nastąpić. Nicole w 2009 roku wystąpiła w trzech turniejach wielkoszlemowych, ze wszystkich odpadając w I rundzie. W sezonie wygrała 9 z 25 spotkań i wylądowała na 186. miejscu! Czeszka, która nie potrafiła się oprzeć różnym pokusom, zaczęła bardzo luźno traktować swoje tenisowe obowiązki i mamy tego efekty. Pojawia się pytanie: czy gorzej już być nie może?

Kirilenko, wiecznie gorsza wersja Szarapowej

22-letnia Maria praktycznie od początku porównywana jest do swojej słynniejszej imienniczki, nie tylko ze względu na urodę. Dla wielu Kirilenko, mistrzyni juniorskiego US Open 2002, obdarzona jest równie wielkim potencjałem jak Szarapowa, ale dotychczas nie potrafiła go potwierdzić, bo zbyt wiele w jej życiu było zawirowań, a zbyt mało koncentracji na tenisie. Kiedy w ubiegłym sezonie wygrała trzy turnieje i doszła do IV rundy Australian Open, wydawało się, że w końcu wychodzi z marazmu. W tym roku jednak nie potrafiła tego potwierdzić i osiągnęła jedynie finał w Barcelonie. Rosjanka, która trzy z czterech ostatnich sezonów kończyła w czołowej 30, spadła aż na 63. pozycję i tej zimy będzie miała wiele powodów do przemyśleń.

Szpital w Mistrzostwach WTA

Padająca na kort Woźniacka, krwawiąca Wiera Zwonariowa, kreczująca po dwóch gemach z powodu poważnych problemów z plecami Safina, przegrywająca niemal wygrany mecz z Agnieszką Radwańską wyczerpana Wiktoria Azarenka. Te właśnie obrazki zapamiętamy z turnieju dumnie określanego jako Sony Ericsson Championships z udziałem ośmiu najlepszych tenisistek świata. Imprezę tę wygrała Serena Williams, która była jeszcze w miarę sprawna, bo i też rozegrała stosunkowo niewiele turniejów. Patrząc na to co się działo w kończącym sezon męskim turnieju w Londynie można zadać krótkie pytanie: czemu mężczyźni jeszcze mogą toczyć emocjonujące boje w ostatnim starcie w sezonie, a kobiety już nie?

Komentarze (0)