Gdy w zeszłym roku władze Wimbledonu podjęły bezprecedensową w światowym tenisie decyzję o niedopuszczeniu do rywalizacji Rosjan i Białorusinów, od razu pojawiły się zarzuty, że tak nie można. Że sport trzeba oddzielić od polityki. Ba, że to dyskryminacja sportowców z tych krajów, bo przecież Andriej Rublow tak gorliwie nawołuje do pokoju. Trudno jednak wymagać, by jakikolwiek turniej tworzył listy startowe na podstawie słownych deklaracji, gdy tak naprawdę liczy się sumienie i, rzecz jasna, miejsce w rankingu.
Na oddzielenie sportu od polityki było z kolei za późno. W trakcie Wimbledonu, w oddalonym o prawie 2500 kilometrów Kijowie doszło do spotkania Wołodymyra Zełenskiego z Thomasem Bachem, przewodniczącym MKOL-u. - Ponad sto tysięcy naszych sportowców nie ma możliwości kontynuowania treningów. Zniszczonych zostało setki obiektów sportowych, a w trakcie działań wojennych zginęło 89 sportowców i trenerów - powiedział wtedy prezydent Ukrainy (obecnie szacuje się, że zginęło 230 ukraińskich sportowców - przyp. red.).
Natomiast w Londynie los dawał dowód na swą przekorność. Po tytuł w grze pojedynczej sięgnęła Jelena Rybakina - 23-latka, która do dziewiętnastego roku życia reprezentowała Rosję. Na pomeczowych konferencjach temat wojny wracał jak bumerang. Rybakina opowiadała się za pokojem, lecz ukraińscy dziennikarze oczekiwali mocniejszego przekazu.
- Potępiasz wojnę i działania Putina? - zapytał jeden z nich. - Przepraszam, nie usłyszałam - odparła tenisistka, unikając odpowiedzi i wywołując tym samym burzę. Tłumaczenia o przeciętnej znajomości angielskiego na nic się zdały. "Straciłaś słuch czy sumienie?" - pytał retorycznie serwis segodnya.ua.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
ATP kijem, WTA marchewką
Nie tylko Jelena Rybakina, ale również Novak Djoković, Alexander Zverev czy Stefanos Tsitsipas głośno potępili decyzję Wimbledonu o niedopuszczeniu do gry Rosjan i Białorusinów. Przed startem turnieju pojawiały się nawet sensacyjne doniesienia o możliwym proteście z ich strony. Tym bardziej że gra toczyła się "tylko" o pieniądze, a to dlatego, że ATP i WTA postanowiły nie przyznawać w swoich rankingach punktów za wygrane mecze.
- Nagrody pieniężne w Wielkich Szlemach są tak duże, że Wimbledon nigdy by nie ucierpiał z powodu braku punktów rankingowych - mówi nam James Gray piszący dla brytyjskiego dziennika "I". - Co innego mniejsze turnieje, one w takich okolicznościach walczyłyby o przetrwanie - dodaje dziennikarz.
Koniecznie trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z tego, że w 2022 roku Wielka Brytania była organizatorem 16 z 24 zawodowych imprez na kortach trawiastych. Wimbledon to tylko wierzchołek potężnej góry lodowej. Decyzją LTA (Brytyjska Federacja Tenisowa) i AELTC (organizator Wimbledonu) w żadnej z tych szesnastu imprez nie zobaczyliśmy Rosjan i Białorusinów.
Opinia publiczna pozytywnie zareagowała na taki rozwój wydarzeń. - Brytyjczycy poparli decyzję Wimbledonu i LTA. Nie było ostrego sprzeciwu ani ze strony zwykłych mieszkańców, ani kibiców tenisa, ani ekspertów - przedstawia nam tło zeszłorocznych wydarzeń Rob Maul z "The Sun". - Gdy podejmowano te decyzje, temat wojny był tak świeży i przerażający, że prawdopodobnie każdy, kto choć trochę interesował się tematem, uznał je za słuszne - dodaje Gray.
Największe tenisowe organizacje widziały to jednak inaczej i stanęły w obronie swoich członków. Zaczęło się od wspomnianej kary "punktowej", ale przyszedł czas również na finansowe. Brytyjczycy zapłacili łącznie dwa miliony dolarów WTA i ATP, po czym działacze kobiecej organizacji zaproponowali... obniżenie grzywny o 500 tysięcy. Ich warunkiem jest jednak zniesienie obowiązującego w 2022 roku zakazu. Takie informacje przekazał w ostatnich dniach "The Telegraph".
Natomiast ATP zamiast marchewki wyciąga kij. "Daily Mail" dotarło do informacji, że szczególnie zagrożone są turnieje w Queen's i Eastoburne. Jeśli LTA znów nie dopuści do startu Rosjan i Białorusinów, obu imprezom mogą zostać odebrane licencje. To byłby cios w okolice serca. Zawody w Queen's to esencja brytyjskiego tenisa, stanowiąca jego ważną część od 1890 roku!
W potrzasku
Brytyjczycy znaleźli się w bardzo trudnej sytuacji. Z jednej strony na pewno pozostają wierni zeszłorocznemu przekonaniu o konieczności ukarania Rosjan i Białorusinów. "W warunkach takiej nieuzasadnionej i bezprecedensowej agresji militarnej niedopuszczalne byłoby, aby rosyjski reżim czerpał jakiekolwiek korzyści z udziału rosyjskich czy białoruskich graczy w turnieju" - czytaliśmy w zeszłorocznym oświadczeniu Wimbledonu. Wojna trwa już rok, ofiar śmiertelnych i poszkodowanych przybywa, a uzasadnienia dla takiego stanu rzeczy, jak nie było, tak nie ma. Dramat jednak powszednieje, dlatego niezwykle ważne są apele takie jak ten Igi Świątek po wygranym turnieju w Dosze.
- Chciałabym powiedzieć kilka słów o Ukrainie. Niestety sytuacja u nich się nie zmieniła. Chciałabym przekazać im, żeby dalej byli silni i że ich wspieramy - powiedziała nasza tenisistka. Również brytyjscy tenisiści solidaryzują się z Ukrainą. - Andy Murray przekazał 500 tys. funtów ze swojej nagrody pieniężnej w 2022. Był przerażony, widząc materiały telewizyjne z ataku Rosjan na Ukrainę. ATP wskazało go jako zwycięzcę nagrody Arthura Ashe'a, przyznawanej za działalność humanitarną - mówi nam Maul.
Z drugiej strony jest jednak bat trzymany w ręku przez WTA i ATP. W zeszłym roku skończyło się na dużym zamachu, lecz uderzeniu, które można było przyjąć bez padania na deski ani podpierania się. W 2023 roku wyprowadzony cios może mieć za to siłę, jaką Brytyjczycy do tej pory widzieli tylko przy okazji walk Tysona Fury'ego.
Upływający czas spowodował jednak, że zwykli Brytyjczycy nie są już tak zaangażowani w tę sprawę. Tematem interesuje się wąska grupa osób, a to zmniejsza presję na LTA i AELTC. - Nie sądzę, aby wiele osób, które nie uważają się za fanów tenisa, odnotowało nałożenie kar lub grożenie kolejnymi - mówi nam James Gray.
Kiedy poznamy ostateczną decyzję?
Dobrego wyjścia niestety nie widać. Niekiedy miałkość organizatorów turniejów tenisowych wręcz przeraża. Wystarczy przypomnieć sytuację z Cincinnati, gdy Anastazji Potapowej zaczęła przeszkadzać ukraińska flaga na trybunach i nakazała sędzi, aby wyprosiła kibickę z kortu. Z kolei podczas Australian Open okazało się, że problemem może być nawet grupa kibiców z koszulkami "Where is Shuai Peng", domagająca się wyjaśnienia seksafery z chińskim wicepremierem w roli głównej i oddania swobody obywatelskiej tenisistce...
Mocną reakcję Brytyjczyków można więc nazwać ewenementem. Szeroko otwarte oczy pozwoliły odważnie zareagować na krzywdę wyrządzaną przez Rosjan, ale muszą też dostrzec niedoskonałość własnej postawy. Bo jak inaczej nazwać sytuację, w której turniej wygrała Kazaszka do 19. roku życia reprezentująca Rosję, a Ludmiła Samsonowa, od drugiego roku życia mieszkająca we Włoszech i Rosję odwiedzająca jedynie przy okazji turniejów tenisowych, nie mogła nawet stanąć na starcie, bowiem gra pod rosyjską flagą.
Naciski są coraz mocniejsze. Nie tylko dyplomatyczne, ale też faktyczne, bo w grę wchodzą kary finansowe i możliwe odebranie licencji. Dlatego nie wiadomo, czy Anglicy wytrwają na stanowisku i czy nie padnie ostatni tenisowy bastion, który broni się przed Rosjanami.
- Decyzja o tym, czy Rosjanie i Białorusini będą mogli startować w brytyjskich turniejach w 2023 roku, zostanie podjęta w najbliższych tygodniach. Konferencja prasowa Wimbledonu zaplanowana jest na 25 kwietnia, ale wszystko powinniśmy wiedzieć wcześniej - twierdzi Rob Maul. - Jeśli miałbym zgadywać, to myślę, że tego lata w Wielkiej Brytanii pojawią się Rosjanie i Białorusini. To wydaje się nieuniknione - prognozuje James Gray.
Tegoroczna edycja Wimbledonu odbędzie się w dniach 3-16 lipca. Będzie to 136. edycja najstarszego, a jednocześnie najbardziej prestiżowego turnieju tenisowego na świecie.
Szymon Adamski, dziennikarz WP Sportowe Fakty
Czytaj też:
Set do zera i dramat rywalki Magdy Linette!
Są naciski ws. Rosji. Słowa Igi Świątek wybrzmiały mocno [OPINIA]