Redakcja PZTS: Spełniło się marzenie i Dartom Bogoria jest w strefie medalowej Ligi Mistrzów. Kamień spadł z serca?
Paweł Fertikowski, trener Dartom Bogoria Grodzisk Mazowiecki: Kilka razy byliśmy w ćwierćfinale, ale nie mogliśmy przebić się do najlepszej czwórki. Wreszcie się powiodło, piszemy historię klubu, dokładając kolejny międzynarodowy sukces. Ciążył brak podium w prestiżowych rozgrywkach, ale czy spadł kamień z serca? Nie, bo już patrzymy do przodu i koncentrujemy się na półfinale z Borussią. Zrobię wszystko, aby jak najlepiej przygotować zespół. Chciałbym, aby zawodnicy i kibice mówili, że "Wielki Dartom Bogoria" gra z Borussią, a nie Dartom Bogoria z "Wielką Borussią". Dla nas to nowa i wielka szansa postaramy się ją wykorzystać.
Turniej finałowy LM odbędzie się w dniach 31 maja - 1 czerwca. Pozostało ponad 100 dni, więc mnóstwo czasu.
Teoretycznie tak, ale w praktyce zbyt wiele go nie będzie. Przed nami mecze Lotto Superligi, starty zawodników w turniejach serii World Table Tennis, za chwilę Miłosza Redzimski wyjeżdża na TOP 16 do Szwajcarii. Potem rozgrywane będą mistrzostwa Polski, a kilka tygodni później mistrzostwa świata w Katarze. Mam nadzieję, że znajdziemy 7-10 dni na spokojny trening całego składu.
Zacząłeś występować w Dartomie Bogorii w wieku 19 lat w 2010 roku. Już wtedy mówiło się o medalu w Lidze Mistrzów?
Trafiłem do klubu z dużymi aspiracjami w kraju i Europie. Mnóstwo było meczów o stawkę. Oczywiście najlepiej wspomina się wygrane. Jesienią 2011 roku w fazie grupowej Ligi Mistrzów pokonaliśmy Borussię 3:1, dwa punkty zdobył Koreańczyk Oh Sang Eun, a jeden Daniel Górak. Zagrał też Wang Zeng Yi, a ja byłem wśród rezerwowych. To wtedy ikona niemieckiego klubu Timo Boll powiedział, że Oh był nie do zatrzymania. Nasz klubowy kolega obronił 4 meczbole w 4 secie, ostatecznie zwyciężając 3:2.
ZOBACZ WIDEO: Matka legendy była w szoku. Zamiast Siódmiaka widokówkę wysłał... kolega
Przegranych dwumeczów ćwierćfinałowych LM było kilka. Jak je zapamiętałeś?
Zawsze walczyliśmy z rywalami jak równy z równym, ale też nigdy nie zdarzyło się, że byliśmy o włos od półfinału. Mówię o okresie, kiedy byłem zawodnikiem Dartomu Bogorii. Chłopaki opowiadali o dwumeczu np. z UMMC Jekaterynburg. Zwyciężyli u siebie 3:1, zaś w rewanżu zabrakło… dwóch piłek od awansu. Ostatecznie przegrali bilansem setów. Dziś doszłoby do tzw. dogrywki, której nie było kilka lat temu.
Pamiętam potyczki z Borussią, pokonałem m.in. Achantę z Indii i Niemca Suessa, ale niemal zawsze zwyciężali przeciwnicy. Chciałbym poprawić bilans 31 maja... Mamy jakościowy zespół, pracujemy na najwyższym poziomie, więc wszystko jest możliwe.
Tym razem w 1/4 finału spotkaliście się z Solex-Consult Wiener Neustadt. Austriacy byli w waszym zasięgu, ale to oni rok temu zdobyli brąz w Lidze Mistrzów i zostali wyżej rozstawieni.
Wypracowaliśmy sobie przewagę na wyjeździe, wygrywając 3:0. Ktoś powie, że wysoki wynik, a wcale łatwo nie było, gdyż w pierwszym i drugim pojedynku triumfowaliśmy po 3:2. Poza tym oceniam zespół widząc i przygotowania, i mecz. Najbardziej obawialiśmy się Amirrezy Abasssiego, Irańczyka z nietypowym style gry. I jego można pokonać.
Na rewanż nie przyjechał Abbasi, a jego miejsce zajął David Ye.
Kiedy Austriacy ogłosili skład byliśmy trochę zdezorientowani. I nie do końca ufaliśmy, że podali wszystkie nazwiska. Cały czas miałem przygotowaną rakietkę pod styl gry Abbasiego. Spodziewaliśmy się, że przyleci z turnieju w Duesseldorfie do Grodziska Mazowieckiego. Zastępujący go David Ye był dla nas nieznaną osobą, ale sportowo nie dorównuje Azjacie.
U siebie 3:0 i w małych punktach 99:50. Trener gości powiedział, że „to najcięższa porażka w historii klubu w europejskich pucharach”.
Bardzo dobrze mecz zaczął Miłosz Redzimski, pokonując Chorwata Frane Kojicia. Świetnie spisał się też Panos Gionis, wygrywając z drugim Chorwatem Ivorem Banem. Solidną kropkę nad "i" postawił Marek Badowski. Drużyna zagrała bojowo i z ogromnym przekonaniem, że jest szansa! Ale ta szansa nie paraliżowała nas, lecz mobilizowała. Byliśmy bardzo silni mentalnie.