24 lutego 2022 roku Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę, która stanowiła eskalację wojny trwającej od 2014. Wówczas doszło do nielegalnego przejęcia Krymu. Teraz minęły już dwa lata od wspomnianej na początku daty i za naszą granicą niestety nie zmieniło się nic.
Oczywiście wojna na Ukrainie odbiła się również na sporcie. W takich dyscyplinach, jak piłka nożna, siatkówka, skoki narciarskie czy hokej szybko wykluczono Rosjan i Białorusinów (kraj ten popiera atak) z rywalizacji. Nic takiego nie miało miejsca tenisie, gdzie obecnie tenisiści i tenisistki z Rosji i Białorusi występują pod neutralną flagą. Jedynie w jednym sezonie zabrakło ich podczas wielkoszlemowego Wimbledonu z uwagi na decyzję organizatorów, która skończyła się brakiem przyznawania punktów.
Prawdziwa katorga
I to odbiło się mocno na ukraińskich tenisistkach, o czym było głośno przez ostatnie dwa lata. Wystarczy przypomnieć sobie moment, w którym Łesia Curenko nie przystąpiła do starcia z Aryną Sabalenką z uwagi na atak paniki i szok po tym, co usłyszała od władz WTA. Szef Steve Simon miał jej przekazać, iż nie popiera wojny, ale przeciwne zdania w tej sprawie nie powinny... denerwować tenisistki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie robiła tego od ponad dwóch lat. W końcu się przełamała!
- Szefostwo WTA nie chce ciągu dalszego. Po tym wydarzeniu mieliśmy zaledwie jedną rozmowę online. Z naszej strony byłam ja, Elina Switolina i Marta Kostiuk. Po drugiej stronie całe szefostwo WTA. Początkowo czekaliśmy na tę rozmowę kilka tygodni, co już było bardzo dziwne. Kiedy do niej doszło, zadałam kilka pytań ws. słów, jakie padły z ust Steve'a Simona. Zapytałam, czy jeśli wspieranie wojny jest OK, to czy wspieranie rasizmu również. Zadałam pytanie, co sądzą o tym, że łamie się prawa Ukraińców, a dba o prawa reprezentantów państw-agresorów. Byłam gotowa na dyskusję. Tymczasem nie otrzymałam żadnej konkretnej informacji. Mówię zupełnie serio: nie było odpowiedzi! Po moich słowach zapadła cisza na ten konkretny temat. Żaden z przedstawicieli WTA nie wytłumaczył tej sytuacji - wyznała Curenko w wywiadzie dla WP SportoweFakty, który dostępny jest TUTAJ.
34-latka przyznała również, że trudno było jej kontynuować grę. Wszystko przez to, że koleżanki z touru nie interesowały się tym, co dzieje się na Ukrainie. Oczywiście te słowa nie dotyczyły Igi Świątek, która od początku wspierała Ukrainę.
Curenko z uwagi na wojnę zmuszona była skorzystać z pomocy psychologów. Nie może bowiem powstrzymać łez, gdy widzi, co dzieje się w jej ojczyźnie. - Niektóre dni są dla mnie katorgą - podkreśliła tenisistka, która obecnie mieszka we Włoszech, ale przy najbliższej możliwości chce wrócić do kraju.
Poszła o krok dalej
- Czasem jest lepiej, czasem gorzej. My, ukraińskie zawodniczki, musimy się po prostu dostosować - powiedziała Marta Kostiuk na temat uczucia gry przeciwko Rosjankom w wywiadzie dla WP SportoweFakty, który dostępny jest TUTAJ.
21-latka urodzona w Kijowie przyznała, że tenisistki z jej kraju emocjonalnie reagują na wojnę. Z tego powodu od długiego czasu Kostiuk, jak i pozostałe zawodniczki nie podają rąk rywalkom z Rosji i Białorusi po zakończonych spotkaniach.
O krok dalej Ukrainka poszła przy okazji finału pokazowego turnieju rangi WTA we Francji, gdzie miała zmierzyć się z Rosjanką Mirrą Andriejewą. Jednak Kostiuk wycofała się z uwagi na trwającą wojnę w jej kraju, wywołaną przez naród rywalki. A jeszcze wcześniej postanowiła odmówić wspólnego zdjęcia z Darią Kasatkiny.
Wielka zmiana
Dłoni przeciwniczkom z Rosji i Białorusi nie podaje również Elina Switolina. - Od czasu inwazji nastąpiła wielka zmiana - stwierdziła była liderka światowego rankingu WTA w rozmowie z CNN.
- Musimy przyjąć obecną sytuację i skupić się na tym, co możemy kontrolować - dodała.
Obecnie ukraińskie tenisistki mają nieco związane ręce w działaniu, bo wszystko leży w gestach WTA. Nie podawanie rąk przeciwniczkom z krajów agresora wydaje się być praktycznie jedyną opcją. Można również nie wychodzić do spotkań, ale to wydaje się być opcją bardziej pomocną dla rywalek z Rosji.
Wróciła do kraju i przeżyła atak
Do grona wspomnianych wcześniej tenisistek należy dodać również Dajanę Jastremską. Już pod koniec stycznia 2024 roku zmierzyła się z Rosjanką Warwarą Graczewą, a następnie z Białorusinką Wiktorią Azarenką. Za każdym razem nie zdecydowała się podziękować rywalkom za grę.
- Dotknęła nas bardzo. Nie możesz wrócić do domu tak, jakbyś chciał czy kiedy byś chciał, jak to było wcześniej. Codziennie czytasz informacje, oglądasz zdjęcia... - mówiła wówczas o wojnie na pomeczowej konferencji prasowej.
- Emocjonalnie jest ciężko tak grać. Gorsze jest jednak to, że zaczynasz akceptować to, co się dzieje. (...) Fakt jest taki, że po dwóch latach tej wojny już wiesz, jak reagować i się kontrolować - dodała obecnie 33. rakieta świata.
W końcu jednak Jastremska dopięła swego i wyjechała na Ukrainę. Zrobiła to w momencie, gdy w jej kraju odbywały się naloty ze strony Rosji. Przez to zobaczyła coś, o czym bardzo szybko chciałaby zapomnieć.
"To była dla mnie najstraszniejsza noc. Słyszałam więcej rakiet koło mnie niż kiedykolwiek indziej. I cały czas jesteśmy tutaj, na parkingu. Ludzie, jeżeli możemy nazywać was ludźmi, możecie przestać robić takie g****?" - przyznała Ukrainka, która przez pewien czas przebywała w podziemnym parkingu. Wówczas tenis w jej życiu zszedł mocno na boczny tor.
Pomimo upływu czasu, ukraińskie tenisistki nie zmieniły swojego podejścia zarówno do Rosjanek, jak i Białorusinek. I na obecny moment niemożliwe wydaje się, by miało dojść do przełomu w tych relacjach. Nawet w przypadku ewentualnego końca wojny, trudno byłoby przewidzieć, czy któraś z zawodniczek zmieni swoje nastawienie.
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty