Rekordowe osiągnięcia polskich deblistek. "Trzeba było zachować spokój"

Materiały prasowe / LOTOS PZT Polish Tour / Na zdjęciu: Katarzyna Piter
Materiały prasowe / LOTOS PZT Polish Tour / Na zdjęciu: Katarzyna Piter

Choć dwa z trzech meczów rozgrywały pod dachem, to przebiły swój sufit. Weronika Falkowska po raz pierwszy awansowała do finału turnieju WTA 250, a Katarzyna Piter zachwyca powtarzalnością i lada moment poprawi "życiówkę".

- Podeszłam do tych meczów, jak w każdym innym turnieju. Nie myślałam o stawce spotkania i że to półfinał WTA 250. Skupiam się zawsze na meczu, na realizacji zadań, żeby zagrać dobrze taktycznie - powiedziała tuż po ostatniej piłce Weronika Falkowska w rozmowie z WP Sportowe Fakty. Niemal wszystko wyglądało więc jak zawsze. Co jednak najważniejsze, efekt był wyjątkowy i upragniony. 23-latka po raz pierwszy zagra w finale turnieju WTA 250. To kolejny krok naprzód, po tym jak na przełomie 2022 i 2023 roku wygrała dwie imprezy WTA 125.

Wyjątkowe były też okoliczności, w których Falkowska i Piter dostały się do finału warszawskich zawodów. Od rana w stolicy padał deszcz, a prognozy na kolejne godziny nie napawały optymizmem. W związku z tym organizatorzy przenieśli rozgrywki gry podwójnej do oddalonej o 15 kilometrów hali w Europejskim Centrum Tenisa. Zawodniczki o deszczu nie zapomniały, bo ten tłukł niemiłosiernie w dach, a nawet się przez niego przedostał... W pewnym momencie na korcie numer 1 (gdzie rozgrywano inne mecze, Polki rozgrywały spotkania na korcie 3) pojawiła się kałuża. Na szczęście w miejscu, które nie zagrażało bezpieczeństwu tenisistek. Przerwa spowodowana deszczem po przeniesieniu turnieju do hali to byłaby historia bez precedensu, na pewno nieprzynosząca chluby organizatorom.

Czy Polki były beneficjentkami tej decyzji? Nie do końca. Zwłaszcza Katarzyna Piter mogła mieć zawrót głowy. W niedzielę grała w finale turnieju tej samej rangi w Budapeszcie, z tym że rozgrywanego na ceglanej mączce. Błyskawicznie musiała przystosować się do warszawskich kortów twardych (mecz 1. rundy Falkowska i Piter rozegrały w czwartek), a już następnego dnia do gry na jeszcze szybszym podłożu w hali.

- Trzeba było zachować spokój, bo nikt nie był przygotowany ani przyzwyczajony do gry na tej nawierzchni. Jednak gramy i trenujemy na co dzień. My się przygotowujemy cały rok do grania, także jesteśmy gotowe na jakiekolwiek przeciwniczki - powiedziała nam po meczu Piter.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma "młotek" w nodze! Tak strzela syn Zinedine'a Zidane'a

32-letnia Piter z powodu przerwy spowodowanej kontuzją sezon zaczęła dopiero w marcu, a już pod koniec lipca można uznać go za niezwykle udany. Po raz pierwszy w karierze poznanianka zagra w trzech finałach WTA w jednym sezonie, a przecież dużo imprez jeszcze przed nią. Wszystko wskazuje też na poprawienie "życiówki" w najbliższym czasie. W rankingu "na żywo" Polka zajmuje 79. miejsce, a do końca roku broni tylko 10 punktów za udział w zeszłorocznym US Open. Jeśli zdrowie dopisze, to na pewno zawędruje wyżej niż na dotychczas najwyższe 66. miejsce.

Dużym krokiem w stronę poprawy tego wyniku byłoby zwycięstwo w finale warszawskiej imprezy. W zaplanowanym na niedzielę spotkaniu Polki zagrają z Belgijką Yanina Wickmayer i Brytyjką Heather Watson.

- Myślimy głównie o sobie. Koncentrujemy się na swojej grze i na tym co do tej pory wychodziło. Później to realizujemy. I, jak widać, z dobrym skutkiem - powiedziała Falkowska. A że jest z czego czerpać, bo w pierwszych trzech meczach Falkowska z Piter wyglądały bardzo pewnie i nie przegrały nawet seta, to i przed najważniejszym starciem można być dobrej myśli.

Szymon Adamski, WP Sportowe Fakty

Zobacz też:
To dlatego trener Swiątek "zniknął"
Świątek nigdy nie przegrała z młodszą tenisistką. Teraz są o to obawy

Komentarze (0)