Podpatrywał Hurkacza podczas przygotowań i treningów. Wie, czego mu brakuje

Materiały prasowe / PZT / Michał Jędrzejewski / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz i Olaf Pieczkowski
Materiały prasowe / PZT / Michał Jędrzejewski / Na zdjęciu: Hubert Hurkacz i Olaf Pieczkowski

- Wszyscy w Top 50 mają swobodę w akceptowaniu błędów i porażek. Ja tego jeszcze nie mam - mówi Olaf Pieczkowski, mający w planie w 2025 roku zagrać w eliminacjach Australian Open. Na razie ma za sobą kilka dni z Hubertem Hurkaczem w Zakopanem.

[b]

Paweł Kaszuba, WP Sportowe Fakty: Jak doszło do tego, że kilka dni okresu przygotowawczego spędziłeś z Hubertem Hurkaczem i jego teamem w Zakopanem, a nie np. z reprezentacją w Kozerkach?[/b]

Olaf Pieczkowski, polski tenisista: Dostałem taką propozycję od Przemka (Przemysława Piotrowicza - trenera przygotowania fizycznego w sztabie Huberta Hurkacza - przyp. red.) i Huberta. Kiedy zawodnik nr 9 na świecie, a przy okazji dobry kolega, pyta się, czy chcę z nim trenować na wspólnym obozie w Zakopanem, to nie mogłem odmówić. Było to super doświadczenie i naprawdę zobaczyłem kawałek dobrej i ciężkiej pracy Hubiego. To też pokazało mi, że nawet jeżeli jesteś w Top 10 na świecie, to ciężko pracujesz i wkładasz w to całe swoje serce, a nie po prostu cieszysz się tym, co zrobiłeś. Uświadomiło mi to, że w każdym momencie trzeba będzie ciężko pracować, aż do końca.

Czy oprócz ciężkiej pracy zauważyłeś w Hubercie coś, co pozwala mu utrzymywać się w czołówce, a czego może tobie na tym etapie kariery brakuje, żeby się tam znaleźć?

Wydaje mi się, że luz mentalny, który ma. Myślę, że tu jest klucz do wygrywania, ponieważ wszystko bierze na spokojnie, akceptuje złe i dobre rzeczy. Moim zdaniem jest bardzo mocny psychicznie. Wszyscy w Top 50 to mają - taką swobodę w akceptowaniu błędów i porażek, a ja jeszcze tego nie potrafię.

Zakończyłeś niedawno swój pierwszy w pełni seniorski sezon w karierze. Jak bardzo różnił się on od startów juniorskich, jakie dostrzegasz różnice w poziomie zawodników, organizacji turniejów?

Juniorskie turnieje wyższej rangi, takie jak Wielkie Szlemy, Grade 1 czy Grade 2 (aktualnie J300 i J200) były bardzo dobrze zorganizowane, czego nie mogę powiedzieć w przypadku turniejów ITF Futures. To są najsłabsze turnieje profesjonalne, więc trzeba w nich wziąć pod uwagę gorsze piłki oraz fakt, że nie zawsze dostajesz pełny kort na trening. Wydaje mi się, że jest to właśnie ten najgorszy okres, gdy przechodzisz z tenisa juniorskiego na futuresy. Musisz wytrzymać to psychicznie. Kiedy przejdziesz już męki na etapie ITF 15 i ITF 25, to w trakcie challengerów znowu wracasz do lepszego poziomu organizacji. Wpływa to na zdecydowanie większy komfort. Plusem na seniorskich turniejach jest to, że są sędziowie. W rozgrywkach juniorskich niektórzy zawodnicy mogą oszukiwać, i próbują oszukiwać. U seniorów to się nie zdarza.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękne chwile. Arkadiusz Milik w roli głównej

Czyli zgadasz się z powiedzeniem, że turnieje ITF niskiej rangi, to takie przysłowiowe "tenisowe piekiełko"?

To jest najgorsza rzecz. Jesteś nauczony, że w szlemach juniorskich jesteś dobrze traktowany. Wszystko masz zapewnione: dojazd, nowe piłki, korty. Nagle przechodzisz na futuresy, a tam nie ma nic. Jesteś psychicznie zmęczony. Przykładowo wychodzisz na zarezerwowany kort treningowy i nagle okazuje się, że na korcie znajduje się jeszcze czwórka innych zawodników przez co musisz grać w szóstkę, więc jest ciężko. Nie zdarza się to często, ale takie sytuacje mają miejsce.

Wygrałeś w tym roku swój pierwszy turniej seniorski rangi ITF 15 w Szczawnie, a także rozegrałeś trzy finały na tym samym szczeblu, w rankingu dotarłeś do 520. miejsca. Brałbyś takie wyniki w ciemno przed startem sezonu?

Tak. Mój początek sezonu był fatalny. Miałem przygotowania do matury, na której musiałem bardzo dobrze wypaść. Dwa miesiące wcześniej mocno się do niej przygotowywałem i nie ukrywam, że czułem się po niej bardzo słabo, jeżeli chodzi o sferę fizyczną i psychiczną. Było ciężko, przegrywałem w pierwszych i drugich rundach, nie mogłem dojść do ćwierćfinału. Wtedy zdecydowałem się na podpisanie umowy z koledżem, bo nie czułem się na siłach grać dalej w tourze.

Co sprawiło, że zrezygnowałeś z wyjazdu na uczelnię do USA?

Jeżeli chcesz grać profesjonalnie, to potem ciężko jest przejść do tego z poziomu koledżu. Takie jest moje zdanie. Masz 24 lata, czas płynie. Musisz się trochę poświęcić nauce, więc nie możesz w stu procentach skupić się na tenisie. Uważam, że jeżeli chcesz spróbować tenisa profesjonalnego, to musisz wybrać tę drogę od razu i ewentualnie zacząć studia w Polsce, jeżeli chcesz się uczyć. Wydaje mi się, że po prostu poczułem się trochę pewniej po wygranym turnieju w Szczawnie i Davis Cupie. Zrozumiałem, że jestem mentalnie zdolny do tego, aby spróbować wywalczyć ranking na poziomie TOP 300 w 2024 roku.

Twój tata mówił w rozmowie z serwisem polski-tenis.pl, że jeżeli jednak nie zdecydujesz się na studia, to stworzycie tutaj profesjonalny team. Czy to znaczy, że w sztabie pojawiły się jakieś nowe nazwiska?

Nie, nie zmieniło się nic. Dalej współpracuję z Marcelem Du Coudray’em, Janem de Wittem - wydaje mi się, że to już jest profesjonalny team. Obaj byli trenerami wielu czołowych zawodników takich jak Nikołoz Basilaszwili, Gilles Simon, Nikołaj Dawidienko, Andy Murray.

Z Marcelem du Coudray pracuje też Kamil Majchrzak. Jak wygląda współpraca z trenerem, który ma kilku podopiecznych?

Jest trochę trudniej, bo Marcel musi się skupić na mnie i na Kamilu. Pierwsze dwa miesiące będą ciężkie i dla mnie, i dla niego, bo Kamil będzie startował w trochę niższych kategoriach, takich jak ITF 15. Ja chciałbym już zagrać w turniejach ITF 25 albo spróbować swoich sił w kwalifikacjach challengerów.

Czy w związku ze współpracą z tym samym trenerem miałeś okazję trenować z Kamilem Majchrzakiem w ostatnim czasie?

Trenowaliśmy razem z Kamilem w Niemczech, udało nam się zagrać dwa czy trzy treningi. Formę Kamila oceniam bardzo wysoko. Myślę, że szybko wskoczy na poziom 400.-500. miejsca w rankingu ATP. Mam nadzieję, że po dwóch miesiącach będziemy mogli już razem podróżować na turnieje.

Po raz kolejny byłeś ważnym ogniwem do zwycięstwa drużyny Polski w rozgrywkach Davis Cup. W Kozerkach pokonałeś Dariana Kinga, który niedługo przed spotkaniem z Tobą przeszedł kwalifikacje turnieju ATP, pokonując m.in. Benjamina Bonziego, sklasyfikowanego w tamtym momencie na 101. miejscu w światowym rankingu. Czy mecze z orzełkiem na piersi są obarczone dodatkową presją i motywacją, czy podchodzisz do nich jak do każdego innego spotkania?

Moim marzeniem jako dziecko było zagranie w Davis Cupie, więc dla mnie to było naprawdę coś niebywałego. Cała energia, którą dawali kibice - czułem się jak ryba w wodzie. Uwielbiam całą otoczkę związaną z graniem dla reprezentacji. Kibice, trener, który przez cały mecz mnie wspierał z ławki. To jest coś, do czego jestem stworzony. Dla mnie gra w reprezentacji Polski na Davis Cupie jest niebywałym osiągnięciem, jak i przywilejem. Cieszę się, że udaje mi się spełniać marzenie z dzieciństwa.

Darian King to naprawdę solidny zawodnik, a ja zagrałem przeciwko niemu bardzo dobry mecz. Fakt, że to spotkanie odbyło się w Polsce, wszyscy obecni na trybunach kibice mnie wspierali, a również to, że wygrałem – wszystko podbudowało mnie przed kolejnymi turniejami. Myślę, że mentalnie czułem swobodę. To uświadomiło mi, że mam odpowiedni poziom i że potrafię grać. Na początku sezonu tej pewności siebie brakowało, szczególnie przy ważnych punktach. Szczawno i Davis Cup były swego rodzaju momentami przełomowymi dla tego sezonu.

Jakie są najcięższe aspekty bycia tenisistą na początku drogi? Dużo osób czuję się samotnym, czuję presję, nie ma pewności czy ta inwestycja się opłaci, czy jakaś kontuzja nie utrudni życia na stałe.

Zgadzam się z tym, to są chyba największe minusy. Jedna kontuzja może naprawdę skończyć całą karierę, trudne też są np. spadki mentalne. Moim zdaniem to właśnie bycie indywidualistą, bycie samemu non stop, to jest ciężkie. Bycie samemu na korcie, poza nim, walczenie z tymi wszystkimi trudnościami, które przychodzą, musisz wszystko sam zrobić. Uważam, że to jest najcięższe w tenisie, że po prostu jesteś zdany na siebie.

Czy w związku z tym co powiedziałeś, rozważasz, a może już masz pomoc mentalną w postaci np. psychologa?

Tak, mam psychologa, i wydaje mi się, że to jest naprawdę bardzo potrzebne. Wiadomo, każdy jest inny, i każdy ma różne potrzeby. Znam też zawodników, którzy nie chcą pracować z psychologami, bo wolą samemu do wszystkiego dojść. Moim zdaniem bardzo ważna jest rozmowa ze specjalistą, dyskusja o swoich wadach, błędach i na temat tego, co się dzieje na co dzień. Po prostu moim zdaniem jest to potrzebne, żeby mieć swobodę na korcie i być przygotowanym na wszystkie różne okoliczności, które nas spotykają na futuresach.

Podróżowanie po całym świecie na turnieje wymaga dużej ilości nakładów finansowych. Czy na ten moment możesz powiedzieć, że dzięki wsparciu PZT i sponsorów finansowo wychodzisz chociaż na "zero"? Ile średnio wydałeś w trakcie tego sezonu jako zawodnik z drugiej 500. rankingu?

Dostaje fundusze od PZT czy innych sponsorów, lecz w dalszym ciągu muszę wkładać własne pieniądze w swój rozwój. Nie jestem w stanie powiedzieć ile wydałem pieniędzy w tym roku, ale mogę powiedzieć, że była to duża suma. I to właśnie również jest ciężkie mentalnie. Wydajesz te pieniądze, a czy one się kiedyś zwrócą? Nikt tego nie wie.

Jakie masz plany na następny sezon, czy celujesz w kwalifikacje turnieju wielkoszlemowego, czy takich myśli na ten rok jeszcze nie ma?

Plan jest taki, żeby dostać się na Australian Open w 2025. Co się stanie, tego nikt nie wie, ale mam nadzieje, że wszystko pójdzie po mojej myśli. Dowiedziałem się, że Next Gen od przyszłego sezonu jest do 20. roku życia (powyżej rocznika 2004, przyp. red.), więc wydaje mi się, że ten turniej też znajdzie się w moich celach na koniec przyszłego roku. Jeżeli udałoby mi się awansować albo do Next Gen, albo do Australian Open 2025 to byłoby super, to byłby naprawdę udany rok.

Kończąc, czego mogę ci życzyć w nadchodzącym sezonie?

Mało kontuzji, miłości i szczęścia, to wystarczy.

Paweł Kaszuba, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:

Porażka obrońców tytułu. Znamy kolejnego ćwierćfinalistę United Cup
Noworoczne emocje w Australii. Thriller w United Cup

Komentarze (1)
avatar
Krzysztof Uściński
2.01.2024
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
"mają swobodę w akceptowaniu błędów i porażek" - może mi to ktoś przełożyć na polski? Przecież w tym nie ma sensu za grosz.