Wypłata życia. Fibak mógł kupić sześć willi w Warszawie

Newspix / TEDI / Na zdjęciu Wojciech Fibak
Newspix / TEDI / Na zdjęciu Wojciech Fibak

Gdy w 1980 roku w Polsce towary były reglamentowane i podlegały wymianie za kartki, Wojciech Fibak wygrał najbogatszy tenisowy turniej świata. Eksperyment szejków zapewnił mu wygraną, za którą mógł kupić… sześć luksusowych willi na Żoliborzu.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Hubert Hurkacz walczy o ćwierćfinał turnieju w Dubaju. Pan z tym miejscem też ma wyjątkowe wspominania. Pamięta pan swój triumf z 1980 roku?

Wojciech Fibak, były czołowy tenisista świata: Już pod koniec lat 70. szejkowie mieli ciągoty do organizacji u siebie wielkich imprez sportowych. Zaczęli od tenisa, a gwiazd nie musieli zbyt długo przekonywać, bo wystarczającym argumentem okazała się pula nagród w pokazowym turnieju Dubaj Golden Tennis - 680 tys. dolarów. Miałem wtedy na tyle wysoki ranking, że znalazłem się w gronie zaproszonych tenisistów. Ten turniej był wyjątkowy, bo reklamowano go jako najbogatszy turniej świata. Stawki, jakie zaproponowali organizatorzy zrobiły na wszystkich gigantyczne wrażenie.

To były większe sumy niż w turniejach Wielkiego Szlema?

Nawet nie ma co porównywać, bo szejkowie zaproponowali niewyobrażalne pieniądze. Za zwycięstwo w Wimbledonie dostawało się wtedy 30-40 tysięcy dolarów, a turnieje w USA oferowały zwycięzcom 15-20 tysięcy dolarów. W Dubaju główną nagrodą było 125 tysięcy dolarów. Dokładnie pamiętam, że w tamtych czasach luksusową willę na warszawskim Żoliborzu można było kupić za 20 tysięcy dolarów.

Pamięta pan, co pan zrobił z tak dużą wygraną?

Byłem już wtedy od kilku lat w światowej czołówce, mieszkałem w Nowym Jorku i Paryżu. Wtedy już inwestowałem zarobione pieniądze w nieruchomości oraz obrazy. Nie pamiętam jednak, bym z tych pieniędzy kupił sobie coś szczególnego.

ZOBACZ WIDEO: Koniec kariery, spokój czy nowy impuls. Czego potrzebuje Tai Woffinden?

Niedawno ujawniono, że w tym samym czasie, druga największa gwiazda polskiego sportu – Zbigniew Boniek zarabiał w Juventusie 200 tysięcy dolarów, ale rocznie. Wychodzi na to, że był pan wtedy zdecydowanie najlepiej zarabiającym sportowcem w Polsce.

Faktycznie w tamtym okresie tenis dawał szansę na zarobienie niby gigantycznych pieniędzy, ale i tak blisko dziesięć razy mniejszych niż obecnie. Przez dziesięć lat utrzymywałem się na liście dziesięciu najlepiej zarabiających tenisistów świata. Rocznie byłem w stanie zarobić na korcie przynajmniej 250 tysięcy dolarów, a prawie drugie tyle otrzymywałem od sponsorów. Dzięki turniejowi w Dubaju rok 1980 był jeszcze lepszy finansowo. Zaznaczam jednak, że wygranie turnieju przyszło mi z olbrzymim trudem, bo rywale byli ze ścisłej czołówki. W drodze do finału musiałem pokonać Roscoe Tannera, Guillermo Vilasa.

Domyślam się, że szejkowie zadbali o to, byście czuli się na miejscu bardzo komfortowo.

Wynajęli nam prywatny samolot, do którego w Londynie wsiadło 20 czołowych tenisistów świata. Na miejscu w Dubaju czekał na nas przepiękny stadion i luksusowy hotel. Takiego przepychu nie widziałem nigdzie indziej. Wspominając to muszę jeszcze raz wyrazić wdzięczność dla mojego ojca, że jako młodego chłopca zaprowadził mnie na korty AZS-u w Poznaniu.

Wspaniała atmosfera została jednak nieco popsuta w finale. Co dokładnie się stało?

Moim przeciwnikiem w finale był słynny geniusz tenisa Ilie Nastase. Gdy zorientował się, że może przegrać, niestety zaczął zachowywać się fatalnie. Wprost żartował sobie z szejków, wykrzykiwał coś w ich kierunku, kłaniał się im, obrażał publiczność. W trakcie meczu walił tenisówką w słupek aż rozwalił obuwie. Mecz przerwano, a ja czekałem, kiedy w końcu ktoś dostarczy mu obuwie. Gdy zaproponowano mu czerwone tenisówki, to z lekceważeniem wskazał na mnie i powiedział, że to ja jestem komunistą i taki kolor będzie mi pasował. Przerwa trwała 20 minut, a ja musiałem się od tego odciąć i nałożyłem na głowę ręcznik.

Jaki był efekt jego zachowania?

Ostatecznie nie wyprowadził mnie z równowagi i udało mi się wygrać 3:6, 7:6, 6:4. Po meczu dostałem zaproszenie do wspaniałego pałacu na prywatną kolację z emirem Dubaju. Do dziś pamiętam widok setek służących, złotych zdobień, wspaniałych potraw, wśród których były langusty, krewetki, a także zapamiętałem wspólne oglądanie z emirem… walki sokołów. Na miejscu dostałem dodatkowe prezenty. Niestety skandal podczas meczu finałowego miał też swoje nieprzyjemne konsekwencje.

Jakie?

Szejkowie obrazili się na tenis i przynajmniej na kilka lat zrezygnowali z organizowania turniejów ATP w swoim kraju. Przeszło nam więc koło nosa kilka wspaniałych turniejów z wielką pulą nagród. Zresztą można powiedzieć, że w swojej karierze miałem okazję zwyciężać turnieje z wyjątkowymi nagrodami. W 1978 roku wygrałem ostatni męski turniej w Stuttgarcie, którego stawką było legendarne Porsche 928. Później władze ATP uznały, że to niesprawiedliwe wobec innych turniejów i zakazały takich nagród. Organizatorzy nie mieli zamiaru się poddawać i przerzucili się na turnieje dla kobiet. Władze WTA nie miały z tym żadnego problemu i nikt nie protestował. Z wyjątkowych turniejów wygrywałem też w Bogocie na prawie 3 tysiącach metrów oraz w fabryce Mercedesa. Do dziś żałuję, że w moich czasach tenis nie był dyscypliną olimpijską, bo wierzę, że mógłbym zdobyć medal dla Polski. Takich historii mam całkiem dużo, dlatego zdecydowałem się napisać książkę, która ukaże się już w maju.

Miał pan okazję wrócić jeszcze kiedyś na turniej do Dubaju?

Niestety nie, ale około 20 lat temu pokazałem się na międzynarodowym targach. Ktoś z władz Dubaju mnie zauważył i zaprosił na kolację z tym samym emirem, który kochał tenis i wręczał mi w 1980 roku czek i puchar. W jego pałacu spędziłem 2-3 godziny, a na końcu okazało się, że choć zostałem powitany jako Wojtek Fibak, to po kilku godzinach pożegnany przez emira jako Stefan Edberg.

W środę Huberta Hurkacza czeka kolejny mecz turnieju w Dubaju, tym razem jego przeciwnikiem będzie Christopher O'Connell. Jakie ma pan przewidywania.

Czuję, że po cyrkowo obronionej piłce meczowej z Janem-Lennardem Struffem, Hubert może zostać drugim Polakiem, który wygra turniej w Dubaju.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Poseł debiutant bez ogródek: Bezczelności, tupetu i agresji jest w sejmie bardzo dużo
Polski mistrz odnaleziony. "Zbliżałem się do Boga"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty