Poseł debiutant bez ogródek: "Bezczelności, tupetu i agresji w Sejmie jest bardzo dużo"

Instagram / Na zdjęciu: Apoloniusz Tajner
Instagram / Na zdjęciu: Apoloniusz Tajner

Apoloniusz Tajner ponad trzy miesiące temu zadebiutował w roli posła, a dopiero w ubiegłym tygodniu po raz pierwszy przemówił w parlamencie. - Nigdy nie będę harcownikiem i nie będę grzmiał z mównicy - mówi były prezes PZN i trener Adama Małysza.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Dopiero po trzech miesiącach pracy posła wygłosił pan swoje pierwsze przemówienie w Sejmie. Denerwowały pana komentarze o pana bezczynności?

Apoloniusz Tajner, były trener Adama Małysza: Potrzebowałem czasu, żeby oswoić się z nowym miejscem, dlatego takimi uwagami zupełnie się nie przejmowałem. Nie robi to dobrego wrażenia, ale trzeba wiedzieć, że nie tylko na tym polega praca w parlamencie. Widzę, że są posłowie, którzy chcą zaliczyć jak największą liczbę wystąpień, choć nie mają nic do przekazania. Z ich wypowiedzi zupełnie nic nie wynika. Mnie nabijanie statystyk nie interesuje. Zostałem wyznaczony przez Koalicję Obywatelską do wygłoszenia sprawozdania i w ten sposób zaliczyłem pierwsze wystąpienie. Nie był to jednak efekt publikacji wskazujących na mój brak aktywności.

Był stres przed debiutem?

Takie wystąpienia wiążą się ze stresem, ale to dlatego, że w Sejmie należy używać innego języka niż choćby w dyskusjach sportowych. Trzeba być bardziej uważnym i to nieco usztywnia. Ogólnie jednak przez ostatnie 20 lat dobrze przygotowywałem się do tej roli i nie mam problemu z publicznymi wystąpieniami. To dla mnie coś naturalnego.

Zapytam więc wprost: gdzie więcej chamstwa - na skoczniach narciarskich czy w Sejmie?

Na tym etapie kadencji na pewno więcej w Sejmie. Nie chcę nazywać tego chamstwem, ale bezczelności, tupetu, arogancji i agresji w parlamencie jest bardzo dużo. Na początku kadencji było tego tak dużo, że momentami miałem ochotę zapiąć się pasami bezpieczeństwa. Nie sądziłem, że można mówić do siebie z taką agresją.

Doczekamy się pana ognistych wystąpień z mównicy sejmowej?

Nigdy nie będę grzmiał w przemówieniach. Jeśli jednak będę miał uwagi do jakiegoś projektu, to na pewno spokojnie i merytorycznie je przedstawię. Moim zdaniem tak powinna wyglądać praca posła.

ZOBACZ WIDEO: Dramat Mameda Chalidowa. "Wszystkie kości przesunięte"

Co widać z bliska, czego nie widział pan wcześniej jako obserwator sceny politycznej?

Niestety z bliska Sejm wygląda dużo gorzej niż w telewizji. Pokrzykiwanie, walenie pięściami w pulpity, zaczepki są na porządku dziennym.

Czy to oznacza, że nieco pan żałuje swojej decyzji o sprawdzeniu się w nowej roli?

Nie robię nic wbrew sobie, więc nie ma mowy o żałowaniu. Zresztą już doświadczyłem, że te wszystkie przepychanki słowne, a niekiedy nawet wyzwiska są mocno na pokaz. To naprawdę nic osobistego, a dla niektórych to po prostu część tej roboty. Rola posła zaczyna mi się coraz bardziej podobać, bo dostrzegam coraz więcej możliwości do zrobienia czegoś dobrego. To nie tak, że szeregowy poseł nic nie może. Jeśli jest zaangażowany i kompetentny, to naprawdę wiele dobrego można zrobić.

Zostaje pan przy sporcie, czy będzie pan gwiazdą na najgłośniejszych posiedzeniach?

Czuję się coraz pewniej i myślę, że niedługo nie będę się też obawiał innych tematów.

Coś jeszcze pana zaskoczyło?

Na pewno przewrotność niektórych posłów, którzy potrafią tak przedstawić prostą sytuację, że faktycznie można odnieść wrażenie, że mają rację. To nie jest dobra cecha, ale trzeba powiedzieć, że to zrobiło na mnie wrażenie. Wydaje się, że wszystko jest jasne, a nagle ktoś wychodzi na mównicę i zupełnie odwraca kota ogonem. Niektórzy potrafią zrobić to na tyle sprawnie, że wygląda to wiarygodnie.

Ma pan kogoś konkretnego na myśli?

Mam nadzieję, że udaje się to wychwycić także mniej zaangażowanym obserwatorom. Nie będę wskazywał palcem, ale to naprawdę łatwe do rozgryzienia, jeśli tylko ktoś zna istotę sprawy.

Dalej zamierza pan być w cieniu innych parlamentarzystów, czy pana aktywność będzie wzrastała?

Chcę być aktywny. Gdy w dyskusjach będą pojawiać się wątki sportu, polityki samorządowej, to będę zdecydowanie bardziej aktywny. Będę zabierał głos wtedy, gdy będę miał coś do powiedzenia i będę widział szansę, że mogę coś zmienić. Harcownicy mają dużo wystąpień i potrafią naprawdę ostro mówić, ale to nie mój styl. Ja nie jestem stworzony do takiej roli i na pewno nie będę się tak zachowywał. Jest zdecydowanie za późno, bym się tego uczył.

Sam przyznał pan jednak, że jedno wystąpienie jak na ponad trzy miesiące pracy nie robi dobrego wrażenia. Zdaje pan sobie sprawę, że ludzie mają prawo oczekiwać od pana większej aktywności?

Nie należy w ogóle tak na to patrzeć, bo w Sejmie każdy klub ma inną taktykę. Opozycja skupia się na dużej liczbie wystąpień i na tym, by maksymalnie przedłużyć każde z nich oraz przeciągnąć obrady. Takiej nieczystej gry jest tam bardzo dużo. Mam wrażenie, że teraz rozumiem już znacznie lepiej te mechanizmy.

Dalej nie odniósł się pan do swojej małej aktywności podczas posiedzeń.

Przyznam, że poziom agresji na pierwszych posiedzeniach mocno mnie zaskoczył. Teraz powoli to się zmienia i jest nieco normalniej. Na początku to był szok. Ja oczekuję tej właśnie normalności, a wtedy będę częściej zabierał głos.

Czy może się pan już pochwalić jakimś pierwszym sukcesem w roli posła?

Jeszcze nie, ale pierwsze programy ministerstwa sportu zostały zainicjowane w minionym tygodniu i w tym momencie można zacząć aktywnie działać w tym temacie. Podoba mi się polityka nowego ministra sportu, jak choćby otwarcie orlików na weekendy, program budowy hal sportowych i kilka innych programów, które będą kontynuowane.

Wiele wskazuje jednak na to, że zrezygnujecie ze wsparcia budowy stadionów dla Rakowa i Ruchu oraz Akademii PZPN. Spadła na was spora krytyka.

To były bardzo dziwne projekty, które z jakichś powodów zostały obiecane. W Polsce mamy kilkaset stadionów i nie może być tak, że rocznie tylko 2-3 dostaną finansowanie z budżetu państwa. To nie będzie w porządku wobec tych, którzy budowali obiekty siłami pieniędzy samorządowych. Mogę zapewnić, że będą nowe formuły wsparcia takich inicjatyw z budżetu państwa, ale, co ważne, tym razem wszyscy będą mieli równy dostęp do tych pieniędzy.

Czy ma pan wrażenie, że jako poseł ma pan teraz faktycznie większy wpływ na rzeczywistość?

Widzę, że ci posłowie, którzy skupiają się na merytorycznej pracy, mają spory wpływ na wydarzenia w naszym kraju. Naprawdę będąc posłem da się sporo załatwić. To mi się podoba i motywuje do pracy.

W sporcie mocno rywalizuje się podczas zawodów, ale poza nimi wszyscy są dobrymi znajomymi. W Sejmie też tak jest?

Podobno kiedyś tak było, ale to już przeszłość. Każdy klub trzyma się swojego skrzydła w budynku i zadaje się w swoim gronie. Posłów PiS nie spotykam, bo praktycznie ich nie widzę w Sejmie. Przychodzą na posiedzenia, a potem znikają w swoim skrzydle. Oczywiście jeśli przy okazji posiedzeń mam okazję zobaczyć się z kimś, kogo znam, to przywitamy się i zamienimy kilka słów. Trudno jednak mówić o możliwości złapania jakichś zażyłych relacji. Nie ma na to klimatu.

Patrząc na pana aktywność można odnieść wrażenie, że w porównaniu do poprzedniej pana funkcji, czyli prezesa PZN, obecnie może się pan poczuć jak na wakacjach.

I tu pana zaskoczę, bo choć niektórzy faktycznie przedstawiają, że to wakacje, to ja od początku jestem zdziwiony, jak dużo pracy mają posłowie. Nawet w tym tygodniu mam po 2-3 spotkania dziennie w terenie. Na początku przyszłego będę w Sejmie, gdzie odbędą się posiedzenia komisji i Sejmu. Nie sądziłem, że to tak regularna, zupełnie jak normalna praca.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Fatalny występ polskich koszykarzy
Rodzina ekscentrycznego milionera jest wściekła

Źródło artykułu: WP SportoweFakty