Od dziewięciu finałów wielkoszlemowych do kwalifikacji w Warszawie. Z wpadką dopingową po drodze

Getty Images / Na zdjęciu: Sara Errani
Getty Images / Na zdjęciu: Sara Errani

Podczas ostatniego Wimbledonu Serena Williams pokazała, że małe rzeczy mogą cieszyć nawet wielkich sportowców. Zachowując wszelkie proporcje, taki sam przekaz płynie z Warszawy od Sary Errani - niegdyś piątej rakiety świata.

W tym artykule dowiesz się o:

35-letnia Włoszka w zawodowej karierze rozegrała już ponad tysiąc pojedynków. Na kortach widziała chyba wszystko, włącznie z finałami wielkoszlemowymi. Sama brała w nich udział dziewięć razy (raz w singlu i osiem razy w deblu). Serce do walki ma to samo co w czasach świetności, ale ręce i nogi nie znoszą równie dobrze upływającego czasu. W ostatnich latach Errani jest już tenisistką z dalszego szeregu, wymienianą w gronie faworytek tylko wtedy, gdy zejdzie na poziom challengerów i ITF-ów.

- Forza - krzyczy Pablo Lozano Beamud do swojej podopiecznej. Ona odpowiada mu groźnym spojrzeniem i zaciśniętą pięścią. Dookoła nich siedzi raptem kilkadziesiąt osób, po drugiej stronie siatki stoi zawodniczka numer 256 na świecie, a stawką trwającego pojedynku jest awans do turnieju głównego WTA 250 w Warszawie. Emocje jednak buzują we Włoszce, a kiedy zdobywa punkt na wagę zwycięstwa, pozwala sobie na głośny okrzyk radości. Przypomina się Wimbledon i mecz Sereny Williams z Harmony Tan. Wielka mistrzyni potrafiła odnaleźć radość w pojedynczych, udanych odbiciach, których niegdyś było dziesięć razy więcej.

To okazałe świadectwa tego, że praca (gra w tenisa) może być przyjemnością. Gdyby było inaczej, Sereny Williams i Sary Errani nie oglądalibyśmy już na światowych kortach.

Dwa miesiące kary

Włoszka mogła jednak zejść ze sceny z zupełnie innego powodu. W 2017 roku została przyłapana na stosowaniu dopingu. Kara była jednak bardzo łagodna - 2 miesiące zawieszania. Errani udało się bowiem udowodnić, że zabronioną substancję (anastrozol) przyjęła nieświadomie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejewsporcie: tak wyglądają wakacje reprezentanta Polski

- Zawsze bardzo bałam się dopingu, Pablo (trener Errani - przyp. red.) może to potwierdzić. Wiele razy lekarze dawali mi jakieś leki, a ja nie robiłam tego, nie będąc w stu procentach do nich przekonana, bo się bałam - mówiła kilka lat później w wywiadzie dla hiszpańskiego portalu Punto de break. Z włoską prasą żyje jak pies z kotem. Zarzuca rodzimym dziennikarzom, że w najtrudniejszym momencie nie stanęli po jej stronie, "skupiając się na negatywnej stronie, aby zaszkodzić".

"Czułam się gorsza"

Errani źle znosiła krytykę, tym bardziej, że jest osobą skrytą i skromną, wolącą korty boczne od centralnych. Otwarcie mówi o tym, że gdy stawała naprzeciwko takich tenisistek jak Kvitova, Stosur czy Szarapowa, czuła się gorsza. Mimo to, często potrafiła znaleźć sposób na mocniej uderzające rywalki, obdarzone lepszymi warunkami fizycznymi.

W Roland Garros 2012 doszła aż do finału, po drodze eliminując cztery mistrzynie wielkoszlemowe: Ivanović, Kuzniecową, Kerber i Stosur. W meczu o tytuł uległa Szarapowej. - Dzień po przegranym finale w Paryżu powiedziałem Pablo: "Od teraz wszystko, co robię, będzie gówno warte, chyba że wygram finał". Ale nie można przecież tak tego postrzegać, bo inaczej trzeba byłoby się zastrzelić albo co najmniej zakończyć karierę - barwnie odpowiedziała Errani.

Z dziesięcioletniej perspektywy widać, że potrafi z dystansem podchodzić do własnego sukcesu, nie narzucając na siebie niepotrzebnej presji. Zamiast uganiać się za kolejnym finałem szlema, czerpie radość z takich zwycięstw jak te w kwalifikacjach warszawskiej imprezy.

Tysiąc lat temu...

- Kiedy rozmawiasz ze mną o finałach wielkoszlemowych wydaje mi się, jakby minęło tysiąc lat, jakby to inna osoba grała, a nie ja - mówiła w 2019 roku. Przez pandemię czas mógł się jej dłużyć jeszcze bardziej, ale rakiety nie odłożyła.

W Warszawie stara się postawić kolejny krok w drodze powrotnej do pierwszej setki. Wypadła z niej w październiku 2018 roku. Wiele nie brakuje - aktualnie zajmuje 127. miejsce w rankingu WTA. Do Polski przyjechała w dobrej formie. W kwalifikacjach pokonała dwie przeciwniczki i przedostała się do turnieju głównego. W nim czeka na nią Holenderka Arantxą Rus.

Największym hitem pierwszej rundy niewątpliwie będzie jednak starcie Igi Świątek z Magdaleną Fręch. Ten pojedynek zaplanowano na środę. Portal WP SportoweFakty przeprowadzi relację live z tego spotkania.

Zobacz też:
Kapitalna seria w meczu Polki. Chwalińska wykonała zadanie
Na turniej i w odwiedziny. Włoszka o polskich korzeniach zagra w Warszawie

Komentarze (0)