Dawidienko wzoruje się na piłkarzach Arsenalu

Nikołaj Dawidienko, nowa rakieta nr 6 na świecie, w niedzielę osiągnął największy sukces w karierze, wygrywając turniej Masters w Londynie. Przyznał, że trenuje tylko godzinę dziennie. Jak piłkarze Arsenalu.

W tym artykule dowiesz się o:

Nadzieję wiąże Dawidienko z byciem... sławnym. - W tym tygodniu nie rozdałem wcześniej ani jednego autografu - przyznaje. - Może to dlatego, że wszyscy koncentrowali się na Federerze i Nadalu. Nie chciałbym być jednak tak sławni jak oni. Zawsze chcę mieszkać w innym hotelu niż Federer. Jest ciszej, mogę spędzić więcej czasu z rodziną. Chciałbym jednak być o odrobinę bardziej rozpoznawany, tutaj w Londynie - mówi.

Mieszka w Wołgogradzie. - Mam nadzieję, że po tym turnieju zostanę bardziej sławny w Rosji. To dla mnie naprawdę ważne. Wiem, jak często zawodziłem rodaków, szczególnie w Moskwie. Gdy grałem przeciw Safinowi, 80% publiczności było za nim. To z kolei wielki zawód dla mnie, choć wiem, że on w tym sezonie żegnał się z tenisem - mówi.

Co jest lepsze: pokonać Federera czy wygrać Masters? - Z pewnością to drugie - przyznaje. Jest odpowiedzią na tenis siłowy potężnie serwujących rywali. Sam (waży 68 kg) doskonali przede wszystkich odbiór, choć zdradził, że przez ostatnich kilka lat spędzał na treningu ledwie po dwie godziny dziennie.

- Przez ostatnich kilka lat trenowałem niewiele: po dwie godziny i to wszystko tylko tenisowo. Jeden człowiek powiedział mi jednak, że Arsenal trenuje tylko godzinę dziennie. A to piłkarz. Więc jak ci faceci mogą biegać 90 minut skoro trenują tylko godzinę dziennie? Tak, ja trenuję teraz godzinę dziennie, nie mam kontuzji, może nawet bardziej cieszę się grą - przyznał.

Jego fenomenalne, z chirurgiczną precyzją zagrywane w narożnik kortu uderzenia wzbudzały wielki aplauz prawdziwej tenisowej publiczności w hali O2. - Nie liczy się tylko potężny serwis, można urozmaicić grę. Można mieć dobry odbiór, dobrze biegać, kontrolować akcję z linii bazowej, grać wolejem. Ważna jest też koncentracja - wyjaśnia.

- Ale nie wiem czy Olivier Rochus jest w stanie osiągnąć tak wysoki poziom - wspomina belgijskiego kolegę, najmniejszego zawodnika cyklu World Tour. - Jestem przekonany, że każdy może zostać nr. 1. Nie ważne jaki wysoki i silny jesteś - przyznaje.

Co oznacza dla niego trofeum?. - Coś naprawdę ważnego, gdy ma się już w sumie te 19 tytułów. W przyszłym sezonie powalczę o dwudziesty. Waga wzrasta, gdy pomyślę, że w półfinale pokonałem Federera. To nieprawdopodobne gdy pomyślę sobie, że moje nazwisko będzie wyryte obok tych Samprasa i Federera - mówi.

Pobił Federera po dwunastu kolejnych porażkach. Ma już na koncie zwycięstwa ze wszystkimi rywalami z Top10. Co teraz? Wielki Szlem? - Tak, Wielki Szlem, bo tam gra się do trzech wygranych setów. Lubię to, bo w trzech setach zwyciężać jest łatwiej. Ale trzeba być lepiej przygotowanym fizycznie, gdyż nie biega się przez dwie godziny, a przez cztery - mówi.

Recepta na sukces w Masters? - Przed turniejem pojechałem do Moskwy. Przez sześć dni nie miałem w ręku rakiety. Nic nie robiłem. Przyjechałem tu w środę i przez trzy dni treningu zdałem sobie sprawę, że czuję się znakomicie - tłumaczy.

W nowym sezonie ma wielką szansę na kolejny awans w rankingu światowym, w którym przed trzema laty zajmował już trzecią pozycję. Nie grał bowiem w tym sezonie z powodu kontuzji ani w cyklu australijskim, ani amerykańskim wiosną, więc nie broni żadnych punktów.

Za triumf w Londynie zgarnął ok. półtora miliona dolarów. Wciąż jednak to za mało, by stać go było na zakup domu w Moskwie. - Wciąż na to składam - uśmiecha się.

Komentarze (0)